Stachura, czyli człowiek ciepłolubny

Fanom polskiej ekstraklasy jego nazwisko niekoniecznie musi cokolwiek powiedzieć. Choć w piłkarskim CV ma między innymi Amicę Wronki i Widzew, a w sumie zaś – aż 20 klubów (!), nie zagrał ani minuty w „elicie”. Zresztą w owym zestawie klubowym aż osiem to ekipy cypryjskie właśnie (i co ciekawe – też nie ma wśród nich żadnej ekstraklasowej!). Od 12 lat wychowanek Stali Rzeszów mieszka bowiem na Wyspie Afrodyty i stamtąd prowadzi swoje „biznesy”.

Poważne: jest właścicielem agencji menedżerskiej, zajmującej się nie tylko piłkarskimi transferami, ale i organizacją zgrupowań. Na Cyprze oczywiście, ale także i w Turcji. Poprzedniej zimy z jego usług korzystały m.in. Śląsk i Wisła Płock (pobyt w Ayia Napa) oraz – wśród pierwszoligowców – GKS Katowice (Side/Belek). Latem spotkać go można było w Zabrzu – przy okazji pucharowej wizyty przy Roosevelta mołdawskiej Zarii Balti. W pakiecie usług świadczonych przez jego firmę figuruje bowiem także pomoc przy organizacji pobytu zagranicznych ekip w Polsce.

Przez Tunezję i Grecję

– Czemu Cypr? Bo ja zawsze byłem… ciepłolubny – uśmiecha się Robert Stachura. – Kiedy miałem 18 lat i byłem graczem Amiki, wysłano mnie na testy do Iraklisu Saloniki. Nie załapałem się, ale już wtedy wiedziałem, że będę dążyć do gry właśnie w takim klimacie – dodaje. I był konsekwentny; zdecydował się bowiem w pewnym momencie na wyjazd do… ligi tunezyjskiej, do Club Athletique Bizertin (jeden z czterech Polaków w historii, grających na kontynencie afrykańskim), a potem – do niższej ligi greckiej (Vyzas Megaron). – W międzyczasie wracałem do Polski i grywałem w niższych ligach. Ale gdy tylko nadarzała się okazja, jeździłem na sprawdziany „w ciepłe strony”.

Marka… upadła

Latem 2006 miał do wyboru grę na Malcie bądź na Cyprze. Najpierw poleciał sprawdzić warunki na tę drugą wyspę i… już się z niej nie ruszył. – Grałem tu tylko w II lidze, ale w otoczeniu czasem 9-10 zawodników z Hiszpanii, Portugalii, Holandii, Bułgarii, Rumunii – Cypr przyciągał piłkarzy nawet z takich krajów – wspomina Stachura. Polacy mieli wówczas w miejscowej piłce dobrą markę: głównie dzięki Łukasz Sosinowi (blisko 150 goli na tutejszych boiskach ligowych!), ale też Radosławowi Michalskiemu czy Sławomirowi Majakowi.

– Dzięki nim miejscowi zaufali polskim piłkarzom. Ale fakt, że polski klub tylko raz w ostatnim 20-leciu zagrał w Lidze Mistrzów, nie był i niej jest dobrą reklamą naszej piłki… – w ten sposób nasz rozmówca tłumaczy niemal całkowitą nieobecność rodaków w obecnym futbolu cypryjskim. – W tej chwili trafiają tu gracze dużo lepsi pod względem technicznym, niż ci, którzy wywodzą się z polskiego systemu szkolenia. Na dodatek paru chłopaków, których osobiście ściągałem do tutejszej ligi, przyznało otwarcie, że treningi na Cyprze są bardziej intensywne niż w Polsce – dodaje, wymieniając choćby nazwisko obecnego dyrektora sportowego „nafciarzy”, Łukasza Masłowskiego.

Krezusi są w… Polsce

W tym kontekście nie dziwi fakt, że w ostatnich latach futboliści częściej podróżowali w przeciwnym kierunku; również za sprawą Robera Stachury. Marco Paixao, Orlando Sa, Dossa Junior – to przykłady pierwsze z brzegu, a każdy z tych graczy okazał się znaczącą postacią swego zespołu. – Dlatego dziwi mnie, że w zasadzie nikt z polskiej ekstraklasy nie przyjeżdża tu oglądać piłkarzy grających na Cyprze. Tymczasem – choć jest parę klubów płacących „na polskim poziomie” – z reguły zarobki są tu niższe. Paixao zarabiał tu trzy razy mniejsze pieniądze, niż dostał w Śląsku – zdradza.

W tym roku – podobnie jak 12 miesięcy temu – na Cyprze szykować się będą do sezonu Górnik i Wisła Płock. Czy ich pobyt – zgodnie z sugestią Roberta Stachury – zaowocuje zainteresowaniem którymś z grających na Wyspie Afrodyty zawodników?

 

Na zdjęciu: Robert Stachura żyje z piłki. A może i z… dwóch?