Święto w jastrzębskiej „rodzinie”

Cieszę się, że piętnastu Polaków poradziło sobie ze zbieraniną obcokrajowców – powiedział trener JKH GKS Jastrzębie, Robert Kalaber.


Po wojowniczych okrzykach, śpiewach, okolicznościowych zdjęciach z trofeum, w końcu hokeiści oraz grupa towarzysząca JKH GKS-u Jastrzębie zeszli z tafli „Jantoru”. Gdy emocje opadały, trener Robert Kalaber samotnie stał w korytarzu i pewnie jeszcze analizował niezwykle zaciętą finałową potyczkę z Re-Plastem Unią Oświęcim, wygraną 3:2.

– Jestem dumny z zespołu, bo wziął górę nad umiejętnościami indywidualnymi rywali. O wygranej zadecydowało serce zostawione na lodzie, przez 60 minut byliśmy bardziej zdeterminowani – wyjawił słowacki szkoleniowiec, który – jak ogłosił publicznie prezes klubu, Kazimierz Szynal – podpisał nowy, 3-letni kontrakt.

Trudno się dziwić, że działacze tak postąpili, bo przecież zarówno oni, jak i sztab szkoleniowy oraz hokeiści wykonali gigantyczną pracę, ze świetnymi efektami. Jastrzębianie po raz czwarty w historii oraz trzeci z rzędu zdobyli Puchar Polski. Monopoliści – tak ich śmiało można nazwać. W kronikach tych rozgrywek była dominacja GKS-u Tychy, teraz nastała era JKH GKS-u!

Posiedzimy w szatni…

Podczas finału emocji było co niemiara, a w końcowych fragmentach do boksu kar powędrował obrońca JKH, Maris Jass, i trener Kevin Constantine wycofał bramkarza. Napór oświęcimian był olbrzymi, w efekcie Brett McKenzie zdobył kontaktowego gola.

– To mój czwarty puchar, a drugi z Jastrzębiem i cieszę, że wygraliśmy po twardej i niezwykle zaciętej walce. Zespół z Oświęcimia prowadził grę, a myśmy czekali na swoją szansę i szybko ją otrzymaliśmy. Zdobyliśmy gola z karnego, ale rywale nadal posiadali inicjatywę. Nie wszystko zrealizowaliśmy, co sobie zakładaliśmy. Zarobiliśmy niepotrzebne kary, ale potrafiliśmy się wybronić.

W końcowych fragmentach graliśmy już tylko na dwie formacje, ale wytrzymaliśmy do syreny. W tych niecodziennych czasach trudno o świętowanie, ale jeszcze trochę posiedzimy w szatni, pewnie jeszcze raz rozegramy ten finał i… może coś wypijemy. I zaczynamy myśleć o play offie – mówił zadowolony kapitan zespołu, Maciej Urbanowicz.

Pod kontrolą

Na początku III tercji [Mateusz Bryk] sfaulował rywala i od razu zjechał do boksu kar, nawet nie próbując dyskutować z sędziami. – To był trudny moment, chyba stresujący dla obrońców Pucharu Polski? – z tym pytaniem zwracam się do winowajcy, składając mu jednocześnie gratulacje.

– Nie wiem, czy aż stresujący. Fakt pozostaje faktem, że wykroczenie popełnił zawodnik o sporym doświadczeniu i jemu nie wypada tego robić – uśmiecha się defensor JKH. A po chwili dodaje:

– Mimo szaleństwa na lodzie wydaje mi się, że kontrolowaliśmy ostatnią tercję. Zdobyliśmy dość szczęśliwą bramkę i los nam sprzyjał. Takie nerwowe momenty zdarzają się najlepszym i… najstarszym w drużynie (śmiech). Tak po prawdzie myślałem, że będzie jeszcze trudniej. Zostawiliśmy sporo sił na lodzie, ale jeszcze większe obciążenie, zwłaszcza psychiczne, towarzyszyło tym, którzy bywali w boksie!

Dla Bryka i Urbanowicza był to czwarty PP w ich indywidualnych osiągnięciach. Rekordzistą klubowym jest Kamil Górny (pięć), ale jest szerokie grono młodszych hokeistów, którzy mają już w swoim dorobku już po trzy trofea.

Poirytowany trener

Kalaber do swojego trenerskiego CV dopisał kolejny sukces, ale w tym sezonie jemu i hokeistom do pełni szczęścia brakuje…

– Cieszę się, że 15 Polaków z pomocą zagranicznych kolegów poradziło sobie ze zbieraniną obcokrajowców z Oświęcimia. Owszem, graliśmy konsekwentnie, byliśmy bardziej zdeterminowani, ale niepotrzebnie złapaliśmy w końcowych fragmentach karę. Jednak Marisowi Jassowi, i pewnie pozostałym na lodzie, towarzyszyły ogromne emocje i stąd to wykluczenie. Jestem święcie przekonany, że gdybyśmy grali w komplecie, to pokusilibyśmy się o czwartego gola – ocenił mecz Słowak.

Mimo pucharowego święta oraz podpisania nowego kontraktu, trener był daleko od euforii.

– Jestem poirytowany tym, co się dzieje w naszej lidze – wyjawił sympatyczny szkoleniowiec. – Nie chciałem o tym mówić przed finałem, bo zrobiłaby się zawierucha i byłyby niestosowne komentarze. Mecze półfinałowe, zgodnie z terminarzem, były w grudniu, ale finał został przeniesiony na luty. Czas jest szczególny, ale liczyliśmy, że będzie mógł odbyć się z udziałem kibiców. Tak się nie stało. W styczniu wiele drużyn, w tym również Unia, dokonało transferów.

W finale powinni grać zawodnicy, którzy uczestniczyli w pierwszym spotkaniu. Tę kwestię warto przedyskutować i ewentualnie uwzględnić w kolejnych edycjach. W Jastrzębiu budujemy zespół przez 5 lat, ciągle się doskonalimy i mamy z tego satysfakcję. Zresztą, o liczbie obcokrajowców w ligowych zespołach będziemy pewnie nie raz dyskutować.

Hokeiści dostali dwa dni wolnego, które będą mogli poświęcić najbliższym, oraz zregenerować organizmy. Od dzisiaj rozpoczynają przygotowania do dwóch ostatnich meczów w sezonie zasadniczym oraz do play offu…


Na zdjęciu: Święto w jastrzębskiej „rodzinie”. Przy takiej okazji fota jest najbardziej wskazana.

Fot. Tomasz Kudala/Pressfocus