Stacja IX – Ruch upada po raz trzeci

1. NIEWYPAŁ WBREW LOGICE

Dariusz Fornalak po spadku z pierwszej ligi zmontował przy Cichej ciekawą kadrę. I choć był w wypowiedziach bardziej powściągliwy niż działacze, unikał deklaracji związanych z awansem, to na papierze tamta drużyna dawała nadzieje nawet na coś więcej niż środek tabeli. Była zbudowana w większości na ludziach z regionu, wsparta charakternym szczecinianinem Robertem Obstem, którego szkoleniowiec znał z czasów pracy w Pogoni. Zdarzały się przebłyski – jak wysokie zwycięstwa ze Skrą Częstochowa (4:0), Rozwojem Katowice (3:0) czy Resovią (5:1) – ale Ruch był w zbyt dużym stopniu uzależniony od indywidualnych błysków Mateusza Bogusza. Gdy na przełomie października i listopada Fornalaka zastępowano Wleciałowskim, zespół był na 13. miejscu z 2-punktową przewagą nad strefą spadkową. O ile temu krachowi, do którego potem doszło przy Cichej, trudno było specjalnie się dziwić, o tyle fakt, iż nie wypaliła drużyna Fornalaka, mógł dziwić jak najbardziej.

2. ZIMOWA WYPRZEDAŻ

Artur Balicki, Mateusz Bogusz, Jakub Kowalski, Maciej Urbańczyk – to lista podstawowych jesienią zawodników Ruchu, z którymi klub rozstał się zimą, choć nie musiał. Dorzucić można do niej też napastnika Mateusza Majewskiego, który strzelał gole w I lidze. Owszem – pewnie trudno byłoby blokować Bogusza, pukającego dziś coraz mocniej do pierwszego zespołu Leeds United. Niejasności były też wokół Balickiego – mówiło się, że chorzowianie muszą go sprzedać, by zarobić na nim jakiekolwiek sensowne pieniądze. Padło na Wisłę, w której dotąd 19-letni napastnik zdołał jedynie zadebiutować… Z Kowalskim wystarczyło przedłużyć kontrakt – on sam był chętny – a z Urbańczykiem: nie rozwiązywać ważnej umowy.

Zabrakło kogoś, kto w odpowiednim momencie uderzyłby ręką najpierw w swoje czoło, potem w stół, i powiedział: „Panowie, stop. Chyba przesadzamy. Dość tych osłabień, bo spadniemy”. Kojarzymy styczniową rozmowę z Wojciechem Kędziorą na portalu niebiescy.pl, w której doświadczony napastnik wyrażał obawy po odejściu takiej liczby podstawowych zawodników. Jak widać, nikt przy Cichej nie chciał przewidzieć, czym to się może skończyć, co najbardziej obciąża dyrektorów Ziętka (byłego) i Mandlę (obecnego) oraz trenera Wleciałowskiego. Przecież w zamian kontraktowani byli zawodnicy niemal wyłącznie z niższych lig.

3. JAKA TU WIZJA?

Wspominaliśmy o jasnych założeniach Dariusza Fornalaka – odbudowie II-ligowego Ruchu w oparciu o ludzi „z tej ziemi”. W składzie na inaugurujący sezon mecz w Tarnobrzegu pojawiło się sześciu Ślązaków, do tego grający w Chorzowie od lat Michał Walski i Gracjan Komarnicki czy lubiany przez kibiców Jakub Kowalski. Po zmianie trenera i zakończeniu długiej jesieni zupełnie zmieniono kurs. Pozyskiwano zawodników według klucza: „większa wartość sportowa niż rynkowa”. Zwracano uwagę, że spora część z nich – mimo że ściągnięta z niższych klas – to wychowankowie dużych piłkarskich akademii. Michał Mokrzycki niby z Sandomierza, ale z Kielc. Mateusz Lechowicz – z Kędzierzyna-Koźla, ale wykształcony w Zabrzu. I tak dalej… Skoro dziś Ruch jest już praktycznie dwiema nogami w III lidze, to widać, że ten projekt się nie powiódł. Ale jak mógł się powieść, skoro na 13 wiosennych kolejek ściągnięto 8 nowych zawodników, a 9 pożegnano? Ta rotacja była zbyt duża, by mogło się to skończyć dobrze.

4. ZDRADLIWE SPARINGI

Czy pamiętacie jeszcze, że zimą pisaliśmy o Ruchu jako drużynie… najlepszej w Polsce? Prócz „Niebieskich” nikt inny na szczeblu centralnym nie mógł się pochwalić kompletem sparingowych zwycięstw. Choć drużyna była de facto w stałej przebudowie, wygrała wszystkie siedem meczów kontrolnych, rozbudzając apetyty kibiców, wśród których nie brakowało żalu, że strata do podium jest już zbyt duża, a zajęcie 4. miejsca – w odróżnieniu od poprzednich lat – nie daje przepustki do gry w barażu o pierwszą ligę.

Nikt wtedy nawet nie pomyślał, że chorzowianie mogą zaliczyć trzeci spadek z rzędu. Przyszła jednak wiosna i Ruch wygrał tylko 1 z 11 spotkań – a żadnego pod wodzą Marka Wleciałowskiego. Sparingi w żaden sposób nie zweryfikowały siły zespołu. Może gdyby lista rywali była bardziej wartościowa, lampka ostrzegawcza zapaliłaby się przy Cichej znacznie wcześniej, a – co za tym idzie – i czasu na reakcję byłoby więcej. Prócz GKS-u Tychy, „Niebiescy” grali wyłącznie z III-ligowcami, choć nie można zapominać, że gładko pokonali dzisiejszych liderów grup III i IV: Górnika Polkowice i Podhale Nowy Targ.

5. GDZIE CI WYCHOWANKOWIE?

Spokojnie się utrzymać, zająć jak najwyższe miejsce i wygrać Pro Junior System – takie były cele Ruchu na rundę wiosenną. Po sprzedaży Balickiego i Bogusza było pewne, że to ostatnie – a więc triumf w klasyfikacji promującej kluby stawiające na wychowanków i młodzieżowców – będzie trudne do zrealizowania; mimo zimowania na pierwszej pozycji. Teraz to już i tak akademicka dyskusja, bo PZPN premii za PJS dla spadkowiczów nie przewiduje, ale i w tym względzie „Niebiescy” mieli problemy. Jedynym regularnie grającym młodzieżowcem punktującym dla Ruchu w PJS podwójnie był Bartłomiej Kulejewski. Sorry – ale podczas wielu meczów na środku obrony była to tykająca bomba.

Rzadko korzystano z Bartłomieja Wdowika, Bartosza Nowakowskiego wypożyczono zimą do trzecioligowej Soły Oświęcim, a z mało zrozumiałych względów odstawiono na boczny tor Dominika Małkowskiego, któremu zimą proponowano przenosiny do… Śląska Świętochłowice. O tym, że Ruch wiosną miał problem z młodzieżowcami, świadczy epilog meczu z Elaną Toruń. Czerwoną kartką ukarany w nim został Lukasz Duriszka, mimo że faulował nie on, a Mateusz Lechowicz. Klub postanowił jednak nie odwołać się – bo Lechowicz ma status młodzieżowca. W PJS Ruch jest dziś na 2. miejscu, za Rozwojem. Jednym i drugim koło nosa przejdzie spora kasa – odpowiednio 1,1 i 0,8 mln zł. Ruch traci ją już drugi rok z rzędu.

Ostatnie dni prezesa?

6. WYJAZDOWY KOSZMAR

Po raz ostatni Ruch wygrał mecz o punkty poza Chorzowem niemal rok temu – w maju 2018 w Opolu, ale 3:0 z Odrą uchodziło już za zwycięstwo pyrrusowe, gdy szanse na utrzymanie na zapleczu ekstraklasy były iluzoryczne. W tym sezonie „Niebiescy” na wyjazdach byli pośmiewiskiem. Ich bilans to 4 remisy, 11 porażek, 9 zdobytych i 24 stracone bramki. W tym roku chorzowianie byli w stanie zapunktować jedynie w Elblągu. Jedyny raz w II lidze Ruch prowadził poza Chorzowem, gdy na 1:0 w Wejherowie trafił Foszmańczyk. I to prowadzenie trwało 12 minut. Mówimy o 14-krotnym mistrzu Polski, który po raz pierwszy w 99-letniej historii znalazł się na trzecim szczeblu rozgrywkowym! To jest hańba! A dopełnia ją fakt, że jedyną wygraną w roli gości Ruch odniósł… przy Cichej, bo Rozwój Katowice nie podjął się organizacji derbów na swoim stadionie, woląc dwa razy grać w Chorzowie.

7. „NIEBIESKA RODZINA”

Od dawna Ruch nie miał trenera „z zewnątrz”. Tym ostatnim był bodaj – i kompletnie się nie sprawdził – Jacek Zieliński. Potem przyszła era Jana Kociana, którego najbliższymi współpracownikami byli jednak Dariusz Fornalak i Karol Michalski, przesiąknięci chorzowskim futbolem. Po Kocianie – Waldemar Fornalik, a po Fornaliku – zaczęło się walić. Oczywiście – pod wodzą trenera z „niebieskiej rodziny”. To znamienne, że odkąd Janusz Paterman rozstał się z „Waldkiem Kingiem”, najlepsze wyniki drużyna notowała pod wodzą Juana Ramona Rochy. Przyleciał do Chorzowa na prośbę Krzysztofa Warzychy, którego prowadzenie Ruchu przerosło.

Przez ostatni rok pracowali też Dariusz Fornalak, Marek Wleciałowski… Nawet powrót Kociana, który dokonał się w kwietniu, trudno było uważać za powiew wielkiej świeżości – tym bardziej, że członkami jego sztabu szkoleniowego są Michalski i Fornalak. Nie twierdzimy oczywiście, że to źle, ale może kogoś z tym całkowicie świeżym spojrzeniem przy Cichej zabrakło. Gdyby wcześniej nie zadzwoniły Wigry Suwałki, bardzo możliwe, że chorzowski zespół kończyłby sezon z Mirosławem Smyłą. Nie wiemy, czy to by pomogło, nie ujmujemy też Kocianowi i jego współpracownikom warsztatu, ale pewnie gorzej by nie było. A z tą „niebieską rodziną” – nawet nie tyle dotyczy to trenerów, co działaczy – jest trochę tak jak w tym cytacie z „Psów”: – Czasy się zmieniają, ale pan zawsze w komisjach.

8. PROBLEMY FINANSOWE

Polski Związek Piłkarzy ujawnił niedawno, że 53 procent piłkarzy grających aktualnie w II lidze przyznało, iż w ich obecnym klubie zdarzają się opóźnienia w wypłatach wynagrodzeń. Ruch nie był tu wyjątkiem. Zaległości w pensjach były jesienią, były (są…) również i tej wiosny. I choć nikt w tym sezonie nie rozwiązał kontraktu z „Niebieskimi” z winy klubu (takie prawo nabywa się, gdy poślizg przekracza dwa miesiące), to z pewnością te wszystkie obsuwy nie ułatwiały drużynie zadania. To już nie ekstraklasa, gdzie zarabia się po 20 tysięcy i więcej, mogąc żyć z oszczędności. Jeśli na Cichą trafiali zimą zawodnicy na dorobku, a dopiero przed Wielkanocą otrzymali wynagrodzenia za luty, to miało prawo w jakimś stopniu wpływać to na ich podejście i sposób realizacji obowiązków.

9. GEN PORAŻKI

Zdzisław Bik, szef grupy kapitałowej Fasing i rady nadzorczej Ruchu, przekonywał, że w opinii ekspertów większość zawodników stanowiących wiosenną kadrę ma umiejętności I-ligowe. To może przesada, ale nie mamy też wątpliwości, że większość tych ludzi spokojnie powinna poradzić sobie w przyszłości w II lidze. Jako zespół nie stanowili jednak monolitu. Skoro kroi się trzeci spadek z rzędu, trudno w kontekście Chorzowa nie pisać o czymś takim jak gen porażki. Ten klub nie jest na wznoszącej i to po prostu się udziela. Ile razy na GieKSę przyjeżdżał jej były zawodnik, który przy Bukowej zawiódł, i przypominał się kibicom dobrą grą albo strzelonym golem?

Całkiem często, prawda? No właśnie. Ogólny klimat wokół Ruchu, never ending story o nowym stadionie, terminy spłat rat układu sądowego z wierzycielami, porozumienie dwóch największych udziałowców, Carbonexu i miasta, z którego nic nie wynika, problemy z bieżącą płynnością finansową – wypadkową tego wszystkiego w ostatecznym rozrachunku i tak zawsze jest boisko.

Po odejściu Bogusza drużynie brakło też liderów. Średnia wieku była niewielka, Tomasz Podgórski i Wojciech Kędziora najlepsze lata mają dawno za sobą, wiosną odstawiony na boczny tor został Piotr Giel, a Tomasza Foszmańczyka zakontraktowano za późno, bo dopiero po czterech tegorocznych kolejkach. Nie zmienia to faktu, że jeśli drużyna, w której na przestrzeni całego sezonu grali Bogusz, Kowalski, Urbańczyk, Kędziora, Balicki, Foszmańczyk, Podgórski, Duriszka, Walski, Zieliński, Giel – i tak możemy sobie wymieniać długo – spada z II ligi, okazuje się słabsza od Stargardu, Wejherowa, Tarnobrzegu czy innych piłkarskich „stolic”, to jest to paranoja, klęska i coś nie do wytłumaczenia.

***

KOMU ZALEŻY NA RUCHU?

W lutym 2017 roku Ruch wygrał przy Łazienkowskiej z Legią 3:1. Niewiele ponad dwa lata wystarczyły, by upokorzyć i zniszczyć legendę. Wina – mniejsza już o proporcje – leży po stronie wszystkich. Udziałowców prywatnych, miasta, byłych włodarzy, ale też kibiców i po prostu całego chorzowskiego środowiska, które swoją biernością pozwoliło, by klub umarł na rękach. Najbliższe tygodnie dadzą odpowiedź na pytanie, czy komuś jeszcze zależy na Ruchu; czy też „eRka” już całkowicie utopiła się w tym morzu koneksji, biznesów i wzajemnych zobowiązań. I w której lidze wystartuje. Dziś w Chorzowie zebranie rady nadzorczej. Jak to napisał na Twitterze wiceprezes stowarzyszenia kibiców „Wielki Ruch”, Grzegorz Joszko: – Ponoć w maju będzie burzowo…

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ