Szanse tylko matematyczne

Piłkarzom Miedzi Legnica tak naprawdę pozostało tylko honorowe pożegnanie z ekstraklasą.


Kibice Miedzi Legnica mogą być oburzeni tym „wyrokiem”, ale ich ulubiona drużyna za dwa miesiące pożegna się z ekstraklasą (rozgrywki zakończą się 27 maja). Na pewno nie zgadzają się z moją tezą piłkarze i szkoleniowcy drużyny znad Kaczawy, ale to ich „zbójeckie prawo”. Doskonale ich rozumiem. Teoretycznie, czyli matematycznie, oczywiście mogą uniknąć degradacji do I ligi (do zdobycia są jeszcze 24 punkty), ale miałem w szkole rachunek prawdopodobieństwa i po prostu nie wierzę w cuda. Teraz zmartwieniem piłkarzy „Miedzianki” będzie zachowanie twarzy i honorowe pożegnanie się z elitą.

Wyzwanie

Już w najbliższej kolejce podopiecznych trenera Grzegorza Mokrego czeka nie lada wyzwanie, bo na ich drodze stanie rozpędzona i opromieniona zwycięstwem z Rakowem Częstochowa Legia Warszawa. Nie wiadomo, czy do dyspozycji szkoleniowca będą min. Stefano Kapino, Andrzej Niewulis, Szymon Matuszek i Olaf Kobacki, których zabrakło w ostatnim meczu ligowym z Koroną Kielce (0:1). Czy zdążą wykurować się do poniedziałku, 10 kwietnia? Oby, na pewno natomiast na boisku nie pojawią się dwaj pomocnicy – Szwajcar Maxime Dominguez i Kamil Drygas, których z występu eliminuje nadmiar żółtych kartek.

Zabrakło szczęścia?

Znamienna była wypowiedź trenera „Miedzianki” Grzegorza Mokrego po porażce w Kielcach: – Na wstępie chciałbym pogratulować całemu sztabowi i piłkarzom Korony, bo zespół z powodzeniem realizuje plan, który – nie ukrywam tego – my mieliśmy jeszcze w lutym tego roku – powiedział 38-letni szkoleniowiec. – W tym meczu bardzo słabo wyglądaliśmy w momencie, kiedy straciliśmy bramkę. Przez następne 15 minut po stracie gola w mój zespół wstąpił jakiś paraliż, bo popełniliśmy wiele niewymuszonych błędów, przez te błędy Korona była blisko naszej bramki i tworzyła sytuacje do zdobycia kolejnych goli. Natomiast w II połowie – moim zdaniem – graliśmy bardzo dobrze, ale tylko do pola karnego. Sam Miłosz Trojak wybronił chyba z dziesięć naszych dośrodkowań.

Zabrakło nam jakości przy wykończeniu akcji, bo tworzyliśmy jak na mecz wyjazdowy sporo sytuacji, z samych autów powinniśmy wyrównać. Niestety, znowu nie strzeliliśmy bramki. Szczęście też nam nie dopisało, jak zresztą w całym sezonie, bo dwa albo trzy centymetry zadecydowały, że zdobyta przez nas bramka nie została uznana, gdyż piłka wyszła za linię końcową boiska. Niestety, szczęście w piłce nożnej sprzyja tym, którzy tych umiejętności mają więcej. W naszej sytuacji dobra druga połowa, która nie kończy się bramkami, nic nam nie daje.

Snajper „zaciął się”

Komentarz szkoleniowca beniaminka wskazuje niedwuznacznie, że tzw. wrażenie artystyczne jest niczego sobie, tylko brakuje kropki nad „i” w postaci punktów. Ta bolączka trapi drużynę znad Kaczawy od początku rozgrywek i ani Wojciech Łobodziński, ani Grzegorz Mokry nie znaleźli skutecznego antybiotyku, by pokonać tę chorobę. Dlaczego? Ponieważ skuteczność piłkarzy Miedzi jest żenująco słaba, by nie powiedzieć – skandaliczna. Dotyczy to wszystkich piłkarzy bez wyjątku, nawet najlepszego snajpera zespołu, Angelo Henriqueza. Imponujący jesienią Chilijczyk w rundzie wiosennej „zaciął się”, czego dowodem jest tylko jeden strzelony gol w dziewięciu potyczkach ligowych.

Trener Grzegorz Mokry też nie ma się czym chwalić, ponieważ pod jego nadzorem zielono-niebiesko-czerwoni w 14 meczach zdobyli tylko 13 punktów. Na ten dorobek złożyły się 3 zwycięstwa, 4 remisy i 7 porażek, bilans bramkowy 13:19. W sześciu z tych spotkań Miedzi nie udało się strzelić gola, a tylko w trzech zachować czyste konto. Szału więc nie ma. Nie da się ukryć, że sztab szkoleniowy beniaminka przeżywał prawdziwą huśtawkę nastrojów – od efektownej wyjazdowej wiktorii z Górnikiem Zabrze (3:0), po klęskę – również na wyjeździe – z Lechią Gdańsk (0:4).


Na zdjęciu: Damian Tront (przy piłce) był jednym z najlepszych piłkarzy Miedzi w meczu z Koroną Kielce.

Fot. miedzlegnica.eu/B. Hamanowicz