Sukces wart (nie)każdych pieniędzy

Wydaje się, że „afera premiowa” w reprezentacji Polski dobiegła końca. Mimo wielu sprzecznych komunikatów, także ze strony samego rządu, piłkarze państwowych pieniędzy prawdopodobnie nie dostaną.


Od kilku dni głośno było o premii, jaką rzekomo miała otrzymać piłkarska reprezentacja Polski od państwa za to, że na mundialu w Katarze wyszła z grupy. Jeszcze przed wylotem na Bliski Wschód premier Mateusz Morawiecki spotkał się z zawodnikami oraz sztabem i powiedział: – My z panem trenerem zapewnimy, żeby, jeśli się uda, była naprawdę bardzo dobra nagroda. – Słowa te można z łatwością znaleźć w sieci, ponieważ zostały nagrane przez kamery reprezentacji i udostępnione we vlogach Łączy Nas Piłka.

Druga premia

Piłkarze mieli podobno dość luźno podchodzić do tych słów, nie przywiązując specjalnej wagi do tego, że mieliby otrzymać jakąś kasę od premiera – czyli w praktyce ze skarbu państwa. Premię, owszem, reprezentacje dostają, ale od FIFA. Za awans na mundial piłkarze mogli podzielić między siebie 3 mln dolarów, a za wyjście z grupy należy im się 40 procent z 4 milionów, jakie od organizatora otrzymał PZPN – czyli 1,6 mln. Łącznie daje to 4,6 mln dolarów, co można przeliczyć na ok. 20,5 mln złotych.

Tymczasem jeszcze w trakcie mistrzostw w szeregach drużyny miała pojawić się informacja, że za wyjście z grupy bezpośrednio do kieszeni piłkarzy i sztabu może „wpaść”… od 30 do nawet 50 mln złotych! Tak podobno obiecał premier. „Przegląd Sportowy” stwierdził, że temat ten miał poruszyć selekcjoner Czesław Michniewicz po meczu z Arabią Saudyjską, mówiąc piłkarzom, że wspólnie z kapitanem Robertem Lewandowski ustalił zasady podziału premii pomiędzy graczy a sztab. „Meczyki” z kolei informują, że na tym tle doszło do sporu, bo trenerzy chcieli 20 procent z tej kwoty, podczas gdy wcześniej mieli dogadać się z Lewandowskim na 10 procent. Jak to wszystko rzeczywiście wyglądało, nie wiadomo, ale na pewno nie była to rzecz, która powinna zaprzątać głowy członków drużyny przed starciem z Argentyną.

Pomieszanie z poplątaniem

Gdy temat ujrzał światło dzienne, wywołał uzasadnioną falę krytyki. Oto bowiem, gdy w kraju szaleje inflacja, ceny i koszty życia wciąż rosną, a ludzie bynajmniej się nie bogacą, premier miał obiecać piłkarzom państwowe pieniądze za coś, co niczym wyjątkowym w skali globalnej nie jest i w praktyce – nie oszukujmy się – nic nikomu poza satysfakcją nie daje. Całkiem uzasadniona była irytacja innych środowisk sportowych, które o takich środkach mogą pomarzyć, mimo że osiągają lepsze wyniki niż piłkarze, np. siatkarze.

Zresztą sami futboliści biedni nie są, bo większość z nich to przecież milionerzy. Kolejna sprawa jest bardziej formalna – jak w ogóle te pieniądze z budżetu miałyby być zawodnikom przekazane? Na jakiej podstawie? Bo – a to jeszcze jedna rzecz – poza „zabawą” znalazł się prezes PZPN-u Cezary Kulesza. Piłkarski szef wściekł się, ponieważ cała rzecz miała odbyć się z pominięciem Związku, a więc w praktyce za jego plecami.

Sprawę próbował rozjaśnić rzecznik rządu Piotr Mueller. Najpierw skrytykował media za powielanie nieprawdziwych informacji i wzbudzanie negatywnych emocji, a następnie przyznał, że rząd chce wspierać polski futbol (infrastruktura, szkolenie itp.). Ów pieniądze mają zostać wypłacone w ramach funduszu, a będzie to suma większa niż 30 mln złotych. Może nawet „grubo ponad 100 mln”.

Problemy są jednak trzy. Po pierwsze, medialne informacje jednak nie były tak nieprawdziwe, jak twierdził rzecznik. Po drugie, nie odpowiedział wprost na pytanie, czy piłkarze dostaną jakieś pieniądze bezpośrednio do kieszeni, czy też nie. Po trzecie zaś, powstanie funduszu finansującego futbol jest kłopotliwe o tyle, że w praktyce takowy… już istnieje. Nazywa się Funduszem Rozwoju Kultury Fizycznej, a PZPN otrzymał od niego w tym roku ok. 50 mln zł. W praktyce więc to, o czym mówił Mueller, już w jakiejś formie istnieje. Jednak niewykluczone są rzecz jasna jakieś przyszłe zmiany.

Dwa głosy premiera

Mieszać zaczął trochę także sam premier. Wczoraj eter obiegła jego wypowiedź, której udzielił rozmawiając z wPolsce.pl. – Uważam że jakaś premia się należy naszym piłkarzom, ponieważ wyszli rzeczywiście z grupy, w ogóle przecież grali naprawdę nieźle. Też dostali swoje środki z FIFA, nie wiem dokładnie ile, ale myślę, że to jest też koło 20 czy nawet więcej milionów złotych za samo wyjście z grupy. Ten sukces wart jest każdych pieniędzy – powiedział Morawiecki, jasno deklarując, że chodzi o kasę dla samych zawodników. Zamieszanie więc wcale nie ustało, jeszcze się nasiliło, bo wciąż brakowało klarownego i oficjalnego komunikatu.

Wydaje się jednak, że w końcu sprawa została zamknięta. Najpierw pojawiły się przecieki, które później potwierdził oficjalnie w swoich mediach społecznościowych Mateusz Morawiecki. Całość jego facebookowego wpisu widnieje obok, natomiast najistotniejsza jest sama jego końcówka: „Na koniec wprost: nie będzie rządowych środków na premie dla piłkarzy”. Czy zawodnicy mogą więc czuć się… oszukani? Na takie analizy przyjdzie jeszcze czas, ale jedno stwierdzić można na pewno – skala kontrowersji została finalnie (na szczęście) ograniczona.

Kontrowersji nie brakuje

Całość natomiast pozostawiła za sobą przykry odór. Zresztą to nie pierwszy raz, kiedy w ciągu ostatnich miesięcy jest wokół kadry niewesoło. Od samego zatrudnienia selekcjoner Czesław Michniewicz prowadzi wojnę z niektórymi dziennikarzami, czego kulminacją było pozwanie Szymona Jadczaka z WP (choć – podobno na czas mundialu – zostało przez trenera wstrzymane). Przy okazji niedawnego meczu towarzyskiego z Chile pojawiły się problemy ze sprzedażą biletów. Jeszcze przed wylotem do Kataru okazało się z kolei, że ochroniarz reprezentacji, nijaki Dominik „Grucha” Gruszewski, jest podejrzewany o kryminalną przeszłość i sympatie z… neonazistami (został więc ze stanowiska odsunięty). Również w trakcie mistrzostw kilka osób powiązanych z PZPN-em zostało zatrzymanych przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, co miało akurat związek z pewnymi nieścisłościami finansowymi jeszcze z czasów kadencji Zbigniewa Bońka.

Dodatkowo – co może w tym wszystkim najważniejsze – nie można zapominać, że… wciąż nie wiadomo, jaka przyszłość czeka samego selekcjonera. Swoje cele Michniewicz bezapelacyjnie osiągnął, ale styl wzbudził powszechną krytykę, czego świadomy jest Cezary Kulesza. Czy prezes PZPN pozostawi trenera na stanowisku, czy może kolejny szkoleniowiec nie wytrwa roku prowadząc polską reprezentację – to się jeszcze okaże. Całe to zamieszanie zdecydowanie jednak nie wpływa pozytywnie na notowania Michniewicza.


Mateusz MORAWIECKI, premier RP

Po 36 latach nasza Reprezentacja wyszła z grupy i zagrała w 1/8 finału Mistrzostw Świata. To wielka radość! Odpadliśmy z dalszej gry w fazie pucharowej Mundialu, ale zagraliśmy dobry mecz z obecnym mistrzem świata – reprezentacją Francji. Polacy podjęli rzuconą rękawicę. Czego zabrakło? Przede wszystkim doświadczenia gry na tym poziomie i trochę szczęścia. Nasza kadra dała nam jednak więcej niż moglibyśmy oczekiwać. Problemem polskiej piłki od lat jest poziom finansowania. Brutalna prawda futbolu jest taka, że wielkie granie jest tam, gdzie są wielkie pieniądze. Uważam, że rolą Państwa jest wspieranie rozwoju tej najpopularniejszej dyscypliny sportu. Dotyczy to przede wszystkim środków na szkolenie młodzieży, budowy infrastruktury, ale także rozwoju i wsparcia talentów. Na te cele będziemy przeznaczać dodatkowe środki.

Udany występ Polaków na Mundialu jest dobrą okazją do rozpoczęcia dyskusji na temat przyszłości polskiej piłki. Jestem przekonany, że bez zwiększenia budżetu na polską piłkę trudno nam będzie rywalizować z najlepszymi, a przecież nasi piłkarze pokazali, że to możliwe. Pokazali, że jest to w naszym zasięgu. Uważam również, że nagradzanie za wyniki na najbardziej prestiżowych turniejach jest ważnym elementem całości systemu i zarazem rolą Związku oraz głównych sponsorów. Na koniec wprost: nie będzie rządowych środków na premie dla piłkarzy.


Na zdjęciu: Emocje wokół reprezentacji Polski wcale nie zakończyły się wraz ze spotkaniem z Francją.

Fot. Andrew Surma/PressFocus