Szaleni kibice, szalony wynik

Byłem świadkiem przedostatniego sukcesu marokańskiego futbolu, jakim był finał Pucharu Narodów Afryki w styczniu i lutym 2004 roku na boiskach w Tunezji.


To był jeden z trzech moich Africa Cup of Nations, na który pojechałem jako dziennikarz. Po meczu na stadionie w Sousse rozmawiałem z ówczesnym selekcjonerem „Lwów Atlasu” Ezzaki Badou, jednym z najlepszych bramkarzy w historii afrykańskiego futbolu, który na MŚ w 1986 roku powstrzymywał piłki po strzałach naszych napastników, Włodzimierza Smolarka i Zbigniewa Bońka. W zespole słynnego Badou, potem równie dobrego trenera, który kilka razy prowadził reprezentację Maroka – z dobrym skutkiem, czego rezultatem było drugie miejsce w PNA 2004 – grał wtedy zdolny prawy obrońca Walid Regragui, który teraz – jak piłkarze których prowadzi – jest na ustach całego piłkarskiego świata. Widać miał się od kogo uczyć trudnego trenerskiego fachu, o czym mówi choćby trener Henryk Kasperczak, w przeszłości też zresztą selekcjoner Marokańczyków.

Ale ja nie do końca o tym… W ćwierćfinale tunezyjskiego Pucharu Narodów sprzed 18 lat rywalem Maroka była Algieria. Kibice i jednej i drugiej reprezentacji słyną z krewkości i przesadnego często zapału. Gwizdy, wbieganie na boisko czy ciskanie kamieniami nie tyko w przyjezdnych, to codzienność północnoafrykańskiego futbolu. Sam doświadczyłem tego będąc kilka lat temu na meczu w Tizi Ouzou.

W oczach z tamtej gry Maroko – Algieria z lutego 2004 roku na stadionie w Sfax mam jeden obrazek, biegających po dachu obiektu fanów „Lwów Atlasu” z czerwoną flagą swojego kraju. Głośno się wtedy o tym nie mówiło, bo Tunezja rządzona wtedy przez prezydenta Ben Ali była na wskroś policyjnym krajem, ale kilka osób miało zginąć w zamieszkach.

Oby teraz w Doha, w Casambalce, Marrakeszu czy innych miastach, także tych w Europie było spokojnie. Marokańscy fani potrafią urządzić wielką fiestę, byłem tego świadkiem podczas mundialu w stolicy Kataru. Mają się tam z czego cieszyć, bo na jakikolwiek sukces swojej reprezentacji czekali blisko 20 lat, ale oby nie było tak nerwowo i niebezpiecznie, jak w Sfax w 2004 roku…


Fot. PressFocus