Strzelając gola Legii pokazał, ile jest wart
Kamil Kargulewicz swoim sparingowym dorobkiem udowodnił, że może być wzmocnieniem GKS-u Tychy.
20-letni skrzydłowy Kamil Kargulewicz przyszedł do GKS-u Tychy z zadaniem wzmocnienia rywalizacji i swoimi ofensywnymi akcjami w trakcie sparingów potwierdził, że trener Artur Derbin będzie miał pociechę z nowego młodzieżowca, który swoją piłkarską przygodę rozpoczynał jako prawy obrońca.
– Powiem szczerze, że nie za bardzo mi ta pozycja odpowiadała – mówi Kamil Kargulewicz. – Dlatego gdy z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski wróciłem do swojego macierzystego klubu, Pogoni 1945 Staszów i trener Paweł Czaja, prowadzący IV-ligową drużynę, zaczął mnie do niej wprowadzać ustawiając na prawej pomocy, byłem zadowolony.
Już jako skrzydłowy trafiłem też na rundę wiosenną do Korony Kielce i 2 czerwca 2018 roku w wyjazdowym meczu Centralnej Ligi Juniorów strzeliłem gola Legii. Wyszliśmy na prowadzenie, ale ostatecznie przegraliśmy 1:2, jednak ten gol i ten mecz szczególnie utkwiły mi w pamięci.
Przygoda z Koroną trwała jednak krótko. Latem Kamil Kargulewicz przeniósł się do II-ligowej wówczas Siarki Tarnobrzeg i zaliczył spadek.
Szybko się usamodzielnił
– To była moja decyzja, której trochę żałuję – dodaje nowy skrzydłowy GKS-u Tychy. – Od samego początku piłkarskiej przygody jestem samodzielny. Nikt w mojej rodzinie nie był zawodnikiem. Zacząłem grać na podwórku z kolegami i tak mnie to wciągnęło, że postanowiłem się zapisać do klubu. Sam także wybrałem się w wieku 13 lat do Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Ostrowcu Świętokrzyskim i mieszkałem w internacie, a do rodzinnego domu wracałem raz na dwa tygodnie.
Musiałem się więc szybko usamodzielnić i nauczyć podejmować decyzję. Gdy postanowiłem odejść z Korony, zostawiłem szansę trenowania z ekstraklasową drużyną, a trener Gino Lettieri zapraszał mnie już na zajęcia ze swoim zespołem, w którym mogłem podglądać też pochodzącego ze Staszowa i wychowanka Pogoni Marcina Cebulę.
Miałem więc swój piłkarski wzór, a zarazem bratnią duszę. Zagrałem nawet sparing ze Stalą Mielec. Wydawało mi się jednak, że grając w II lidze szybciej zaistnieję w seniorskiej piłce i podjąłem ryzyko. Powiedziałem „trochę żałuję”, że odszedłem z Korony, ale to nie do końca jest właściwe słowo.
W Siarce trener Włodzimierz Gąsior wprowadził mnie do gry, a mając atut młodzieżowca mogłem się rozwijać także po spadku do III ligi. Widziałem, że odchodzący z Siarki młodzi zawodnicy pną się w górę, bo Mateusz Czyżycki jest dzisiaj zawodnikiem Warty Poznań, a Marcel Sitek gra w Podbeskidziu Bielsko-Biała. Ja też więc starałem się pokazać w tarnobrzeskim zespole z jak najlepszej strony. Bardzo dużo zawdzięczam trenerowi Grzegorzowi Opalińskiemu, który postawił na mnie.
Płynne wejście
W Tarnobrzegu Kamil Kargulewicz wyrósł na bramkostrzelnego skrzydłowego, który w rundzie jesiennej obecnego sezonu w 19 występach zdobył 6 bramek. Tym dorobkiem i swoją grą zwrócił na siebie uwagę GKS-u Tychy, który ściągnął pomocnika Siarki do swojej drużyny. – Ofertę GKS-u Tychy przyjąłem jako szansę rozwoju – twierdzi Kamil Kargulewicz.
– Cieszę się, że po pierwszym tygodniu testów od razu pojechałem z drużyną na zgrupowanie do Ustronia, bo mogłem tam poznać nowych kolegów i to ułatwiło mi płynne wejście do zespołu. Na obozie mieszkałem w pokoju młodzieżowców razem z Bartkiem Zarębskim i Marcelem Misztalem, ale starsi koledzy też szybko mnie zaakceptowali i służą pomocą, więc czuję się w szatni bardzo dobrze.
Myślę, że to się też przykłada na moją grę, bo w sparingach strzeliłem gola i zaliczyłem asysty pierwszego i drugiego stopnia, więc z optymizmem czekam na inaugurację. Nominalnie jestem prawoskrzydłowym, ale na sparingach zmienialiśmy się z kolegami stronami i z lewej strony też daję sobie radę. Mam nadzieję, że metodą małych kroków pójdę coraz wyżej.
Każdy najbliższy mecz będę traktował tak samo i na każdym najbliższym rywalu będą się koncentrował, choć patrząc w terminarz widzę wiele markowych nazw. Wśród nich jest też Korona, ale to nie znaczy, że jakoś specjalnie nakręcam się na ten mecz. Chciałbym po prostu przyjechać z moją obecną drużyną do Kielc i zagrać najlepiej jak potrafię.
Kawałek na piechotę
Kamil Kargulewicz zadomowił się już nie tylko w tyskim zespole. Przeprowadził się bowiem do Tychów i coraz lepiej poznaje miasto. – Po przyjeździe ze zgrupowania, gdy już zostałem zawodnikiem GKS-u Tychy, wynająłem mieszkanie – wyjaśnia Kamil Kargulewicz.
Czytaj jeszcze: Nie ma czasu na panikę
– Na stadion mam bardzo blisko, ale na razie, z powodu mrozów, jeżdżę na treningi samochodem. Spokojnie można jednak pokonać ten kawałek na piechotę. Na spacery przyjdzie jednak czas gdy już dołączy do mnie moja dziewczyna. Ewelina studiuje i jeżeli będzie obowiązywało nauczanie zdalne, to będzie mogła zamieszkać ze mną.
Na razie jednak jestem w Tychach sam i mogę się skoncentrować na zbliżającym się meczu z ŁKS-em. Nie czuję jednak, żeby w szatni jakość szczególnie rosła „przedstartowa gorączka”. Przygotowujemy się spokojnie i czekamy na pierwszy oficjalny mecz w tym roku.
Na zdjęciu: Kamil Kargulewicz wiąże duże nadzieje z występami w GKS-ie Tychy.
Fot. Łukasz Sobala/PressFocus