Stowarzyszenie ludzi wielkiej wiary

Bilans selekcjonera Jerzego Brzęczka ma mocny przechył na prawą burtę. Pięć meczów, dwa remisy, trzy porażki. Smucą liczby, ale jeszcze bardziej martwi styl gry demonstrowany przez biało-czerwonych w ostatnich tygodniach. Refleksje po gdańskiej konfrontacji ze średniej klasy reprezentacją Czech szeregujemy w pięciu lapidarnych punktach…

1. Patent wojownika

Są takie sektory boiska, w których nie wystarczy ustawić doskonale wyszkolonego piłkarza. Oprócz umiejętności sportowych musi dysponować jeszcze „głową”, czyli odpowiednim potencjałem mentalnym. Czwartkowy występ drużyny narodowej pokazał, że Marcin Kamiński tego czegoś nie ma, a u Jana Bednarka coś takiego dopiero nieśmiało kiełkuje.

Już dziś można śmiało założyć, że w meczu o punkty nigdy więcej pary stoperów nie stworzą. Szef formacji obronnej powinien być urodzonym wojownikiem, a jeśli sytuacja tego wymaga – nawet boiskowym rozbójnikiem. Kamilowi Glikowi szerzej nie trzeba tego tłumaczyć. Jego opowieści o planowanej karierze na arenach MMA nie biorą się znikąd.

2. „Krycha” w piachu

Grzegorz Krychowiak na naszych oczach przechodzi do legendy. I na razie nic nie wskazuje na to, że zawróci. Jako reprezentant kraju bazuje w tej chwili wyłącznie na nazwisku, ale i ten kapitał wydaje się z meczu na mecz coraz bardziej zmurszały. A przecież chodzi o piłkarza, który jeszcze niedawno nazywany był generałem środka pola. Wszystko co złe, zaczęło się od spektakularnego – jak się wydawało – transferu z Sevilli FC do Paris SG. W Paryżu „Krycha” od początku czuł się wyśmienicie. Na tyle mocno, że początkowo próbował nawet podpowiadać lepszym od siebie, jak się ustawić i gdzie zagrać. Szybko jednak został wyrwany ze słodkiego letargu i… zaliczył mocny zjazd w zasadzie w każdym aspekcie kariery.

Dziś nadal można spotkać ekspertów, którzy go zaciekle bronią i przekonują, że odgrywa w zespole narodowym niepoślednią rolę. Coraz częściej jednak słychać pod jego adresem głosy surowej krytyki – również ze strony tych komentatorów, którzy na radykalne cenzurki do tej pory pozwalali sobie z rzadka lub zgoła wcale. Bo i kilka, może kilkanaście ostatnich meczów Krychowiaka to był w większości „piach”. Im bardziej próbuje, tym bardziej grzęźnie. Czy szef kadry odważy się któregoś dnia nie wysłać mu powołania? Być może nie, skoro jazgot wywołuje absencja nawet Karola Linetty’ego…

3. Śliski status dyrygenta

Automatycznie odnawialnym kredytem zaufania cieszy się u kolejnych selekcjonerów również Piotr Zieliński. W zgodnej (?) opinii fachowców – talent, którego za żadne skarby świata nie wolno zmarnować. Niemal co tydzień bombardowani jesteśmy doniesieniami, w jak wielkich klubach Piotrek będzie grał niebawem i jak wielkie pieniądze będzie kosztował. A zaraz potem przychodzi kolejny mecz kadry i… Piotrka nie ma. W potyczce z Czechami błysnął dwa razy. Jak na kogoś, kto ma być niekwestionowanym dyrygentem poczynań biało-czerwonych, to tak, jakby przejść obok meczu. Takich pustych przebiegów na przestrzeni dwóch ostatnich lat Zieliński miał bez liku. A przecież mówimy o zawodniku już 24-letnim. Tymczasem w czwartek znów przypominał juniora wchodzącego do ekipy seniorów na specjalnych zasadach – pod parasolem ochronnym. Jak długo ten stan wyczekiwania może jeszcze potrwać?

4. Madryt, czyli kotwica

Robert Lewandowski w reprezentacji przestał być seryjnym bombardierem. Oczywiście wszyscy wierzymy, że tylko na chwilę. Odliczanie minut bez zdobytego przez niego gola siłą rzeczy staje się jednak irytujące. Tym bardziej, kiedy nie trafia do pustej bramki z kilku metrów. Każdy, tylko nie on – mieliśmy pełne prawo w ten sposób pomyśleć. Można przyjąć, że krzywa była murawa. Tyle tylko, że istota problemu jest nieco głębsza. „Lewy” wymyślił kiedyś, że na 30. urodziny zrobi sobie prezent w postaci kontraktu z Realem Madryt. Jak wiemy, nie udało się. Nie brakuje dzisiaj zwolenników tezy, że właśnie to niepowodzenie „położyło” Robertowi mundial. I że – przynajmniej na poziomie reprezentacji, gdzie tak wiele zależy tylko od niego – będzie trującym balastem jeszcze przez jakiś czas…

5. Miłość na prąd

Nie ma prądu, nie ma miłości. Prąd to naturalnie gole i zwycięstwa. To już nie te czasy, kiedy drużyna narodowa wypełniała każdy stadion, na którym się pojawiła. W Gdańsku zostało sporo wolnych miejsc, mimo że PZPN próbował antycypować i obniżył ceny biletów. Doping? Niestety szczątkowy. I niestety utrzymany w doskonałej symbiozie z aktualną kondycją biało-czerwonej armady. Mimo to od kadrowiczów ustawionych przed mikrofonem słyszymy wyraźnie, że… nie jest źle i będzie jeszcze lepiej.

 

Na zdjęciu: Słabsza forma Karola Linettego (pierwszy z lewej) została przez selekcjonera dostrzeżona. Piotr Zieliński (w środku) i Grzegorz Krychowiak wciąż mają gigantyczny kredyt zaufania…

 

Kamil Grosicki nie traci nadziei…