Święty-Ersetic: Ciarki wciąż chodzą po plecach

Kuba to dobre miejsce na wakacje?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Zdecydowanie tak. Wybraliśmy się z mężem, by odpocząć od tego zgiełku, jaki nam towarzyszył. Fajne miejsce, ciepło… Mogłam wypocząć zarówno fizycznie, jak i psychicznie. Szkoda tylko, że zaledwie 2 tygodnie. Niestety, obowiązki nie pozwoliły na dłuższe wakacje .

Gdy już pani ochłonęła i patrzy z dystansu, co się wydarzyło w minionych miesiącach, mówi pani sobie: niemożliwe stało się możliwe?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Wspomnienia wywołują u mnie ciarki. Do tej pory zadaję sobie pytanie: jak sobie poradziłam. Te mistrzostwa Europy to było spełnienie marzeń. Oczywiście, że koncentrowałam się na biegu indywidualnym, ale nie mogłam też zawieść moich koleżanek. Wygrana sztafety przekonała nas jak jesteśmy silne. Mam tylko nadzieję, że tego rodzaju regulamin, zezwalający na rozegranie biegu indywidualnego i sztafetowego w tak krótkim czasie, obowiązywał po raz ostatni. Dzięki nadzwyczajnemu wysiłkowi udało nam się to pogodzić, ale drugi raz nie chciałabym tego przeżyć. To było niezwykle stresujące i wyczerpujące psychicznie.

Po pewnym czasie zastanawiałem się, czy nie dopadnie pani zmęczenie. Te starty co kilka dni…

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – To prawda, ale też właśnie metodą startową dochodzę do wysokiej formy. Muszę przyznać, że nie jestem miłośniczką treningu (śmiech). Jak widać, jest to pewien sposób na mnie, bo w sezonie wyszło rewelacyjnie. Lubię, kiedy adrenalina skacze i pojawia się dreszczyk emocji, a ja pędzę ile sił do mety.

Marzenia się spełniły, ale teraz trzeba myśleć o przyszłości. A zatem: czy strategia na przyszły sezon została opracowana?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – W głównych zarysach tak. Plany to domena trenera. Ujmując rzecz na wesoło, ja jestem od biegania, zaś resztą zajmuje się trener. Oczywiście następny sezon jest ważny, ale jest to zaledwie przystanek przed igrzyskami w Tokio. Właśnie podczas tej imprezy mamy z koleżankami biegać najszybciej i tego się trzymamy. Mistrzostwa świata w Katarze są rozgrywane w nietypowym terminie, na przełomie września i października. Jak sobie tylko o tym przypomnę, to tracę humor, bo przecież sezon będzie nadzwyczaj długi i już teraz zastanawiam się, jak to wytrzymam. Mam nadzieję, że trener Aleksander Matusiński znajdzie racjonalne rozwiązanie. Niebawem będę miała z nim spotkanie i pewnie poznam szczegóły przygotowań. Powoli już przygotowuje swój organizm treningu, z którym ruszamy na początku listopada.

Zawsze pani godziła występy w hali ze na stadionie. Jak będzie teraz?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Tego jeszcze nie wiem. Strategię startów poznam niebawem (śmiech), ale przyznaję – lubię występy w hali i gdyby od mnie zależało, to bym biegała. Decyzja zapadnie niebawem.

Czy rekord życiowy 50,41 sek. w nadchodzącym sezonie będzie w niebezpieczeństwie?

Justyna ŚWIĘTY-ERSETIC: – Jest dość mocno wyśrubowany i urwanie nawet setnych sekundy będzie trudne. Nie mam pojęcia, co się wydarzy. Wiem, że ten długi sezon będę rozpoczynała z niższego pułapu i muszę odpowiednio rozłożyć siły. Zresztą, w takiej sytuacji będą wszyscy lekkoatleci. Biegi poniżej 50 sek. rezerwuję na sezon olimpijski, bo to jest dla mnie najważniejszy cel sportowy. Nie lubię prognozować, wolę biegać szybko i skutecznie.