Święto pod Wawelem na remis. Wisła – Ruch 1:1

Zabawa na trybunach, ponad 22-tysięczna publika, wykorzystany i zmarnowany rzut karny, bardzo dobra druga połowa „Niebieskich”. Taki wieczór w pierwszej lidze zdarza się raz na wiele lat.


Ten mecz nie pasował do pierwszoligowych realiów, ale trudno, by było inaczej, skoro zmierzyły się kluby mające łącznie 27 tytułów mistrzów Polski, a w dodatku żyjące ze sobą w kibicowskiej przyjaźni. Do pierwszego gwizdka pozostawały jeszcze ponad dwie godziny, gdy krakowski klub poinformował, że pobity został rekord frekwencji zaplecza ekstraklasy, wyznaczony w maju 2017 roku przez śląski klasyk między Górnikiem a GieKSą, który w Zabrzu obejrzało 20987 kibiców. Co ciekawe, katowiczan prowadził wtedy… Jerzy Brzęczek, obecny trener Wisły, bardzo krytykowany za poprzednie wyniki (4 porażki w 5 kolejkach), przywitany tego wieczoru przez wypełnione trybuny stadionu przy Reymonta raczej gwizdami niż brawami. Te rozległy się, gdy tuż przed meczem z rąk prezesa Władysława Nowaka pamiątkową koszulkę z numerem 231, symbolizującą liczbę występów w barwach „Białej gwiazdy”, odebrał Maciej Sadlok, który latem po 8 sezonach wrócił spod Wawelu do Chorzowa. Nie był to powrót nijaki, ale o tym później…

Ostatecznie na trybunach zasiadło 22 117 widzów. „Niebieskich” wspierało kilka – szacowano, że 3-4 – tysiące fanatyków. Zespół z Cichej przy większej publice grał ostatnio ponad 6 lat temu, w lutym 2016, przy okazji ekstraklasowych wyjazdów do Zabrza i Warszawy (ponad 24 tys.). To samo w sobie pokazuje, jak duże było to wydarzenie dla społeczności klubu, który jeszcze półtora roku temu rywalizował z Wartą Gorzów czy Piastem Żmigród na szczeblu makroregionalnym, co dobrze pamięta część zawodników (Jakub Bielecki, Konrad Kasolik, Tomasz Wójtowicz, Łukasz Janoszka) ze składu, jaki wybiegł w ten wieczór na murawę przy R22. Wisła zaś ostatnio większą publikę ściągnęła w listopadzie na derby z Cracovią…

Ruch teoretycznie mógł uchodzić za faworyta, bo to on po 10 kolejkach otwierał tabelę i miał na koncie 3 z rzędu wygrane, podczas gdy Wisła trzema kolejnymi porażkami zaczęła się w niej osuwać, ale przy Cichej ostrzegano samych siebie, że będzie dużo silniejszym zespołem niż ten, który nie zapunktował w Głogowie czy Rzeszowie; przede wszystkim z racji powrotu po kartkowej pauzie Luisa Fernandeza. Poza tym pamiętajmy, kto tu jest biednym beniaminkiem, a kto – spadkowiczem, dla którego liczy się wyłącznie szybki powrót do elity.

„Z lat 70-tych już to znacie. Wisła i Ruch znów sobie mówią bracie” – taką oprawę zaprezentowali na początku meczu fani obu klubów, odpalono też trochę pirotechniki i świec dymnych, które widowiska specjalnie nie przysłoniły, bo początek był spokojny, a grę „ustawił” sobie sędzia Szymon Marciniak – sama jego obecność świadczyła o randze wydarzenia – karząc już w 2. minucie Tomasza Swędrowskiego za faul w środku pola na Michale Żyrze. To właśnie Żyro mógł dać gospodarzom prowadzenie, gdy w 7. minucie bez trudu wywalczył sobie pozycję w polu karnym, uderzył mocno, a piłka odbiła się od poprzeczki i wyszła w aut. Ruch miał problem ze stworzeniem zagrożenia, a w 27. minucie stracił bramkę. Bieleckiego z rzutu karnego pokonał Ferandez, myląc zupełnie chorzowskiego golkipera dobrze czującego się w tym elemencie. „Jedenastkę” wywalczył… sam Fernandez. Hiszpana w nieodpowiedzialny sposób, nieadekwatny do swojego doświadczenia, sfaulował Sadlok, czym pewnie tylko utwierdził Jerzego Brzęczka w przekonaniu, że postąpił słusznie, nie chcąc, by klub po spadku z ekstraklasy zaoferował mu nowy kontrakt.

Ale „Niebiescy” też mieli swoją jedenastkę, gdy Bartosz Jaroch ręką zablokował strzał Łukasza Janoszki. Tak jak po przeciwnej stronie boiska, tak i w tym wypadku – była 43. minuta – do piłki ustawionej na 11. metrze podszedł ten, który karnego wywalczył. „Ecik” chciał zabawić się z Mikołajem Biegańskim, posłał lekką wcinkę w środek bramki, ale bramkarz „Białej gwiazdy” odczytał jego zamiary i bez trudu złapał ją w ręce. Janoszka zatem tylko się ośmieszył, skłaniając do konkluzji, że w I połowie w szeregach chorzowian zawiedli akurat ci dwaj piłkarze, którzy mieli doświadczenie z gry przy takiej otoczce.

Nie minął kwadrans drugiej połowy, a Ruch był już po trzech zmianach. Trener Skrobacz, mający komfort wyboru (do dyspozycji miał już nawet Patryka Sikorę, wracającego na ławkę po kontuzji Achillesa), podziękował Kacprowi Michalskiemu z żółtą kartką, Janoszce czy Wójtowiczowi, a desygnował do gry Łukasza Monetę, Artura Pląskowskiego i Jakuba Witka, przesuwając na wahadło Mikołaja Kwietniewskiego. Nie minął kwadrans, a kibice Ruchu doczekali się wyrównania. Trybuny znów rozświetlała pirotechnika, gdy kapitalnym uderzeniem zza pola karnego Biegańskiego pokonał Daniel Szczepan, a potem zaprezentował równie efektowną… cieszynkę, czyli serię salt.

Chorzowianie jakby poczuli krew i to, że są w stanie wywieźć spod Wawelu pełną pulę. Potrafili długo utrzymywać się przy piłce na połowie Wisły, egzekwowali kolejne rzuty rożne, po prostu grali swoją piłkę, musząc przy tym uważać na kontry. Piłki meczowe miała jednak Wisła, to do niej należała końcówka. W jednej z pięciu doliczonych minut spudłował Ivan Jelić Balta, a później Bielecki sparował na róg strzał Dora Hugiego. Na trybunach trwała zabawa, podczas której „pozdrowiono” nawet… prezydenta Chorzowa Andrzeja Kotalę.

Ruch zagrał dobrą drugą połowę, Ruch wcześniej zmarnował karnego, Ruch przerwał serię zwycięstw, ale wydaje się, że to on powinien być po tym remisie w lepszym nastroju, bo uzbierał już 22 punkty i w obliczu potknięcia Arki tylko powiększył nad nią przewagę, mogąc w spokoju przepracować ponad 2 tygodnie do meczu z Sandecją. Wisła znów nie wygrała, notuje po prostu przeciętne rezultaty i punkt ugrany z „Niebieskimi” nastrojów wokół niej oraz trenera Brzęczka z pewnością nie poprawi.

Wisła Kraków – Ruch Chorzów 1:1 (1:0)

1:0 – Fernandez, 27 min (karny), 1:1 – Szczepan, 59 min

WISŁA: Biegański – Gruszkowski, Łasicki, Moltenis, Jaroch – Plewka (67. Balta) – Żyro (90. Cisse), Fernandez (78. Talar), Duda (90. Szot), Młyński (67. Hugi) – Rodado. Trener Jerzy BRZĘCZEK.

RUCH: Bielecki – Kasolik, Szur, Sadlok – Michalski (46. Moneta), Piątek (81. Sikora), Swędrowski, Wójtowicz (57. Witek) – Kwietniewski, Janoszka (57. Pląskowski) – Szczepan (85. Foszmańczyk). Trener Jarosław SKROBACZ.

Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów 22 117.
Żółte kartki: Jaroch, Balta – Swędrowski, Michalski.