Strzelby z importu

W ostatniej ligowej kolejce tylko czterech Polaków zdobyło bramki dla swoich zespołów. Bramkarza Tomasza Loskę z Górnika, który „załadował swojaka” pomijamy. Reszta goli była dziełem cudzoziemców. Klasyfikacja najlepszych strzelców ligi, także bardziej przypomina skład słynnego objazdowego zespołu „Harlem Globetrotters”. W czołówce znajduje się tylko jeden Polak, stary, ale wciąż jary, Marcin Robak (10 goli). Wokół niego aż 10 zagranicznych piłkarzy, a kolejnymi w klasyfikacji rodakami są Maciej Jankowski i Karol Świderski (po 7 goli).

Gdzie są idole z tamtych lat?

To już dawno nie jest liga Mariuszów Śrutwów, Tomaszów Frankowskich, Maciejów Żurawskich czy Pawłów Brożków. Polscy kibice klubowi tak naprawdę nie mają z kim się utożsamiać, bo gdy ktoś się pokaże, to po chwili wyjeżdża do silniejszej ligi. Robert Lewandowski, Krzysztof Piątek czy Kamil Wilczek sławią Polskę w swoich klubach, a w ekstraklasie brakuje rodzimych napastników. – Dzieci mogą kibicować Messiemu, ale zawsze koszula będzie bliższa ciału i powinni mieć też swoich polskich idoli. A o takich jest trudno, jeśli w ogóle ich w ligowych klubach nie ma. Brakuje piłkarzy, których mały chłopak może i podziwiać, i dotknąć po meczu – obrazowo opowiada Józef Drabicki, były prezes Piasta.

Więcej niewypałów

W gliwickim klubie przeżyli tabuny zagranicznych piłkarzy, w tym napastników. Część była wzmocnieniami, część kompletnymi niewypałami. Ostatnim polskim idolem w ofensywie był wspomniany Wilczek. – Dlatego warto uświadamiać i promować ideę dłuższej gry w ekstraklasie, kosztem dzikiego wyjazdu na Zachód. Ciągle wracam do przykładu Kamila Glika, który mając na stole ofertę z angielskiego Stoke, przemyślał sprawę i wybrał Piasta. Tu się odbudował i dopiero potem wyjechał na stałe za granicę – mówi Drabicki. – Dla niektórych menedżerów nie jest ważne, co będzie z piłkarzem za 5 lat, bo on już jego agentem może nie być. Przeskok na duże salony, gdy wychodzi się z chaty jest ogromny… – dodaje były szef Piasta.

Gdy Dariusz Wdowczyk był trenerem gliwiczan został zapamiętany przede wszystkim ze swojego wystąpienia na konferencji prasowej po meczu z Wisłą, gdy publicznie prosił o „pół napastnika”, choć wtedy miał ich w kadrze kilku, ale żaden nie spełniał pokładanych nadziei. – W zasadzie mógłbym powtórzyć ten apel, ale już w stosunku do całej ligi – przyznał szkoleniowiec, który obecnie jest ekspertem Polsat Sport. Jak widzi fakt, że ekstraklasą rządzą obcokrajowcy? – Traktowałbym to jako przestrogę i bodziec do cięższej pracy. Innej, dobrej recepty na zmianę tego trendu, nie ma – mówi Wdowczyk. W Bundeslidze także gra i strzela wielu napastników spoza Niemiec. Jak tam podchodzą do tego problemu?. – U naszych zachodnich sąsiadów dyskutuje się o tym, ale bardziej w kontekście szkolenia.

Niemcy zauważyli, że reforma szkoleniowa z roku 2000 przestawiła ich na produkcję wszechstronnych piłkarzy do środka pola, ale straciła z oczu bocznych obrońców i właśnie napastników. Dlatego chcą to poprawić – opowiada Tomasz Urban, komentator Bundesligi w stacji Eleven Sports.

Hurt zamiast detalu

Nic więc dziwnego, że dla wielu piłkarskich ekspertów w Polsce jeszcze większym zmartwieniem i zagrożeniem jest zatwierdzone zniesienie limitu piłkarzy spoza Unii Europejskiej. Biorąc pod uwagę fakt, jak trudno wyszkolić i znaleźć polskiego napastnika, można spodziewać się, że prezesi klubów, w pierwszej kolejności rozglądać się będą za snajperami w innych krajach lub na innych kontynentach. – Jest to duże niebezpieczeństwo dla interesu polskiej piłki. Duży wjazd, wręcz hurtowy, piłkarzy spoza Unii raczej nie będzie oznaczał nic dobrego. Przeciwwagą tej decyzji ma być przymus wystawiana młodzieżowca.

Czy to da efekt w zderzeniu z masą obcokrajowców, którzy mogą trafić do ekstraklasy? – głośno zastanawia się Józef Drabicki. Potwierdzeniem jego słów wydaje się być przykład Zagłębia Sosnowiec, gdzie lekką ręką oddano jedynego polskiego napastnika, Szymona Lewickiego, a na jego miejsce sprowadzono obcokrajowców. Na jeden udany transfer Vamary Sanogo, przypadły dwa niewypały, czyli pozyskanie Juniora Torunarighy i Alexandra Christovao. Zimowe okienko tuż tuż, więc… aż strach się bać!