Święty-Ersetic: Pogłoski o naszej emeryturze są grubo przesadzone

Podobno występ na igrzyskach w Tokio będzie ostatnim wspólnym startem „Aniołków Matusińskiego”! To prawda?
Święty-Ersetic: – Nie wiem skąd się wzięły te pogłoski. Gdy tę wiadomość przeczytała moja mama, stwierdziła, że po igrzyskach wreszcie będzie miała wnuki, ale zaraz odpowiedziałam jej, że tak szybko to na pewno nie będzie (śmiech). Na igrzyska szykujemy się bardzo mocno, bo w naszej medalowej kolekcji brakuje już tylko olimpijskiego krążka. Co będzie dalej, dopiero czas pokaże.

Podczas halowych mistrzostw Europy w Glasgow Polska wygrała klasyfikację medalową, a przesądziło o tym właśnie wasze złoto zdobyte w ostatniej konkurencji mistrzostw. Satysfakcja?
Święty-Ersetic: – Przyznam szczerze, że nie spodziewałam się tego, że wygramy tę klasyfikację, a jak po biegu dowiedziałam się, że zadecydowała o tym nasza wygrana z Brytyjkami, to ja i koleżanki byłyśmy bardzo szczęśliwe. Mam nadzieję, że w mistrzostwach świata w Katarze będziemy biegać jeszcze szybciej i powalczymy o miejsce na podium.

Amerykanki są już w waszym zasięgu?
Święty-Ersetic: – Niestety, w dalszym ciągu nie, ale ten dystans regularnie się zmniejsza. W sztafecie jestem od 2012 roku. Kiedy zaczynałam, zajmowałyśmy ostatnie pozycje, walczyłyśmy, żeby w ogóle biegać w finałach. Czasami się udawało, czasami – nie. Teraz stanowimy czołówkę światową, dominujemy w Europie, walczymy jak równy z równym na MŚ. Mam nadzieję, że zwieńczeniem tego wszystkiego będą igrzyska w Tokio. W Katarze też będziemy walczyć do samego końca. Poza nami i Amerykankami w rywalizacji o medale powinny liczyć się jeszcze Jamajki oraz sztafety z Europy, które pokonałyśmy w Glasgow – Brytyjki, Francuzki i Włoszki.

Z ostatnich pięciu dużych międzynarodowych imprez wróciła pani z medalami. Z każdym kolejnym miejscem na podium motywacja do dalszej pracy wzrasta czy maleje?
Święty-Ersetic: – Z motywacją nie mam najmniejszych problemów. Skoro wskoczyłam na najwyższy poziom europejskiej lekkiej atletyki, chciałabym już z niego nie schodzić. Pragnę jeszcze na bieżni wiele osiągnąć, pokonywać kolejne granice, ale nie czuję z tego tytułu jakiejś wielkiej presji. Po prostu staram się robić swoje.

Z HME wróciła pani ze złotem, a jednak odczuwała po nich lekki niedosyt. Spodziewała się pani, że kiedykolwiek dojdzie do sytuacji, w której jeden tytuł to dla Justyny Święty-Ersetic za mało?
Święty-Ersetic: – Nie jestem zawiedziona, tym bardziej, że nie szykowałam się specjalnie na start w Glasgow. Okazało się jednak, że jestem w dobrej formie, czułam się rewelacyjnie, więc oczekiwałam po HME czegoś więcej i wiem, że byłam na to przygotowana.

W finale na 400 m zostałam jednak parę razy przyblokowana i musiałam nadrabiać dystans. Niedosyt po tym starcie był duży, ale złoto w sztafecie dostarczyło mi naprawdę dużo radości. W biegu rozstawnym tym bardziej chciałam się pokazać z jak najlepszej strony, ale dziewczyny mi to uniemożliwiły (śmiech), bo moje zadanie polegało tylko na dowiezieniu pierwszego miejsca do końca. Po raz pierwszy nie musiałam się napinać w końcówce, bo koleżanki pobiegły wcześniej rewelacyjnie. Ale to był tylko przystanek przed najważniejszą imprezą, czyli igrzyskami w Tokio. Po drodze są jeszcze mistrzostwa świata w Katarze.

Tegoroczny Memoriał Kamili Skolimowskiej na Stadionie Śląskim odbędzie się w połowie września. To dobry termin?
Święty-Ersetic: – Najlepszy na ostatni sprawdzian, określający, w którym miejscu jesteśmy, gdzie zrobić ostatni szlif przed MŚ.

Na Stadionie Śląskim odbywają się już duże mityngi, a co z możliwością trenowania na tutejszej bardzo szybkiej bieżni?
Święty-Ersetic: – Jeśli ktoś zorganizowałby nam zgrupowanie na Stadionie Śląskim, byłabym jak najbardziej za, bo to o rzut beretem od domu. Na razie cieszę się, że w moim rodzinnym mieście mam stadion i będąc w domu nie muszę nigdzie dojeżdżać na treningi, tylko ćwiczyć w Raciborzu.

No właśnie, lekkoatletyczna infrastruktura treningowa wreszcie zaczyna nadążać za waszymi sukcesami…
Święty-Ersetic: – To prawda. W Polsce są zaledwie dwie hale, w których można zorganizować zawody lekkoatletyczne. Teraz ma powstać kolejna – w Katowicach. Wiem, że ludzie nam zazdroszczą, gdy widzą na Instagramie nasze zdjęcia z obozu w RPA, ale proszę mi wierzyć, że zimą wolałabym trenować na miejscu, u siebie niż jeździć po świecie. Przez większą część roku jesteśmy w rozjazdach i tęsknimy za rodziną, z którą widujemy się tylko w przelocie. Nie mówiąc już o tym, że nowe obiekty pozwoliłyby trenować na miejscu dużo większej grupie młodzieży, bo przecież nie każdy może jechać zimą na zagraniczne zgrupowanie.

 

Na zdjęciu: Justyna Święty-Ersetic