Świeczki ugięły się szybciej od prezydenta

Władze miasta nie widzą dla Ruchu miejsca w Chorzowie – grzmią kibice „Niebieskich” mówiąc o wydarzeniach, które doprowadziły do faktu, że część rundy wiosennej wraz z drużyną przyjdzie im najpewniej spędzić na zastępczym stadionie.


– W czasach, gdy Elon Musk ściąga z powrotem z orbity na ziemię rakietę, która tyłem i pionowo ląduje w ściśle określonym miejscu, w Chorzowie prezydent Kotala nie umie zadbać, żeby jupiter stal prosto – mówi Szymon Michałek, gospodarz sektora rodzinnego na stadionie przy Cichej, były kandydat na prezesa Ruchu. Kibice „Niebieskich” są wściekli na wydarzenia z ostatnich dni. W poniedziałek chorzowski stadion musiał zostać zamknięty decyzją Powiatowego Inspektora Nadzoru Budowlanego na podstawie ekspertyzy Instytutu Techniki Budowlanej, która wykazała pęknięcie u podstawy jednego z czterech jupiterów. Zarządzający obiektem MORiS otrzymał dwa tygodnie na usunięcie go, a klub na niespełna cztery tygodnie przed rozpoczęciem rundy wiosennej, podczas której ma walczyć o powrót do ekstraklasy, musi szukać stadionu zastępczego, bo wydaje się niemal nieprawdopodobne, by z usunięciem jupietra i zainstalowaniem tymczasowego oświetlenia można było uporać się do 11 lutego. Wtedy to na Cichą miał przyjechać Chrobry Głogów. Na mecz bardzo ważny – skoro zmierzą się zespoły nr 3 i 4 pierwszoligowej tabeli.

Odcinek tragedii

– Symbolicznym jest, że „świeczka”, którą należy usunąć, znajduje się na sektorze nr 1, czyli sektorze rodzinnym – i dzieje się to zaledwie kilka dni po uroczystej gali tego sektora. Bardzo się cieszę, ze niedzielę spędziłem na odpoczynku po trudach organizacji gali ósmych urodzin naszego sektora. Gdybym w poniedziałek niewypoczęty przeczytał informację, że stadion Ruchu został zamknięty, przez podniesione ciśnienie mógłbym wylądować na izbie przyjęć. Tak się właśnie kończy nieodpowiedzialne zarządzanie miastem – denerwuje się Michałek.

Bartosz Horodecki, prezes stowarzyszenia kibiców „Wielki Ruchu”, zrzeszającego blisko 2000 osób i regularnie wspierającego klub finansowo, mówi, że to kolejny odcinek chorzowskiej tragedii, która była nieunikniona.

– Od momentu, w którym usłyszeliśmy, że miasto nie będzie budowało stadionu, było pewne, że to oświetlenie kiedyś padnie. Można tylko chwalić pracę hutników, którzy 50 lat temu je odlewali, że tyle wytrwało. Pierwsze takie było w Linzu, później w innych miejscach. Rozbierano je 20-30 lat temu, bo przegniło, a w Chorzowie dzielnie walczyło – przyznaje prezes „Wielkiego Ruchu”.

MORiS podkreśla, że w ostatnich 20 miesiącach regularnie wykonywał ekspertyzy dotyczące stanu jupiterów, ale kibicom trudno pojąć, czemu mleko wylało się w takim terminie.

– Mieliśmy chyba najdłuższą przerwę śródsezonową w nowożytnej historii polskiej piłki – a na pewno w XXI wieku. To, że ekspertyza nie została zrobiona pierwszego dnia po zakończeniu ostatniego meczu, tylko z nią czekano, sprawiło, że Ruch nie będzie mógł zagrać pierwszego meczu na Cichej. To kolejny przykład krótkoterminowego myślenia i to w kontekście czegoś tak wpływającego na miasto. Przecież gdyby coś złego się wydarzyło, to niekoniecznie ucierpiałby stadion – może budynek klubowy, może strefa kibica, może DTŚ-ka. Jak to nazwać? Albo niekompetencją, albo celowym odwlekaniem, licząc na to, że metal wytrzyma – mówi prezes stowarzyszenia kibiców.

Miasto było skryte

Sprawa złego stanu jupiterów ujrzała medialne światło dzienne w grudniu po posiedzeniu Komisji Kultury i Sportu chorzowskiej rady miasta. Byli na niej obecni przedstawiciele kibiców, był też i „Sport”. Wtedy czekano na wyniki ekspertyzy, licząc się z tym, że rok 2023 będzie ostatnim, w którym będą mogły funkcjonować „świeczki”. Pozostawało pytanie, czy potem trzeba będzie je skrócić, czy całkowicie wyciąć. Życie napisało jeszcze inny scenariusz.

– Podczas naszej ostatniej wizyty na komisji stan świeczek był tajemnicą poliszynela, ale słyszeliśmy, że wszystko jest pod kontrolą. Pani dyrektor MORiS-u Alina Zawada dawała do zrozumienia, że na 90 procent będzie się dało połączyć demontaż jupiterów z grą na Cichej, choć my jako kibice nie wierzyliśmy w tę sytuację. Miasto długo było skryte w temacie stanu stadionu. Mówiło się, że wystarczą kosmetyczne zabiegi i poprawki – albo liczenie, że komisja licencyjna nie będzie patrzeć, iż nie mamy 200 miejsc vipowskich. Jak to się ma do faktu, że mógł zawalić się słup oświetleniowy? To tylko pokazuje, w jakiej rzeczywistości piłkarskiej przychodzi żyć kibicom Ruchu, jak miasto traktuje klub – przekonuje Horodecki.

Kopel nieba przychyli

Fani „Niebieskich”, którzy jesienią niejednokrotnie zapełnili stadion przy Cichej, teraz mogą zastanawiać się, gdzie przyjdzie im jeździć wiosną na domowe mecze. Wedle naszej wiedzy upadł pomysł wynajmu stadionu w Tychach. W grę może wchodzić sosnowiecki Stadion Ludowy, ale dziś – niespodzianki nie ma – Ruchowi najbliżej do Gliwic, gdzie przed laty pełnił już rolę gospodarza. Nie słychać natomiast, by istniał temat gry na Stadionie Śląskim – zresztą niemożliwe okazało się zorganizowanie tam nawet pojedynczego meczu z Wisłą Kraków: w kwietniowym terminie, w okolicach 103. urodzin klubu.

Prezes „Wielkiego Ruchu” przytacza słowa Marka Kopla wypowiedziane w jednym z niedawnych wywiadów. Były prezydent Chorzowa, a dziś radny sejmiku województwa, powiedział, że sytuacja Ruchu jest komfortowa, bo ma w mieście do dyspozycji dwa stadiony.

– Wiem, że trudno ogarnąć Stadion Śląski w trzy tygodnie, ale pan Kopel reprezentuje teraz barwy koalicji rządzącej, więc jestem przekonany, że może nam przychylić nieba – ironizuje Bartosz Horodecki.
Miasto zadeklarowało, że koszty wynajmu stadionu zastępczego weźmie na siebie – trudno to traktować za jakąś wyjątkowo dobrą wiadomość, a po prostu jeden problem z długiej listy, który Ruchowi ubywa.

– W tej sytuacji zapłata za wynajem stadionu to obowiązek miasta – minimum, które powinno zrobić. Jeśli miasto zaoferuje, że zapłaci za wynajem, to pytanie, czy będzie to wygospodarowane z jakiejś ekstrapuli, czy zabrane z puli przeznaczonej na wykup akcji i dotację dla klubu… Wiemy, jak na zwiększanie deficytu budżetowego patrzy w mieście pani skarbnik. Mamy jednak zapewnienie z miasta, że dotacja dla klubu na pewno na tym nie ucierpi. Ale najważniejsze: miasto nie zrefunduje klubowi utraconego przychodu z dnia meczowego – przyznaje prezes „Wielkiego Ruchu”.

Klub – w zależności od liczby ochrony, statusu podwyższonego ryzyka bądź jego braku – był w stanie zarobić na pojedynczym meczu przy Cichej nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.

– Poza oczywistym brakiem atutu własnego boiska w kluczowych meczach o awans, do czasu usunięcia zagrożenia dochodzi brak wpływów ze strefy kibica. Grając w innym mieście – brak wpływów z dnia meczowego, pozbawienie przychodów ze strefy gastronomicznej. To poważny uszczerbek dla klubowej kasy – wylicza Szymon Michałek.

To się samo komentuje

Trudno, by kibice nie mieli pretensji do włodarzy miasta i MORiS-u za doprowadzenie swojego największego obiektu do zamknięcia. Michałek niejednokrotnie – jako były członek komisji przetargowej pracującej nad niedoszłą budową nowego stadionu – krytykował prezydenta Andrzeja Kotalę za niewywiązanie się z obietnic wyborczych i punktował jego błędy.

– Teraz te błędy same go już punktują. Nie wiem, czy mieszkańcom i kibicom potrzeba więcej dowodów na nieudacznictwo w zarządzaniu miastem. W zasadzie nie ma czego komentować, ta sprawa komentuje się sama. W momencie, gdy cała społeczność zjednoczona jest w walce o odbudowę klubu, gdy idziemy po trzeci awans z rzędu, prezydent Kotala serwuje nam kolejny wstyd na całą Polskę. Ruch ma być zmuszony do rozgrywania meczów poza Chorzowem. Problemy techniczne stadionu wynikają wprost z kłamstwa wyborczego Andrzeja Kotali o budowie nowego obiektu. Kłamstwa, którym karmił nas tyle lat. Nie byłoby tych problemów, gdyby stadion powstał wtedy, kiedy go obiecano. Mawia się, że kto stoi w miejscu, ten się cofa. My właśnie mamy do czynienia z cofaniem się Chorzowa pod względem infrastruktury sportowej – mówi popularny „Simon”.

Państwo radni…

Prezes Horodecki zwraca uwagę na radnych.

– Sami nie wiedzą, jak jest w mieście. Często jest tak, że kibice różnych klubów w mediach społecznościowych potrafią przerzucać się opiniami z radnymi, zarzucać im, że zbyt mało robią, w skrajnych przypadkach – że zdradzili swój klub. Kibice Ruchu nawet nie mają kogoś takiego. Nie mają do kogo się odezwać, żaden radny nie interesuje się tym tematem. Poza pojedynczą interpelacją radnego Matyjaszczyka, nawet nie ma jednej osoby, która patrzy na to, czy stadionowi na Cichej nie grozi katastrofa budowlana. Dziś mamy zamknięty stadion, a Ruch w procesie licencyjnym nie zgłaszał awaryjnego. Ostatnie, czego klub by potrzebował, to płacenie kar finansowych albo otrzymywanie minusowych punktów za naruszenie warunków licencji spowodowane dyletanctwem osób związanych z miastem i MORiS-em – podkreśla szef „Wielkiego Ruchu”.

Kasa w błoto

W tej sytuacji walka o awans schodzi na dalszy plan – skoro toczyć się będzie walka o to, by móc grać na Cichej. Nie wiadomo, jak długo potrwa. Wczoraj prace na stadionie jeszcze się nie zaczęły, oczekiwano na „zwyżkę”, z pomocą której zdemontowana zostanie instalacja elektryczna wycinanego jupiteru oraz elementy oświetleniowe, mające służyć tymczasowemu jupiterowi. Czy to jednak wykonalne? Ile to będzie kosztować? Czy taka prowizorka spełni wymogi licencyjne? Czy potrzebny będzie przetarg? To póki co wszystko pytania bez odpowiedzi.

– Warto przypomnieć słowa pana prezydenta z 2018, 2019 roku. Nie chciał budować tymczasowych kontenerów za 2 miliony na czas budowy stadionu, mówił, że to pieniądze wyrzucone w błoto, przez to trzeba było modyfikować projekt i opóźniać budowę. Teraz pieniądze wyrzucane są w błoto na tymczasowe oświetlenie, jak z orlika, które i tak pochłonie kilka milionów – mówi prezes Horodecki. I dodaje:

– Mam nadzieję, że rozegramy tę rundę. Że przystąpimy do niej. Później będziemy się martwić o całą resztę. Wierzę, że jeśli będzie nam „groził” awans, miasto zapewni możliwość grania na spełniającym wymogi stadionie w Chorzowie. Nie wyobrażam sobie sytuacji, że zajmując trzecie czy czwarte miejsce gramy baraż o ekstraklasę dla Chorzowa poza Chorzowem.

Kolejna manifestacja?

Szymon Michałek dodaje, że brak Ruchu w Chorzowie jest zauważalny już teraz.

– Zestawmy ze sobą kilka wydarzeń, jak wyłączenie prądu na turnieju dla dzieci, organizację prezentacji poza Chorzowem, konieczność organizacji gali Sektora Rodzinnego poza Chorzowem, a teraz, w kluczowym momencie, konieczność rozgrywania meczów poza Chorzowem. Jasno widać, że władze miasta nie widzą miejsca dla Ruchu w Chorzowie. Nie zdziwię się, jeśli za kilka tygodni po ulicach miasta przejdzie kolejna manifestacja: tym razem poza manifestowania konieczności budowy nowego stadionu, akcent zapewne będzie postawiony na manifestowanie swojego niezadowolenia ze sposobu, w jakim miasto jest zarządzane – zdradza nasz rozmówca.

Prezes „Wielkiego Ruchu” kończy: – Świeczki świeciły za najlepszych lat Ruchu, a zgasną za obecnego prezydenta, który zastał klub, gdy był wicemistrzem Polski. Świeczki się ugięły, zanim prezydent ugiął się na nowy stadion.

  • 1968 ROK – to data oddania „świeczek” do użytku
  • 2 MECZE – z Chrobrym Głogów 11 lutego oraz ze Stalą Rzeszów 26 lutego – ma w roli gospodarza rozegrać Ruch już w najbliższym miesiącu

Na zdjęciu: Pierwsza manifestacja dotycząca budowy nowego stadionu w Chorzowie odbyła się w 2012 roku. 11 lat później stary stadion wciąż stoi. I się sypie…
Fot. Norbert Barczyk/Pressfocus