Stoper z Podlasia mierzy wysoko

Łukasz Sołowiej dobrze zna olsztyński charakter, ale wyżej stawia możliwości GKS-u Tychy walczącego o prawo gry w barażach.


Łukasz Sołowiej jako pierwszy z zawodników GKS-u Tychy, którym kontrakty kończyły się 30 czerwca, podpisał nową umowę. Tuż przed restartem I-ligowych rozgrywek 31-letni stoper związał się z tyskim klubem do końca następnego sezonu z opcją przedłużenia na kolejne 12 miesięcy.

Nic więc dziwnego, że wychowanek Dębu Dąbrowa Białostocka stara się ze wszystkich sił, żeby drużyna Tomasza Horwata i Jarosława Zadylaka zakończyła ten sezon na jak najwyższym miejscu.

– Rozmowy o przedłużeniu kontraktu rozpoczęły się już w styczniu – mówi Łukasz Sołowiej. – Co prawda później pandemia spowodowała, że nie wybiegaliśmy myślami w przyszłość, ale gdy okazało się, że wracamy do gry, znowu usiedliśmy przy stole i uzgodniliśmy warunki mojego pozostania w zespole.

Nie ukrywam, że czułem się dowartościowany takim potraktowaniem. Przecież nie jestem już młodzieżowcem więc ucieszyłem się z tej życiowej stabilizacji, w solidnym finansowo i dobrze zorganizowanym klubie. Cieszę się też z tego, że zdobyłem zaufanie jako człowiek, którym swoim doświadczeniem ma wspierać młodych zawodników wchodzących do drużyny.

Gra „na żyle”

Swoje piłkarskie i życiowe doświadczenie stoper z Podlasia zdobywał między innymi w Stomilu Olsztyn. Dlatego najbliższy mecz tyszan ma dla niego sentymentalny podtekst.

– Spędziłem w Stomilu półtora sezonu – przypomina Łukasz Sołowiej. – To był trudny czas, bo w sezonie 2017/2018 w klubie przeżywającym problemy zmieniali się trenerzy, a drużyna walczyła o pozostanie w I lidze. Na olsztyńskim boisku byliśmy jednak groźnym rywalem nawet dla najlepszych.

Przekonał się o tym między innymi GKS Tychy, który jeszcze pod wodzą Jurija Szatałowa przegrał 0:2, a ja strzeliłem gola, ustalającego wynik. 2:0 wygraliśmy też wtedy z Miedzią Legnica, która wtedy maszerowała po mistrzostwo i awans do ekstraklasy. Tamta drużyna miała charakter i na spotkania z faworytami potrafiła się szczególnie zmobilizować.

Ta gra „na żyle” pozwoliła nam wywalczyć utrzymanie. Teraz też Stomil musi się oglądać za siebie i na pewno na mecz z nami zmobilizuje wszystkie siły, ale my też mamy o co grać i potrafimy pokazać charakter.

Potrafili się podnieść

Dla GKS-u stawką rywalizacji na finiszu sezonu jest awans do ekstraklasy. Do szóstego miejsca, dającego prawo gry w barażach, tyszanie tracą 2 punkty, ale postawą w drugiej połowie wtorkowego meczu z Wartą Poznań, udowodnili, że potrafią odrabiać straty nawet gdy sytuacja wydaje się już beznadziejna.

To właśnie w Grodzisku Wielkopolskim, po niewykorzystanym przez Łukasza Grzeszczyka rzucie karnym w 86 minucie, Łukasz Sołowiej w doliczonym czasie gry zdobył bramkę na wagę remisu.

– Od razu po meczu bardziej byłem jednak zły na siebie, że na początku meczu nie upilnowałem Bartosza Kieliby, który główkując po rzucie rożnym, strzelił nam gola – dodaje Łukasz Sołowiej.


Czytaj jeszcze: To był remis z nutką rozpaczy


– Przegrałem walkę o pozycję i dopuściłem do straty bramki, a przecież podstawową rolą obrońcy jest bronienie. Po przegranej 0:2 pierwszej połowie potrafiliśmy się jednak podnieść i zdominować trzecią drużynę tabeli, bo mieliśmy 75 procent posiadania piłki i w wyjazdowym meczu zamknęliśmy na połowie rywala, który jeszcze niedawno uchodził za głównego kandydata do bezpośredniego awansu.

Mój gol w ostatnich sekundach dał tylko remis. „Tylko”, bo z przebiegu gry byliśmy blisko 3 punktów.

Mierzą wysoko

– O zwycięstwo powalczymy też w Olsztynie, w meczu otwierającym 33 kolejkę, bo tylko wygrywanie w naszej sytuacji pozwoli nam z nadzieją czekać na wyniki z innych boisk. Dlatego musimy się skoncentrować. W przerwie meczu z Wartą padły mocne słowa, a trener Jarosław Zadylak, pokazał, że w dobrym tego słowa znaczeniu, potrafi wstrząsnąć zespołem.

Zdobyliśmy punkt, który sprawił, że nadal jesteśmy w grze, ale do pełni szczęścia potrzebujemy zwycięstw. Z taką właśnie wyjdziemy na boisko w Olsztynie, gdzie Stomil będzie grał z kontry, licząc na swojego snajpera Szymona Sobczaka. Dlatego musimy atakować i pamiętać o szybkim odbudowaniu obrony i dobrej grze defensywnej całej drużyny, która potrafi walczyć do ostatniego gwizdka.

Pokazaliśmy, że mamy nie tylko siły, ale także charakter, który powoduje, że w końcówkach też nie zwalniamy tempa i to powoduje, że na finiszu sezonu mierzymy wysoko – kończy Łukasz Sołowiej.

Fot. Dorota Dusik