Stefan Horngacher: Skoki czasem są bardzo dziwne

DAWID BOŻEK: Zaczął pan trzeci rok pracy z reprezentacją Polski. Wielokrotnie przy tym powtarzał, że jest pan szczęśliwy, pracując z tą grupą zawodników, ale kontrakt z Polskim Związkiem Narciarskim przedłużył tylko o 12 miesięcy. Mamy się czego obawiać?

STEFAN HORNGACHER: – W dalszym ciągu pracuje mi się tu dobrze. Ale jest wiele powodów, głównie prywatnych, dla których zdecydowałem się podpisać roczną umowę. Zresztą po roku mogę przecież przedłużyć umowę na kolejne 12 miesięcy, i tak dalej. Owszem, dłuższy kontrakt powoduje to, że trener czuje się „bezpieczny”, ale ja tak nie chcę. To, że podpisałem taką umowę, sprawia, że podejmuję kolejne wyzwanie i mogę znaleźć dodatkową motywację do pracy.

 

Minęły dwa miesiące od zakończenia sezonu zimowego. Wraca pan jeszcze myślami do momentów, kiedy Kamil Stoch robił z rywalami, co chciał, a drużyna sięgnęła po brązowy medal igrzysk, czy już całkowicie o nich zapomniał?

STEFAN HORNGACHER: – Absolutnie nie zapomniałem. Było po sezonie troszkę czasu, by przemyśleć ten poprzedni rok. To, co zrobił Kamil, było niewiarygodne, ale paradoksalnie takie sukcesy nie pomagają w pracy przed kolejną zimą. Musimy być bardzo skoncentrowani na nadchodzącym sezonie. Oczywiście, czasem wracamy do miłych wspomnień, ale jednocześnie chcemy więcej.

 

Stoch wygrał w swojej karierze prawie wszystko, więc wyobrażam sobie, że takiemu zawodnikowi może być trudno znaleźć motywację do dalszych treningów. Czy u Kamila jest to widoczne?

STEFAN HORNGACHER: – Zdecydowanie nie. Jego siłą jest to, że nie skupia się na wynikach, a na poprawie swoich skoków i wykonywaniu konkretnych zadań. Cały czas stawia sobie jakieś nowe cele. Chce być w każdym elemencie najlepszy. To właśnie jest jego motywacją do skakania.

 

Czy w takim razie jest w stanie skakać nawet do czterdziestki?

STEFAN HORNGACHER: – Tego nie wiem (śmiech). To trudne pytanie. Oczywiście mamy przykład Noriakiego Kasaiego, który mając 45 lat wciąż utrzymuje wysoką formę, ale trudno przewidzieć, jak będzie w przypadku Kamila. Najważniejsze jest jednak to, że on wciąż czerpie radość ze skoków, że jest zdrowy. Uważam, że decyzje o swojej dalszej karierze będzie podejmował z roku na rok.

 

Pozostańmy jeszcze w temacie poprzedniego sezonu. Po igrzyskach olimpijskich Stoch wygrał 5 z 7 konkursów. Czy jego siłą było to, że podczas gdy inni oddychali rękawami, on zachował świeżość do samego końca?

STEFAN HORNGACHER: – Na pewno. Nie pamiętam, by Kamil narzekał pod koniec sezonu na zmęczenie. Pod tym względem był przygotowany bardzo dobrze. Na finiszu Pucharu Świata okazało się, że jego poziom sprawności wynosił około 90 procent. To bardzo dobry wynik, a przy okazji efekt bardzo ciężkich treningów w lecie.

 

Czy to był więc powód, dla którego zdecydował pan, by już trzy dni po zakończeniu sezonu pańscy podopieczni rozpoczęli przygotowania do następnej zimy?

STEFAN HORNGACHER: – Zawsze sprawdzamy poziom sprawności skoczków i po Planicy była ona bardzo wysoka. Czemu więc nie podtrzymać jej także po sezonie? Owszem, rozpoczęliśmy treningi wcześniej niż poprzednio, ale skoczkowie nie mieli nic przeciwko temu. Zwłaszcza że rozkład treningów wyglądał następująco: tydzień pracy, tydzień odpoczynku – i tak przez ponad miesiąc. Już teraz mogę powiedzieć, że mamy przygotowaną bardzo solidną bazę fizyczną. Pod tym względem jesteśmy lepsi niż w zeszłym roku. Teraz przyszedł czas na dopracowywanie techniki. Choć lato to w teorii przyjemniejszy okres, bo nie ma presji rywalizacji, to wciąż wykonujemy ciężką pracę. Zresztą właśnie teraz jest na nią odpowiedni moment. Jeśli na tym etapie coś zrobimy źle, zimą tego nie nadrobimy.

 

W połowie maja wróciliście na skocznię. Jak prezentowali się pańscy zawodnicy?

STEFAN HORNGACHER: – Zacznijmy od tego, że bardzo dobrze wykorzystaliśmy czas zaraz po Planicy. Mieliśmy trening motoryczny, podczas którego nie pojawiły się żadne problemy. Wszyscy są w dobrej formie, a co najważniejsze – zdrowi. W Szczyrku i Wiśle pokazali, że ich technika skoku jest stabilna, na naprawdę wysokim poziomie. Naszym celem było to, by te przygotowania zawodnicy rozpoczęli z wyższego poziomu niż w zeszłym roku. Uważam, że nam się to udało i teraz możemy iść tylko w górę.

 

Podczas gdy Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Stefan Hula poprzedniej zimy zaliczyli sezon życia, Maciej Kot i Piotr Żyła zmagali się ze sportowym kryzysem. Po Planicy przyznał pan, że ma na nich plan. Jaki?

STEFAN HORNGACHER: – Poprzedni sezon dla Maćka i Piotrka nie był idealny. Owszem, prezentowali dobre skoki, ale szkopuł w tym, że nie cały czas. Ich forma nie była stabilna. Każdy z nich miał drobne problemy. Przeanalizowaliśmy je jednak i chcemy znaleźć dla nich taką drogę, żeby skakali na bardzo wysokim poziomie przez cały sezon. Nie mogę jednak zdradzić, jaki to plan. Zresztą, jeśli chcesz go zrozumieć, musisz znać cały kontekst. To trudne do wyjaśnienia. W przypadku obu skoczków to indywidualna kwestia.

 

To spróbujmy ten plan choć lekko odsłonić. Maciej Kot wielokrotnie w wywiadach powtarzał, że cały czas szuka jasnej wizji skoków. Co to znaczy?

STEFAN HORNGACHER: – Po prostu nie miał właściwego czucia na skoczni. Miał ogólny ogląd, jak skoki powinny wyglądać, wiedział, co robi źle, ale nie miał czucia, by poprawić swoje błędy w danym momencie. Wielokrotnie powtarzałem, że jeśli zawodnik ma jakiś problem na skoczni i skacze słabo, to ten problem jest jeszcze większy niż w rzeczywistości. Inaczej to wygląda w sytuacji, kiedy skoczek popełnia błędy, ale jego skoki są i tak dobre. To jest właśnie wyjaśnienie, dlaczego Maciej nie czuł się dobrze na skoczni. Skoki są czasami bardzo dziwne, wiele rzeczy rozgrywa się w głowie, ale ważne dla Maćka jest to, by z doświadczeń, które zebrał w poprzednim sezonie, wyciągnął pozytywne wnioski i wykorzystał je w przyszłości.

 

A Piotr Żyła? Czy jego problemy osobiste mogły mieć wpływ na jego postawę w poprzednim sezonie?

STEFAN HORNGACHER: – Nie wiem i trudno przypuszczać, by ktokolwiek to wiedział. Znałem jego sytuację dużo wcześniej, ale uważam, że to prywatna kwestia, dlatego nie chcę się na ten temat wypowiadać.

 

To wróćmy do sportu – jednym z pańskich warunków pozostania w polskiej kadrze były większe inwestycje w sprzęt i technologię. Udało się panu wynegocjować więcej pieniędzy na ten cel?

STEFAN HORNGACHER: – Tak, ale na co dokładnie przeznaczymy te środki, nie mogę powiedzieć. Jesteśmy zresztą na początku przygotowań i mamy sporo danych do przeanalizowania. Musimy sprawdzić, czy wszystko działa jak należy. Jednak na ten moment wygląda to pozytywnie.

 

Podczas ostatniego kongresu Międzynarodowej Federacji Narciarskiej wprowadzono przepis, by zawodnicy przechodzili pomiary wagi bez kasku, butów czy wkładek. Czy ta zmiana będzie mieć jakikolwiek wpływ na formę pańskich skoczków?

STEFAN HORNGACHER: – Nie sądzę.

 

Niektórzy jednak będą musieli przytyć, przez co skoczek staje przed dylematem: czy przybrać nieco na wadze, dzięki czemu długość nart pozostanie bez zmian, czy może kosztem tych brakujących dwóch kilogramów skrócić deski. A wiadomo: im dłuższe narty, tym większa powierzchnia nośna.

STEFAN HORNGACHER: – To indywidualna kwestia. Najważniejsze dla nas jest to, by skakać dobrze i mieć dobrą technikę. Wtedy nawet takie zmiany nie będą miały dla nas znaczenia.

 

Jaki jest cel polskiej kadry na sezon letni?

STEFAN HORNGACHER: – Jeśli chodzi o zawody Letniej Grand Prix, nie mamy sprecyzowanych celów. Po prostu chcemy przygotować się do nich jak najlepiej. Ważne jest to, by zawodnicy byli zdrowi, by nie dopadły ich kontuzje. Jeśli chodzi o przygotowania, chcemy rozwijać swój system, przeanalizować jak najwięcej informacji, a wnioski wdrożyć w dalszą pracę z zespołem.