Szalona końcówka i podział punktów pod Klimczokiem!

Podbeskidzie prowadziło 1:0 z Lechią Gdańsk, ale było blisko porażki, bo przegrywało 1:2. Ostatecznie skończyło się remisem.


Sześciu piłkarzy Podbeskidzia uległo zakażeniu koronawirusem w tygodniu poprzedzającym mecz z Lechią Gdańsk. Klub spod Klimczoka nie podał ich personaliów, a w meczowej kadrze na sobotnie starcie zabrakło m.in. Rafała Janickiego i Petera Wilsona, którzy zaczęli poprzednie spotkanie w wyjściowym ustawieniu. Tymczasem przeciwko Lechii zadebiutował Marco Tulio, który niedawno trafił pod Klimczok z FK Mlada Boleslav. Brazylijczyk, choć nominalnie jest lewym obrońcą, zagrał na… prawej pomocy.

W tym sezonie przeciwko Podbeskidziu podyktowano najwięcej w lidze, aż 7 rzutów karnych. Dla „górali” tylko 2, a żadnego bielszczanie nie wykorzystali, choć w meczu z Górnikiem, Kamil Biliński dobił własny strzał i zdobył gola. Pierwszym zawodnikiem, który wykorzystał jedenastkę okazał się dopiero dziś Milan Rundić. To on ustawił piłkę na „wapnie”, po zagraniu ręką Rafała Pietrzaka, a chwilę później mocnym strzałem w środek bramki dał prowadzenie swojej drużynie. Czy zasłużone? Lepszą drużyną w pierwszej połowie była Lechia, ale nie wykorzystała m.in. nie stu, a… dwustuprocentowej okazji.

Bo dwóch zawodników gdańskiego zespołu zachowało się źle. Po zagraniu Condaro wzdłuż pola karnego w piłkę nie trafił Marco Paixao, a Łukasz Zwoliński przeniósł ją nad poprzeczką, mając przed sobą pustą bramkę! Gdy wydawało się, że bielszczanie utrzymają prowadzenie do przerwy, spotkała ich kara za brak asekuracji przy stałym fragmencie gry na połowie Lechii. Gdańszczanie przejęli futbolówkę po rzucie rożnym i przeprowadzili szybką kontrę. Michal Pesković zatrzymał wprawdzie Jarosława Kubickiego, ale wobec dobitki Conrado był bezradny. Zresztą słowacki golkiper jest najmniej winy utraty gola do szatni, bo za kontrą nie nadążyli jego koledzy.

W przerwie trener Robert Kasperczyk dokonał aż trzech zmian, które jednak niewiele wniosły. Lechia nadal była stroną przeważającą, a w 66. minucie spotkania – po mocnym wstrzeleniu piłki w pole karne – w poprzeczkę główkował Paixao. Nie było to jedyne zagrożenie pod bramką Podbeskidzia. Z pozostałymi bielszczanie jakoś sobie radzili. Jakoś, bo pod nieobecność Rafała Janickiego w defensywnych poczynaniach „górali” było trochę chaosu i niepewności. Na pewno nie pomagał w tym stan boiska, którego murawą nie sposób nazwać.

Im bliżej było do końca spotkania, tym „górale” coraz bardziej rozumieli, że szacunek dla punktu jest ważniejszy od tego, by dążyć do zwycięstwa za wszelką cenę. Ale wtedy koszmarnie zachował się Gergoe Kocsis. Najpierw stracił piłkę, następnie sfaulował i Lechia miała rzut wolny. Znany z tego, że potrafi dobrze zacentrować Rafał Pietrzak posłał piłkę idealnie w pole karne, a Bartosz Kopacz trafił głową do siatki.

Podbeskidzie przegrałoby ten mecz, gdyby nie miało w składzie Kamila Bilińskiego, bo bielszczanie nie mieli już żadnego pomysłu na to, jak ugryźć rywala. Ale „Bila” zebrał piłkę po dośrodkowaniu, a następnie odwrócił się w kierunku bramki. Coś niezrozumiałego zrobili wtedy gracze Lechii, którzy rozstąpili się przed rywalem. A ten, ze skraju pola karnego, uderzył bardzo mocno w kierunku dalszego słupka i wyrównał stan spotkania. Końcówka spotkania pod Klimczokiem zaiste była szalona. Bo bramka na 2:2, to nie wszystko. Już w doliczonym czasie gry „piłkę meczową” miał Paixao, który stanął „oko w oko” z Peskoviciem. I ten pojedynek Portugalczyk przegrał.


Podbeskidzie Bielsko-Biała – Lechia Gdańsk 2:2 (1:1)

1:0 – Rundić, 31 min (karny), 1:1 – Conrado, 44 min (bez asysty), 1:2 – Kopacz, 85 min (głową, asysta Pietrzak), 2:2 – Biliński, 88 min (bez asysty).

PODBESKIDZIE: Pesković – Modelski, Baszłaj, Rundić, Mamić (87. Sierpina) – Rzuchowski, Bieroński (46. Sitek) – Marco Tulio (46. Kocsis), Hora (74. Marzec), Miakuszko (46. Biliński) – Roginić. Trener Robert KASPERCZYK.

LECHIA: Kuciak – Pietrzak, Tobers, Malocza, Kopacz – Biegański, Kubicki, Gajos – Conrado (70. Żukowski) – Zwoliński (83. Haydary), Paixao. Trener Piotr STOKOWIEC.

Sędziował Zbigniew Dobrynin (Łódź). ]. Żółte kartki: Bieroński – Tobers, Haydary.


Fot. Krzysztof Dzierzawa/Pressfocus