Spychała: Gram ryzykownie, na granicy przepisów

Bogdan NATHER: Nie miał pan najmniejszych wątpliwości, podpisując latem ubiegłego roku kontrakt z GKS-em Jastrzębie? To przecież nowicjusz w I lidze.

Maciej SPYCHAŁA: – Przychodząc do GKS-u z III ligi, bo przecież grałem tylko w rezerwach Zagłębia Lubin, nie wahałem się ani chwili. Zwłaszcza, gdy trener Skrobacz zapewnił mnie, że przydam się zespołowi.

Miał pan wtedy propozycje z innych klubów?

Maciej SPYCHAŁA: – Owszem, były inne propozycje, ale oferta z Jastrzębia była najbardziej konkretna i najlepsza z mojego punktu widzenia.

Był pan zaskoczony, a może nawet niezadowolony, że trener Jarosław Skrobacz obsadził pana w roli defensywnego pomocnika?

Maciej SPYCHAŁA: – Nie, bo to jest moja nominalna i chyba optymalna pozycja. Dlatego nie byłem zaskoczony, że jestem ustawiany na środku pomocy. W rezerwach Zagłębia Lubin bardzo często – z konieczności – grywałem na środku obrony. Nigdy nie byłem ustawiany na boku, zawsze na środku.

Jesienią jeden mecz zagrał pan na stoperze. Mam na myśli wyjazdowy pojedynek z Puszczą Niepołomice. Czuł pan z tego powodu jakiś dyskomfort? W końcu duża odpowiedzialność.

Maciej SPYCHAŁA: – Rzeczywiście, czułem się trochę nieswojo, znacznie pewniej czuję się na środku pomocy. Zagrałem tylko 50 minut, bo więcej mi nie było dane (Maciej Spychała został ukarany dwa razy żółtą kartką i został usunięty przez sędziego z boiska – przyp. BN), ale nie wyglądało to źle. Myślę, że zagrałem poprawnie.

Aklimatyzacja w nowym klubie była bezproblemowa? W końcu komuś zabrał pan miejsce w podstawowej jedenastce…

Maciej SPYCHAŁA: – Nie było żadnych problemów, nowi koledzy bardzo dobrze mnie przyjęli. W końcu w kadrze jest wielu młodych zawodników.

Najlepszy mecz w pańskim wykonaniu w rundzie jesiennej?

Maciej SPYCHAŁA: – Trudno mi powiedzieć, który był najlepszy w moim wykonaniu. Jeżeli jednak musiałbym wybrać, to stawiam na wyjazdowy mecz z Odrą Opole. To było nasze pierwsze zwycięstwo w sezonie, na dodatek na boisku drużyny, która nie ukrywała i nie ukrywa wysokich aspiracji. To było dla nas przełomowe spotkanie, bo od tego momentu ruszyliśmy z miejsca.

Któreś ze spotkań chciałby pan wymazać z pamięci?

Maciej SPYCHAŁA: – Chyba wspomniany już przez pana wyjazdowy mecz z Puszczą, ale nie dlatego, że nic mi nie wychodziło. Głównie dlatego, że zostałem ukarany czerwoną kartką i osłabiłem swoją drużynę.

Generalnie jest pan z siebie, ze swojej gry, zadowolony? Miejsce GKS-u w ligowej tabeli pana satysfakcjonuje?

Maciej SPYCHAŁA: – Chyba nie ma piłkarza, który byłby zadowolony w stu procentach ze swojej gry. Zawsze przecież może być lepiej. Na pewno jeszcze nie pokazałem wszystkiego, co potrafię. Patrząc jednak na to, że to jest mój pierwszy sezon w I lidze, mogę chyba być zadowolony. Miejsce drużyny w tabeli też mogłoby być wyższe, lecz nie narzekajmy, jest co najmniej przyzwoite. Graliśmy poprawnie, a momentami dobrze.

Jedyne, czego panu brakuje, to strzelona bramka na zapleczu ekstraklasy?

Maciej SPYCHAŁA: – Może nie jest to jedyny „mankament”, bo fajnie byłoby mieć gola na koncie. Miałem taką szansę w meczu z Garbarnią Kraków, ale wtedy Kamil Adamek nieświadomie zablokował mój strzał głową, po którym piłka zmierzała do bramki. Nie będę się jednak napinał, myślę, że to przyjdzie samo.

Toczy pan korespondencyjną „walkę” ze swoim bratem bliźniakiem Mateuszem, który gra obecnie w Stali Mielec?

Maciej SPYCHAŁA: – Długo grałem z Mateuszem w jednym zespole juniorów Warty Sieraków i Lecha Poznań. Potem trafiliśmy do drugiej drużyny „Kolejorza” i nasze drogi się rozeszły. On odszedł wcześniej z Lecha, grał w II lidze w Radomiaku, w zeszłym sezonie w Wigrach Suwałki, a teraz w Stali Mielec. Nie rywalizujemy ze sobą „korespondencyjnie”. Niedawno, w meczu w Mielcu, po raz pierwszy zagraliśmy przeciwko sobie. To było dziwne, specyficzne uczucie, chociaż w trakcie gry nie myślałem, że w przeciwnej drużynie gra mój brat. Na boisku nie stoczyliśmy jednak ani jednego bezpośredniego pojedynku, bo on grał na boku obrony, a ja na środku pomocy.

W poprzednim sezonie, w rezerwach Zagłębia Lubin, „złapał” pan 9 żółtych kartek. Teraz ma już ich pan osiem. Gra pan znacznie ostrzej niż do tej pory?

Maciej SPYCHAŁA: – Środkowy pomocnik często narażony jest na karę w postaci żółtej kartki. W tej strefie boiska jest to ostatni moment, by przerwać groźny atak przeciwnika i zostać ukaranym tylko żółtą kartką. Konsekwencje późniejszego przerwania akcji rywali mogą być bardziej dotkliwe, z czerwoną kartką lub rzutem karnym włącznie. Gram często na granicy przepisów, więc faule i żółte kartki się zdarzają.

To prawda, że otrzymał pan ofertę z klubu ekstraklasy?

Maciej SPYCHAŁA: – Owszem, jest zainteresowanie klubu z ekstraklasy i z pierwszej ligi, ale konkretnej propozycji jeszcze nie otrzymałem. Mój kontrakt w Jastrzębiu obowiązuje jeszcze przez półtora roku, na razie skupiam się na tym, by jak najlepiej przygotować się do rundy wiosennej.

Przecież Lecha Poznań i Zagłębie Lubin wcześniej miały pana pod ręką…

Maciej SPYCHAŁA: – Widocznie wówczas moje umiejętności jeszcze nie były wystarczające na grę w ekstraklasie.

 

Na zdjęciu: W rundzie jesiennej Maciej Spychała (z lewej) był jednym z kluczowych zawodników GKS-u Jastrzębie. Najbardziej zadowolony był z meczu z Odrą Opole.