Sprawca hiszpańskiej corridy w Zabrzu

Niewątpliwym bohaterem meczu Górnika z Rakowem był Ivan Lopez. Zawodnik gości po raz pierwszy zagrał w wyjściowym składzie ekipy spod Jasnej Góry i zaprezentował się z najlepszej strony.


Przenosiny Hiszpana pod Jasną Górę można było uznać za spore wydarzenie. W Rakowie nie było jeszcze zawodnika o podobnym doświadczeniu i umiejętnościach. Nieoficjalnie mówi się, że ma najwyższą pensję w całym zespole. Faktem jednak jest, że podobnie jak niektórzy zakontraktowani przez klub piłkarze potrzebował kilku tygodni, by odnaleźć się w nowym środowisku i innym niż dotychczas ustawieniu. Ponadto prawdopodobnie najlepsze chwile w swojej karierze przeżywa Marcin Cebula, jego rywal do miejsca w wyjściowej jedenastce. To utrudniło Lopezowi regularną grę w pierwszej drużynie i do sobotniego spotkania na murawie pojawiał się w końcówkach spotkań.

Zagrożenie koronawirusem u Cebuli sprawiło, że Hiszpan wskoczył do pierwszego składu Rakowa, i to na mecz z Górnikiem, teoretycznie jeden z najcięższych na początku tego sezonu. Do tej pory Lopez zaliczał epizody, w których nie prezentował nad wyraz okazale. Kilka dryblingów, uderzeń, trochę szumu na skrzydle i to w sumie tyle. Jak na tak duże nazwisko, jak na warunki Rakowa i ekstraklasy spodziewano się więcej. Lopez najwyraźniej potrzebował wejścia od początku spotkania, by wskoczyć na odpowiednie obroty.

Raków spotkanie w Zabrzu wygrał głównie za sprawą Hiszpana. Dwukrotnie ukąsił Górnik, a każda z bramek zdobytych przez Lopeza należała do kategorii co najmniej ładnych. W jego ruchach widać było dobre wyszkolenie techniczne, co przełożyło się zresztą na pierwsze trafienie, gdzie dwukrotnie założył rywalom „siatkę” Hiszpan udowodnił, że w ruchu Rakowa nie było przypadku. To spotkanie pokazało także, że pozycja Cebuli w pierwszym składzie jest zagrożona, a Lopez daje sygnał, że może być w przyszłości czołowym zawodnikiem ligi.


Fot. Rafał Rusek/PressFocus