Stacja końcowa Moskwa

Henryk Górecki

Półfinał z Anglią odbędzie się na Łużnikach i tylko zwycięzca zagra tam jeszcze raz, ostatni mecz – finał 15 lipca. Pokonany o III miejsce zagra dzień wcześniej w Sankt Petersburgu, ale jak widać z zapowiedzi, do miasta nad Newą zespół Zlatka Dalicia się nie wybiera. – Kiedy tak długo jesteś w Rosji, byłoby wstyd nie zobaczyć Moskwy – mówi chorwacki selekcjoner. – Idziemy do końca, cel jest blisko i nie sądzimy, żeby teraz ktoś był w stanie nas powstrzymać.

Z takim trudem wywalczony w Soczi awans do półfinału uradował Chorwatów bardziej, niż efektowne 3:0 z Argentyną. To było w fazie grupowej, Messi i spółka wcale nie okazali się tacy mocni, gospodarz zawsze jest groźny, a wyeliminowanie go zapewniło strefę medalową. I szansę osiągnięcia czegoś więcej niż przed 20 laty. Jeśli tak się stanie „złoci chłopcy” z 1998 toku staną się teraz tylko „srebrni” – uważają chorwackie media. Wtedy Chorwaci w półfinale przegrali z gospodarzem Francją, teraz to im już nie grozi. Sukces jest tym większy, że Rosja „rosła razem z mundialem” i jak wynika ze statystyk z Chorwacją zagrała najlepszy mecz na turnieju. – Chorwaci zdemobilizowali nas na tydzień przed zakończeniem służby wojskowej i zrobili nam święto pracy – stwierdził selekcjoner „sbornej” Stanisław Czerczesow.

Nie była to fenomenalna gra, jak powiedział po meczu kapitan Luka Modrić, ale z perspektywy trybun i boiska to samo wygląda inaczej. Mając na uwadze fizyczne i taktyczne przygotowanie Rosjan, Chorwaci musieli dać z siebie wszystko, żeby dotrzymać im kroku. I tu jest problem, ile tych sił na Anglię im zostało. Dwie kolejne dogrywki i rzuty karne to dawka potężna i Chorwacja tego może nie wytrzymać. Nawet gdyby nie wiadomo jak chciała. Ludzie są tylko ludźmi, mają swoje ograniczenia.