Święta w śląskich klubach. Rodzinnie, ale… bez słońca ani rusz
Najbardziej międzynarodowa szatnia w województwie śląskim? Zdecydowanie ta w Gliwicach. W Piaście obecnie gra jedenastu zagranicznych zawodników i nic dziwnego, że tuż po piątkowym meczu z Jagiellonią, wszyscy w ekspresowym tempie udali się na święta.
Najdalej zdecydowanie ma Joel Valencia, który najpierw wrócił do domu w Hiszpanii, by stamtąd udać się do… Ekwadoru.
– Od bardzo dawna tam nie byłem. W końcu nadarzyła się taka okazja. Dziesięć dni spędzę w rodzinnym kraju. Same święta są bardzo podobne do waszych w Polsce. Też spędzamy je z najbliższymi i też zasiadamy wspólnie do stołu. Są trochę inne potrawy, np. indyk, no i ryż. Największą różnicą będzie zmiana klimatu, bo w Ekwadorze może być ok 25-30 stopniu. Już się boję powrotu do Gliwic – śmieje się Joel Valencia, który weźmie udział także w nietypowym święcie. – Jako, że pogoda sprzyja przebywaniu na świeżym powietrzu, w Ekwadorze jest taki zwyczaj, że np. na plaży pali się kukły zrobione z kartonu, drewna itd. To coś podobnego do marcowego święta Ognia w Valencii – mówi pomocnik Piasta.
Ciepłolubni Hiszpanie
Ciepła i słońca poszukują także inni zawodnicy. Obrońca Górnika, Dani Suarez z rodziną spędzi tylko Wigilię, by dzień później znaleźć się w zupełnie innym miejscu… – Z żoną lecimy na wakacje do Kenii. To będzie nasza opóźniona podróż poślubna – uśmiecha się pochodzący z Madrytu piłkarz.Najlepszy strzelec zabrzan, Igor Angulo miał ogromny dylemat.
– Chciałbym posiedzieć w Kraju Basków z którego pochodzę. Przerwa ligowa jest jednak tak krótka, że z ukochaną zdecydowaliśmy, że zamiast w Bilbao, słońca i ciepła poszukamy w Tajlandii – mówi „Sportowi” napastnik.
– Dobrze czuję się w Polsce, ale zimą bardzo brakuje mi słońca. Trudno bez niego żyć! Dlatego muszę pojechać i naładować baterie. Trochę żałuję, że nie będę też na święta w Zabrzu, bo bardzo lubię polskie jedzenie, zwłaszcza zupy – dodaje Igor Angulo.
Najpierw bliscy
Zdecydowanie bardziej rodzinnym Hiszpanem jest Jorge Felix. Pomocnik Piasta mając do wyboru wakacje lub odwiedziny najbliższych wybrał tę drugą opcję.
– Mam za sobą pierwszą w życiu rundę poza ojczyzną. Mimo odwiedzin rodziny w Gliwicach, bardzo stęskniłem się za resztą znajomych. Dlatego większość świątecznego czasu spędzę u siebie w domu w Madrycie, a na kilka dni udamy się do Katalonii, skąd pochodzi moja ukochana. Na nic więcej nie ma czasu, dlatego potem wsiadam w Samolot z Barcelony do Katowic i wracam do Gliwic – wyjaśnia Felix.
Nie tylko południowcy tęsknią za ciepłem. Podobnie do sprawy podchodzi Duńczyk, Mikkel Kikreskov, któremu udało się połączyć tradycję z potrzebą relaksu.
– Jako naród jesteśmy bardzo rodzinni. Nasze święta są podobne do polskich, z pewnymi wyjątkami. Mamy np. taki zwyczaj, że tańczymy wspólnie wokół choinki, trzymając się za ręce i śpiewając religijne piosenki. Tego chyba u was nie ma? – pyta z zaciekawieniem obrońca Piasta, który jednak zdąży też nagrzać organizm. – Potem wyjeżdżam do Omanu – dodaje z uśmiechem.
Czemu tak krótko!?
W zupełnie innym stylu święta spędza Anglik Tom Hateley. Jeżeli ktoś myślał, że piłkarz Boże Narodzenie spędzi na Wyspach, to… grubo się myli.
– Wraz z rodziną mojej żony jedziemy do Francji. Nie do Paryża, tylko do małej górskiej miejscowości. Tam będę mógł bawić się z córką, lepić bałwana i podziwiać piękne widoki. Dopiero później odwiedzę Londyn na kilka dni – mówi nam Tom Hateley, który także zwraca uwagę na krótką przerwę w rozgrywkach ekstraklasy. – Ona jest zbyt krótka. Nie rozumiem czemu musimy tak długo grać w grudniu i tak wcześnie zaczynać rozgrywki. Nie można tych kilka kolejek zaplanować w środku tygodnia jesienią i wiosną? Pogoda teraz nie sprzyja ani graniu, ani kibicowaniu na trybunach – zauważa Anglik.
Wigilia bez piłki?
A jak do świątecznych dylematów podchodzą trenerzy śląskich drużyn? Tutaj zdecydowanie przeważa tradycja i rodzinna, swojska atmosfera.
– Podczas przygotowań do Bożego Narodzenia w domu rządzi żona. Wedle tradycji – prezenty przynosi Mikołaj. Zawsze staramy się spotkać z całą rodziną na wieczerzy wigilijnej. Regularnie chodzimy na Pasterkę, ale pierwszego dnia świąt również zaliczamy mszę świętą. Uważam, że powinienem. Nie jestem nawiedzony. Trochę w życiu doświadczyłem urazów. Widziałem, przez co przechodził mój tata, zanim zmarł. Mam jednak za co być wdzięczny. Jestem wierzącą osobą, wychowaliśmy zdrowe dzieci. Wiemy, jak to bywa – dopóki wszystko hula, nieraz o Bogu się nie myśli, nawet będąc wierzącym. Gdy jest źle, to wtedy mówimy: „Boże, dopomoż”. Święta to okazja do podziękowania za to, co jest. To tak jak w zwykłych międzyludzkich kontaktach – jeśli ktoś jest w porządku, powinno się być wobec niego fair – opowiada Ryszard Tarasiewicz, trener pierwszoligowego GKS-u Tychy.
Od piłki jednak jest trudno uciec o czym z doświadczenia wie Waldemar Fornalik i jego brat Tomasz. – To nie jest tak, że człowiek kompletnie się zresetuje i gdzieś tam nie będzie myślał o tym, co przed nim. Nie da się odciąć od piłki. Poza tym nawet w święta telewizje fundują nam piłkę, choćby gra liga angielska i siłą rzeczy zerknie się na mecze – mówi trener Piasta Gliwice, który mimo wszystko przy wigilijnym stole zapomina na chwilę o obowiązkach i pracy.
„Dudek-dance” w Arłamowie
Adam Nawałka – jako selekcjoner biało-czerwonych – uczynił z Arłamowa reprezentacyjną „twierdzę”; wręcz dosłownie, bo przecież dostępu do kadrowiczów wielokrotnie broniono tam jak niepodległości. Sam ośrodek zyskał jednak dzięki temu znakomitą renomę – i właśnie tam spędzenie końcówki roku zaplanowali bracia Dudkowie.
– Jurek będzie tam już w święta. My z żoną spędzimy je jeszcze w domu. Natomiast zaraz po nich ruszamy w Bieszczady – opowiada szkoleniowiec GieKSy, Dariusz Dudek. Braterski duet (z najbliższymi) „w tak pięknych okolicznościach przyrody… I niepowtarzalnej…” – by przywołać cytat z kultowego „Rejsu” (może i rejs będzie – na zalew w Solinie przecież niedaleko) – witać będzie Nowy Rok.
– Czy ja lubię tańczyć? No… niekoniecznie – uśmiecha się trener z Bukowej. A potem z błyskiem w oku dopowiada: – Za to Jurek – sami wiecie – prawdziwy fan tańca. Wiemy – bo pamiętamy słynny „Dudek-dance” w Stambule, który w serii „jedenastek” dał Liverpoolowi triumf w Lidze Mistrzów. Jak się okazuje – to nie przypadek. – Bo Jerzy również na parkiecie króluje, gdy tylko usłyszy taneczne rytmy. Daleko mi do niego w tej sztuce – dopowiada Dariusz.
Ogień przed cerkwią
– W Serbii, w której dominuje prawosławie, obchodzimy święta Bożego Narodzenia nieco inaczej niż w Polsce – zaznacza Żarko Udoviczić, zawodnik Zagłębia Sosnowiec. – Ten szczególny czas trwa u nas nie trzy, tylko dwa dni. I wypada dwa tygodnie później, 6 i 7 stycznia. Akurat siódmego musimy się stawić na pierwszym treningu po zimowej przerwie, ale poproszę sztab szkoleniowy o dodatkowy dzień wolnego. Mam nadzieję, że prośba zostanie potraktowana przychylnie.
Żarko planował odpoczynek w Tajlandii, ale zrezygnował z turystycznego wypadu z uwagi na stosunkowo krótką przerwę w rozgrywkach. Rok temu sosnowiczanie odpoczywali aż trzy tygodnie dłużej niż obecnie. Wolne mieli już 1 grudnia.
– Najbliższe dwa i pół tygodnia spędzę w rodzinnych Użicach – mówi Udoviczić. – A dokładniej w miejscowości Zlaty Bor. To takie serbskie Zakopane, 20 kilometrów dalej. Od dziesięciu lat witam tam Nowy Rok.
Ale zanim przyjdzie pora na fajerwerki o północy, świąteczne dni spędza się w gronie najbliższych. – Pierwszego dnia zasiadamy do wspólnej kolacji – relacjonuje Żarko. – A potem idziemy do cerkwi, przed którą rozpalony jest wielki ogień. Wrzucamy do niego kawałki drewna i składamy życzenia – najpierw sobie, potem innym. W tamtym roku życzyłem sobie, żeby Zagłębie awansowało do ekstraklasy. Teraz wypowiem życzenie, żeby w niej pozostać. I wierzę, że się spełni. W drugi dzień świąt Serbowie wybierają się na śniadanie do najbliższego sąsiada. Po południu obiad jedzą w gronie rodzinnym. A po posiłku… starają się zrobić coś, co chcieliby robić przez cały rok. – Tradycja mówi, że jak się po trochu zacznie tego dnia, to potem wszystko ułoży się pomyślnie – tłumaczy z uśmiechem Żarko.
„Fara” nie robił problemów
Identycznie święta obchodzi inny Serb, Aleksandar Sedlar. – Nie mam swojej ulubionej potrawy, lubię wszystko – przyznaje obrońca Piasta. – Na prezenty też musimy dłużej poczekać – puszcza oko Sedlar. Z kolei Ukrainiec Farid Ali Święta Bożego Narodzenia do tej pory za każdym razem spędzał w swojej ojczyźnie. – Nigdy to nie kolidowało ze wznowieniem przez nas przygotowań do rundy wiosennej, więc „Fara” mógł w tych uroczystościach uczestniczyć – powiedział szkoleniowiec GKS-u Jastrzębia, Jarosław Skrobacz. – Bodajże tylko raz spóźnił się dwa dni, ale dostał wtedy ode mnie na to zgodę, więc nie było problemu. Teraz będzie inaczej, bo przygotowania rozpoczynamy już 7 stycznia – mówi trener pierwszoligowego beniaminka.
Farid Ali polskie święta spędzi w niekonwencjonalny sposób. Do naszego kraju przyjechała jego narzeczona, a potem wspólnie wylecieli na wczasy na Dominikanę. Jak widać da się połączyć przyjemne z pożytecznym, a dla piłkarzy każda chwila wypoczynku może być na wagę złota…