Ocean pełen przygód

Z urodzenia jest warszawiakiem. W wieku 8 lat zaczął trenować równolegle piłkę nożną i hokej, ale po niespełna roku pasja do tej drugiej dyscypliny zwyciężyła. I rozpoczęły się marzenia o wyjeździe do ojczyzny kauczukowego krążka – Kanady. Po kilku latach treningów na stołecznym „Torwarze” chciał spróbować zajęć w innej rzeczywistości i zaczął przekonywać rodziców, Annę i Tomasza, by zgodzili się na wyjazd za ocean. Choć rodzice podzielali i podzielają pasję syna, chwycili się za głowy i natychmiast pozbawili go złudzeń. Powiedzieli kategoryczne: nie! Po kolejnym roku znów im przypomniał o swoich marzeniach i rozpoczęły się przygotowania do wyjazdu za Wielką Wodę – tak właśnie rozpoczęła się 11-letnia hokejowa przygoda Filipa Starzyńskiego na drugiej półkuli. Obecnie, dość nieoczekiwanie, jest ona kontynuowana w… Tauronie KH GKS-ie Katowice. 25-latek miał już okazją zagrać w barwach nowego klubu, w półfinale Pucharu Kontynentalnego w Belfaście.

Sięgać wyżej

Dla 14-letniego chłopaka wyjazd za ocean wiąże się z wieloma wyzwaniami, z którymi trzeba się było zmagać. Zapewne nie zdawał sobie sprawę, że trzeba się zmierzyć z codzienną prozą życia. Ileż trzeba mieć wytrwałości, samozaparcia oraz innych cech charakteru, by przemierzyć taki hokejowy szlak… – Gdy wyjeżdżałem do Kanady, nie zdawałem sobie sprawy, co mnie jeszcze czeka – uśmiecha się nieśmiało Filip, zawodnik o drobnej posturze, w niczym nie przypominający twardziela na lodzie. – Początkowo byłem tam razem z mamą. Dostałem się do akademii w Penticton. Później trafiłem do miejscowej rodziny, bo takie tam obowiązują zwyczaje. Od początku do końca trwa rywalizacja i nie ma żadnej taryfy ulgowej. Chcąc dostać się do drużyny juniorskiej, trzeba się wykazać nie tylko umiejętnościami, ale i cierpliwością. Gdy skończyłem szkołę średnią, zacząłem szukać klubu, w którym mógłbym grać, bo to było najważniejsze. Trafiłem do zespołu juniorów Los Angeles Kings i to był już wyższy stopień wtajemniczenia. Moim celem były studia i występy w uniwersyteckiej drużynie.

Uniwersytecka edukacja

Po Los Angeles Kings przyszedł czas na występy – przez 3 sezony – w Bismarck Bobcats, ale młodemu hokeiście kołatała myśl o studiach. Pisanie o silnej konkurencji byłoby truizmem, ale wystarczy jeden przykład. Zaproszenie na pierwsze testy otrzymuje 100-120 młodych zawodników. Trenerzy przyglądają się im z uwagą, analizując wszystkie „za i przeciw”. O kolejnym zgrupowaniu zawiadomienie otrzymuje już tylko 40 kandydatów, zaś na obóz przed sezonem jedzie tylko 30. Do rywalizacji o punkty przystępuje 25-osobowa drużyna. – Hokej w warunkach uniwersyteckich to specyficzna dyscyplina i stąd wejście na ten szczebel zajęło mi 4 lata – tłumaczy Filip. – Bywają przypadki, że ktoś trafia do ligi uniwersyteckiej NCAA po skończeniu szkoły średniej, ale to rzadkość. W innych dyscyplinach – tak przynajmniej mi się wydaje – jest chyba nieco łatwiej.

Nasz bohater grał w zespole Uniwersytetu Północnego Michigan i jednocześnie studiował zarządzanie oraz rachunkowość.

– Studia już skończyłem, ale pozostało mi jeszcze pół roku do pracy dyplomowej i teraz robię to on line – wyjaśnia Filip. – Istnieje taka możliwość i chętnie z tego korzystam, a ludzie z uczelni są niezwykle przychylni. W lidze uniwersyteckiej można występować przez 4 lata i dlatego latem poszukiwałem innego zespołu. Otrzymałem zaproszenie na testy do Norfolk Admirals z ECHL, trzeciej ligowej siły w USA, ale nie zdołałem się przebić do podstawowego składu. Z kolei mój kumpel z pokoju, Robbie Payne, trafił do filialnego zespołu Dallas Stars w AHL. Ot, takie są różne hokejowe losy.

Nagła propozycja

Filip Starzyński, choć ma bogate doświadczenie za oceanem, dopiero dziś zadebiutuje w naszej ekstraklasie. – Nieźle to brzmi – 25-letni debiutant – śmieje się Filip. – Poprzez swojego agenta otrzymałem propozycję z Katowic i niezbyt długo się zastanawiałem. Ku uciesze rodziców, przyjąłem tę ofertę i – jak do tej pory – jestem z niej zadowolony. Rodzice się cieszą, bo z Warszawy do Katowic jest w miarę blisko, ale moja dziewczyna Paige jest smutna, bo dzielą nas tysiące kilometrów. Paige wiosną kończy studia, zaś w styczniu planuje przyjazd do Katowic, więc będzie okazja do pokazania jej ciekawych miejsc. Zwiedziła już Warszawę i Kraków. Rodzice przez cały czas mocno mnie wspierają i nawet wybrali się na półfinał Pucharu Kontynentalnego w Belfaście. Pewnie niebawem przyjadą zobaczyć mnie w meczach ligowych. Na razie skupiam się na tym, co mam do wykonania. Trafiłem do mocnej drużyny, która ma określone cele i chce je zrealizować. Nie zastanawiam się, co będę robił po sezonie. Pewnie wyjadę do USA i będę rozważał kolejne propozycje.

Starzyński był jedną z kluczowych postaci reprezentacji U-18 oraz U-20 i teraz będzie miał okazję pokazać się trenerom seniorskiej kadry. – Na razie nie zawracam sobie tym głowy, choć chciałbym się prezentować jak najlepiej – dodaje zawodnik.

Ciekawi jesteśmy, jak Filip Starzyński zaprezentuje się w najbliższy weekend w Sosnowcu i Tychach, na tle ligowych wyjadaczy. – Gdybym miał powtórzyć tę samą ścieżkę, zrobiłbym to bez stanowienia – mówi na pożegnanie zawodnik GieKSy.