Stan wrzenia

Po ostatnim meczu w 2022 roku „Biała gwiazda” płonie… ze wstydu.


Po pucharowej porażce z II-ligowym Motorem Lublin przyszedł remis z ostatnią drużyną I ligi Sandecją Nowy Sącz. Gorszego scenariusza trener Wisły Kraków Radosław Sobolewski nie mógł chyba sobie wyobrazić.

– Znowu muszę to samo powtórzyć – ze smutkiem w głosie stwierdził na konferencji po niedzielnym meczu trener „Białej gwiazdy”. – Strzelamy bramkę, mamy sytuacje, aby podwyższyć rezultat i żeby spokojnie móc prowadzić grę, natomiast ponownie nie robimy tego i w końcówce tracimy gola. Ten mecz nie mógł się podobać z wielu względów. Na pewno musimy wziąć pod uwagę stan murawy i fakt, że więcej razy piłka była w powietrzu niż na boisku, natomiast byliśmy na to przygotowani. Uczulaliśmy na to nasz zespół i długo udawało nam się w sposób skuteczny rozbijać ataki Sandecji. Niestety nie ustrzegliśmy się znów jednego błędu i po nim straciliśmy bramkę, a co za tym idzie – bezcenne dwa punkty.

Po prostu dramatyczne

Krakowianie spędzą zimę na 10. miejscu w tabeli, mając 4 punkty straty do strefy barażowej, że o 10 oczkach dzielących ich od Puszczy Niepołomice zajmującej drugie miejsce premiowane na koniec sezonu bezpośrednim awansem do ekstraklasy nie będziemy nawet wspominać.

– Znowu muszę powiedzieć to samo – stwierdził w klubowych mediach kapitan Igor Łasicki. – W drugiej połowie zaczęliśmy głupio tracić piłkę i nie poszliśmy za ciosem, a powinniśmy. Z perspektywy boiska wydawało się, że skontrujemy Sandecję, bo w pewnym momencie zaczęła się mocno otwierać, ale tego nie zrobiliśmy i trudno powiedzieć, dlaczego tak się stało. Tak naprawdę to spotkanie w pełni obrazuje ostatnie pół roku, które w naszym wykonaniu było po prostu dramatyczne.

Spojrzeć w lustro

– To my wychodzimy na boisko, nie trenerzy, nie sztab. Taktyka to jedno, ale jeśli robimy proste błędy, to jest to tylko i wyłącznie nasza wina. Każdy z nas musi teraz spojrzeć w lustro i zacząć od siebie więcej wymagać, bo trzeba odmienić naszą sytuację w tabeli, ponieważ wiemy, o co gramy. Wierzę w tę drużynę i mam nadzieję, że na wiosnę będziemy wyglądać o wiele lepiej. Dojdą do nas kontuzjowani teraz zawodnicy i z pewnością wniosą doświadczenie, którego trochę nam brakowało, dlatego potrzebujemy ich obecności – zakończył Igor Łasicki.

Najczarniejszy rok

A kibice domagają się punktów i lepszej gry, bo takiej jaką prezentowali na finiszu rundy jesiennej zawodnicy Wisły Kraków jej sympatycy nie chcą już więcej oglądać.

– Zostaliśmy zepchnięci przez Sandecję do głębszej defensywy – tłumaczył jeszcze szkoleniowiec krakowian. – Rywal grał naprawdę bezpośrednio i w takiej walce niełatwo było ustawić linię obrony wyżej. Cały czas futbolówki wędrowały za linię naszej defensywy, więc musieliśmy ją ustawić odrobinę niżej, żeby to kontrolować. Te piłki może aż tyle zamieszania w naszych szeregach nie powodowały, ale za to brakowało później, po odbiorze, dłuższego utrzymania się przy futbolówce. Zbyt szybko i zbyt łatwo traciliśmy piłkę.

Nie potrafiliśmy oprzeć naszego ataku o linie ofensywne i znów piłki wracały za naszą linię obrony. Wiemy, że tak nie powinno to wyglądać i musimy zimą zrobić wszystko, żeby wiosną już się to nie powtarzało. Trzeba powiedzieć sobie szczerze, że jest to chyba najczarniejszy rok, który pamiętam nie tylko jako piłkarz i trener Wisły Kraków, ale też jako osoba śledząca to, co wcześniej działo się w klubie. Dzięki Bogu, że ten rok już się kończy i głęboko wierzę w to, że następny będzie o wiele bardziej optymistyczny.


Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus