Stan wrzenia w Kielcach
Mimo, że od zakończenia meczu Korony z Górnikiem Zabrze minęły dwie doby, emocje nie opuszczają sympatyków obu drużyn. Obie zwaśnione strony mają jednego wroga – sędziego Krzysztofa Jakubika z Siedlec. Kibice Górnika zarzekają się, że arbiter okradł ich z kompletu punktów, to samo zwolennicy zespołu Gino Lettieriego.
Kielczanie nie mają żadnych wątpliwości, że druga żółta kartka dla Jakuba Żubrowskiego była błędem sędziego, bo wślizg defensywnego pomocnika Korony był w piłkę i nie kwalifikował się do odgwizdania faulu. Natomiast zabrzanie upierają się, że zagranie zawodnika rywali kwalifikowało się do pokazania mu czerwonej kartki, bez zbędnych ceregieli z drugą żółtą. Dla nich faul na Szymonie Matuszku był ewidentny.
Zwaśnionych stron z pewnością nie pogodzimy, ale analizę tej konkretnej sytuacji eksperta w sprawach sędziowskich, Sławomira Stempniewskiego. – Trudno w tej sytuacji zarzucić sędziemu popełnienie błędu – powiedział na wstępie. – Piłkarz Korony prawidłowo wykonuje wślizg po ziemi i czysto trafia w piłkę. Ale drugą nogą „zabiera” zawodnika Górnika. Zdaniem arbitra użył do tego zagrania zbyt dużej siły, zrobił wślizg zbyt dynamicznie. Kiedyś jeżeli zawodnik najpierw trafił w piłkę, to dalsze konsekwencje były nieistotne. Teraz w trosce o zdrowie piłkarzy rozszerzono nad nimi parasol ochronny.
Sędzia nie miał prawa pokazać Żubrowskiemu bezpośredniej czerwonej kartki, co najwyżej – żółtą. Mógł też nie zakwalifikować tego zagrania jako faul, ale ocenił sytuację inaczej. To była sytuacja z tzw. szarej strefy, rozjemca miał dylemat do rozwiązania, a werdykt uzależnił od „temperatury” meczu.
W tym przypadku zgadzamy się z opinią Sławomira Stempniewskiego, ale nie mamy też żadnych wątpliwości, że w 39 minucie Mateusz Możdżeń za atak na kolano Igora Angulo musiał ujrzeć czerwoną kartkę. Żółty kartonik to stanowczo zbyt niski wymiar kary.