Stanaszek: Wprowadzamy ekstraklasowe standardy

Jakub KUBIELAS: Prezesem klubu jest pan już 3,5 roku. Chyba śmiało można powiedzieć, że od momentu, kiedy objął pan tę funkcję, zmieniło się bardzo dużo.

Dariusz STANASZEK: – Muszę to przyznać. Wcześniej nie zajmowałem się piłką nożną; nawet na poziomie trzeciej ligi. Kiedy przyszedłem do klubu, mieliśmy jedno pomieszczenie i nikogo w biurze. Potrzebnego profesjonalizmu w działaniach było bardzo mało. Przemyślenie sobie strategii tego, co chcemy zrobić, zajęło nam trochę czasu.

Przez pierwsze pół roku przygotowywaliśmy się do tego, aby jakoś wyjść z problemów – bo takie problemy były, zarówno organizacyjne, jak i finansowe. Innymi słowy, wszystkie zaległości trzeba było popłacić, aby móc to wszystko dalej pociągnąć. Jednocześnie należało mieć jakiś plan na przyszłość. Chcieliśmy, w miarę możliwości, jak najszybciej osiągnąć stabilizację. Musieliśmy doprowadzić do tego, aby nasi piłkarze wiedzieli, że pieniądze będą na czas. Żeby nikt o nas nie pomyślał, że jesteśmy klubem na wyrost. I że potrafimy funkcjonować w ramach swoich realiów.

Było coś, czego obawiał się pan przed objęciem sterów w GKS-ie?

Dariusz STANASZEK: – Najbardziej przestraszony byłem tym, że każdy powtarzał, iż nie znam się na piłce nożnej. Sama kwestia zarządzania nie była dla mnie niczym obcym, bo się nie różni od zarządzaniem przedsiębiorstwem, a w tym miałem doświadczenie – nawet w zarządzaniu kryzysowym. Dlatego najbardziej bałem się sportowego aspektu prowadzenia klubu.

Na szczęście były ze mną osoby, które takie doświadczenie miały, bo generalnie dobiera się do współpracy ludzi, którzy są specjalistami. Ważne jest też to, że chcą się kształcić. Istotne, aby współpracować z osobami, które wiedzą, że chcą coś w danej dziedzinie osiągnąć. Zaczynając od pierwszego trenera, a kończąc np. na każdym pracowniku sztabu szkoleniowego i klubu. Lubię otaczać się ludźmi, którzy chcą coś osiągnąć i się rozwijać.

Nie boją się zdobywania wiedzy i bycia tym najlepszym. Podobnie jest z organizacją pracy w biurze. Poruszamy się w takiej materii, gdzie specjalistów brakuje. Przecież nie ma uczelni, która kształci ludzi do pracy stricte w klubie sportowym. Dlatego trzeba im pomóc, abyśmy wspólnie realizowali obraną strategię funkcjonowania w piłce nożnej. Wspólnie należy sobie wyznaczyć pewne cele, które chcemy osiągnąć, a następnie należy zacząć to robić.

Wydaje się, że kluczową decyzją dla rozwoju tego klubu było zatrudnienie w roli szkoleniowca Jarosława Skrobacza. Sam pan wpadł na ten pomysł?

Dariusz STANASZEK: – Nie ja wpadłem na ten pomysł. Mieliśmy spotkania z kilkoma trenerami. Zaznaczam, że nie było tak, iż za kadencji trenera Grzegorza Łukasika nic się nie udawało. Nadszedł jednak taki moment, kiedy ze względu na szereg problemów zespół nie był jednolity. Nie można przecież oczekiwać od ludzi efektów, skoro nie dostawali pensji na czas; kiedy pewne zasady nie były ustalone. To doprowadziło do znacznych kłopotów. Popatrzmy jednak na to z innej strony: większość tamtego zespołu gra dzisiaj na poziomie I ligi! Nie było zatem tak, że oni się nie nadawali. Był znaczny potencjał, który był niewykorzystany. Nie jestem zwolennikiem robienia rewolucji.

Najpierw należy wszystko dokładnie sprawdzić i zrobić rozeznanie. Trener Skrobacz podczas naszego pierwszego spotkania podchodził do tematu ze spokojem i niczego nie obiecywał. Chciał zobaczyć, jak to wszystko wygląda. My wiedzieliśmy jakie ma doświadczenie i gdzie wcześniej pracował. Dostrzegliśmy jego potencjał, a później okazało się, że to wypaliło. Przejął zespół na siedem kolejek przed końcem. Jeden mecz zakończył się remisem, a reszta naszymi zwycięstwami. Wtedy wiedzieliśmy, że podjęliśmy dobrą decyzję. Chcieliśmy, aby dalej to tak wyglądało. To już była praca całego zespołu. Ludzi, którzy uwierzyli w to, że jeżeli się chce, to można osiągnąć wiele.

Nie dawno przeczytałem jedną z pańskich opinii, że I liga jest dla GKS-u 1962 Jastrzębie przystankiem. Nie za odważnie?

Dariusz STANASZEK: – Zgadzam się, że to odważne stwierdzenie. Ale trzeba na to spojrzeć w ten sposób, że kiedy byliśmy w III lidze, to marzeniem nas wszystkich był awans do II ligi. Wtedy nie baliśmy się o aspekty sportowe, tylko zdecydowanie bardziej o kwestie organizacyjne. Zastanawialiśmy się, czy podołamy.

Do dziś uważam, że przeskok z III do II ligi był dla nas najtrudniejszy. Trzeba było przygotować dokumenty licencyjne, a my mieliśmy w biurze jedną dziewczynę, która pomagała nam to ogarnąć. Klub jest przecież spółką akcyjną i wiele rzeczy musieliśmy wyprostować, aby wszystko było odpowiednio prowadzone.

Tak, jak jest prowadzone obecnie. Odbyliśmy wiele spotkań, aby dowiedzieć się, jak to wszystko rozwiązać. Sportowo byliśmy przekonani, że sobie poradzimy, ale pod względem organizacyjnym takiej gwarancji nie było. Nie byliśmy pewni, czy spełnimy wszystkie wymogi. W podręczniku licencyjnym wszystko jest jasno określone.

Po przejęciu spółki wprowadziłem np. badanie bilansu finansowego, gdzie trzeba było wszystko na nowo zorganizować. Biegły rewident również nie był przekonany, czy sobie poradzimy? Czy zarząd podejmie takie wyzwanie? Cała nasza praca spowodowała jednak, że biegły mógł powiedzieć, iż notujemy wzrost sprzedaży o 600 procent. To pozwoliło nam dojść do wniosku, że zarząd funkcjonuje prawidłowo.

W III lidze operował pan zupełnie innymi kwotami, aniżeli teraz.

Dariusz STANASZEK: – Takich rzeczy już się nie ukrywa. W 2018 roku wydaliśmy 4,5 mln złotych. Rok zakończyliśmy stratą w wysokości ok. 60 tysięcy złotych. To niewielka kwota, biorąc pod uwagę, że nie do końca wiedzieliśmy, jaki jest zakres funkcjonowania klubu w I lidze. Cały czas staramy się podchodzić się do wydatków realnie.

Trzymamy się założeń. Trzeba mocno uważać, żeby nie przeinwestować. Wiadomo, że chciałoby się czegoś więcej, ale nie można się podpalać. Musimy sobie zdawać sprawę z tego, że w ciągu trzech lat więcej i tak nie dałoby się zrobić. Teoretycznie nie widać bowiem możliwości, aby robić awans za awansem. Pamiętajmy, że nasz klub to nie tylko pierwsza drużyna. To również akademia, szkoła mistrzostwa sportowego i fundacja z własną działalnością gospodarczą.

Do tego wszystkiego potrzeba czasu na rozwój i odpowiednich ludzi. Zajmujemy się tym wszystkim od dłuższego czasu, ale dalej trzeba patrzeć na to, co w wymienionych obszarach chcemy osiągnąć. Gdzie zamierzamy być za jakiś czas i w jaki sposób budować podstawy dla tego, aby myśleć realnie o czymś więcej. Byłoby głupotą powiedzieć, że tworzymy jakiś projekt i chcemy być w pierwszej lidze. Chcemy wytwarzać pewne standardy i je kontynuować.

Obecnie wprowadzamy takie rzeczy, które są standardami w ekstraklasie. Interesujemy się klubami, które sukces zdołały już osiągnąć. Do tego samego dążymy. Kiedy to nastąpi i w jaki sposób? To kwestia czasu, a także wyników rozmów z naszymi sponsorami i z miastem, które polegają na tym, aby zrobić coś, z czego każdy z podmiotów będzie mógł skorzystać.

Jastrzębie-Zdrój nie jest dużym miastem i zapewne opieranie klubu na samorządzie nie jest łatwą sprawą.

Dariusz STANASZEK: – Zdajemy sobie z tego sprawę, ale nasz zasięg nie dotyczy jedynie Jastrzębia-Zdroju. Musimy rozwijać zasięg naszej działalności na inne miejscowości. Cieszyn, Żory, Pawłowice… Chcemy zadbać o cały region. Wartość marketingowa, jaką osiągamy, to są już realne pieniądze. Niebawem wydajemy pierwszy numer magazynu klubowego, dzięki któremu będziemy mieć możliwość docierania do szerszego grona odbiorców. Mamy określone grono sponsorów, którzy chcą docierać do ludzi. Po to są potrzebne realne narzędzia marketingowe, dzięki którym jesteśmy w stanie działać na większą skalę.

Nie uważa pan, że miasto mogłoby mocniej wspierać klub?

Dariusz STANASZEK: – Trzeba mieć świadomość, że miasto pewną strategię we wspieraniu sportu, i nie tylko, musi posiadać, dlatego podchodzimy do sprawy z dużym zrozumieniem. Jeżeli miałbym na coś zwrócić uwagę, jeżeli chodzi o politykę miasta, to byłaby to młodzież. Bazujemy głównie na chłopakach z Jastrzębia-Zdroju. To jest coś niesamowitego, że jesteśmy w stanie – opierając zespół na wychowankach – grać na poziomie I ligi. To pokazuje jedynie, że warto. Pokazał to już wcześniej Kamil Glik. Potencjał w naszym mieście jest zatem ogromny, pojawia się jednak kwestia jego wykorzystania i stworzenie tej młodzieży jak najlepszych możliwości.

Na zdjęciu: W taki sposób Dariusz Stanaszek świętował, wraz z kibicami, awans do II ligi. Był czerwiec 2017 roku.