Szatnia dzielona na trzy

Niedzielna hekatomba przy Kresowej – porażka 0:6 z Lechem Poznań – wstrząsnęła nie tylko sympatykami beniaminka. Końcowy rezultat wygląda tak, jakby przez Stadion Ludowy przeszedł tajfun. Czy teraz pora na trzęsienie ziemi w klubowych korytarzach? Nic z tych rzeczy. Za chwilę trzeba będzie przecież ugościć warszawską Legię…

Polowanie na konkret

Wczoraj w obozie beniaminka doszło do spotkania członków kierownictwa klubu i pionu sportowego. Mityng nie miał jednak charakteru kryzysowego, bo słowo „kryzys” nie pojawiło się w Sosnowcu nagle. Drużyna kuleje przez całą rundę jesienną.

– Sytuacja jest trudna, ale nie katastrofalna – ocenia prezes Zagłębia, Marcin Jaroszewski. – Katastrofalny jest natomiast wynik meczu z Lechem. Próbowaliśmy, ale rywale rozszyfrowali nas po 20-30 minutach i potem było już tylko źle. Wpadało im do siatki prawie wszystko. Teraz przyjeżdża Legia i jeszcze raz wyjdziemy na boisko po to, żeby ugrać jakiś konkret. Ranga przeciwnika nie ma większego znaczenia. Jesteśmy w takim położeniu, że na nazwę drużyny, która staje naprzeciwko, nie możemy już patrzeć.

Kocioł łaciński

Bez względu na wynik czwartkowego spotkania posada trenera Valdasa Ivanauskasa pozostanie niezagrożona. Przyczyn sportowej degrengolady należy szukać w szatni. Team-spirit dawno do niej nie zaglądał. Za to krótko po zakończeniu meczu z Lechem doszło tam do karczemnej awantury. Było sporo mocnej łaciny. Trzeba było kilka kwestii wyjaśnić między sobą…

– Szatnia podzielona jest na trzy segmenty – oznajmia bez ogródek prezes Jaroszewski. – Pierwsza grupa dałaby się za drużynę pokroić, druga rozmawia już tylko o pieniądzach. Chcieliby pewnie zarabiać jeszcze więcej i najlepiej dzień szybciej, chociaż nigdy z wypłatą się nie spóźniliśmy. Trzecia grupa to gracze neutralni, którzy muszą się jak najszybciej obudzić. Najlepiej we wtorek na treningu.

Lista intruzów

W tym tygodniu nie poznamy jeszcze nazwisk piłkarzy, którzy wzmocnić mają ekipę Zagłębia przed wiosenną fazą zmagań. Jeszcze przed weekendem opublikowana zostanie natomiast lista transferowa, grupująca zawodników przy Kresowej już niepotrzebnych. Znajdzie się na niej minimum pięć graczy. Na pewno wśród nich nie będzie obecnego kapitana zespołu, Szymona Pawłowskiego. Jako jeden z nielicznych tej jesieni nie zawiódł…

– Jest mi wstyd – przyznaje Pawłowski, myśląc o blamażu z niedzieli. – Na tym poziomie nie można przegrać u siebie 0:6. Co z tego, że dobrze zaczęliśmy? Co z tego, że mieliśmy sytuacje, skoro tak się skończyło? Trudno cokolwiek dodać. Lech pokazał, gdzie jest nasze miejsce. Skoro nie potrafimy przez 90 minut zagrać konsekwentnie, z koncentracją i pracować na całym boisku jako drużyna, to widocznie się do ekstraklasy nie nadajemy.
Czas pokaże, czy kapitan ma rację. Nawet jeśli tak, kuchennymi drzwiami z elity nie da się czmychnąć…

 

Na zdjęciu: Sosnowiczanie próbowali zatrzymać Lecha na różne sposoby. Każdy z nich zawiódł. Po meczu wesoło nie było..

 

Czy wiesz, że…

Poprzednim razem sześć goli w województwie śląskim Lech strzelił stosunkowo niedawno. Miało to miejsce 3 czerwca 2015 roku na stadionie w Zabrzu. Zmierzający po mistrzowski tytuł poznaniacy wygrali z Górnikiem 6:1, a pierwszą bramkę zdobył dla nich… Szymon Pawłowski, który w niedzielny wieczór był kapitanem rozbitego w puch Zagłębia Sosnowiec. Legenda głosi, że przebieg wspomnianego spotkania przy Roosevelta w sporej mierze wyreżysowali kibice gospodarzy, którzy „zasugerowali” swoim piłkarzom porażkę. Wszystko po to, by zamknąć drogę do mistrzostwa stołecznej Legii.

Liczby

6 TYGODNI potrwać ma kuracja Jasmina Buricia. Bramkarz Lecha w meczu z Zagłębiem doznał kontuzji oczodołu i rany tłuczonej łuku brwiowego. Murawę opuścił na noszach już w 9. minucie gry.

9 GOLI stracili w lidze sosnowiczanie na przestrzeni ostatniego miesiąca. Co ciekawe, wcale nie są pod tym względem najsłabsi. Tyle samo bramek zainkasowała Wisła Kraków, a o jedną więcej – Wisła Płock i Jagiellonia Białystok.