Szczęch: Na Odrę Opole zawsze jest „napinka”
Najpierw cofnijmy się w czasie, do poprzedniego sezonu. Zaledwie 17 występów w I lidze, tylko jeden mecz w podstawowej jedenastce. Taka statystyka nie działa na młodego, ambitnego piłkarza przygnębiająco? Miał pan moment zwątpienia i zadał sobie pytanie, co ja tutaj robię?
Dominik SZCZĘCH: – To fakt, za dużo się nie nagrałem, na pewno było to dużo mniej niż oczekiwałem. Moje statystyki nikogo, łącznie ze mną, na kolana nie powaliły (w 17 meczach Dominik Szczęch zagrał 292 minuty, czyli średnio 17 minut na mecz – przyp. BN). W podstawowym składzie wyszedłem tylko w meczu z Bytovią, który wygraliśmy 4:0. Widać czarno na białym, że w większości meczów wchodziłem na boisko z ławki rezerwowych, czasami siedziałem na niej cały mecz. Wiadomo, że ta sytuacja była dla mnie trochę przygnębiająca, bo każdy chciałby grać jak najwięcej, ale cóż zrobić? Jeżeli nie dostaje się takiej szansy, to trzeba na nią po prostu cierpliwie czekać i walczyć.
Mam jednak wrażenie, że panu tej cierpliwości w pewnym momencie zabrakło, bo inaczej nie byłby pan latem na testach w Stali Stalowa Wola.
Dominik SZCZĘCH: – Mój kontrakt z GKS-em Jastrzębie kończy się za rok, 30 czerwca 2020 roku. Mój menadżer poinformował mnie, że mogę pojechać na testy do Stalowej Woli. Postanowiłem skorzystać z tej – że tak ją nazwę – „okazji”. Skoro bilans minutowy w Jastrzębiu nie był zachęcający, uznałem, że testy w klubie drugoligowym nie zaszkodziłyby mi. Postanowiłem spróbować swych sił, ale nie wyszło, więc zostałem tutaj, w GKS-ie i dalej walczę.
W pierwszym meczu nowego sezonu z Puszczą Niepołomice pojawił się pan na boisku 5 minut, w trzech kolejnych spotkaniach zabrakło pana i dopiero „wrócił do łask” w dwóch ostatnich pojedynkach wyjazdowych – z Radomiakiem i Wartą Poznań. W tym ostatnim wybiegł pan na boisko w podstawowym składzie. Był pan zaskoczony tą decyzją trenera Jarosława Skrobacza, czy też „czuł pismo nosem”?
Dominik SZCZĘCH: – Szczerze? Nie czułem tego w trakcie treningów, że trener Skrobacz postawi na mnie. Trener nie dał tego poznać po sobie, do końca była między nami walka o miejsce w podstawowej jedenastce. Dopiero w sobotę dowiedziałem się, że w Grodzisku Wielkopolskim zagram od pierwszej minuty.
Ze swojej gry w spotkaniu z Wartą jest pan zadowolony? Nie pytam o opinię trenera, lecz o pańskie odczucia.
Dominik SZCZĘCH: – Wiadomo, że zawsze można zagrać lepiej, ale to nie jest nic odkrywczego. Biorąc pod uwagę cały występ, zagrałem poprawnie. Nie jestem jakoś zachwycony swoją postawą, bo mogło być lepiej, ale też nie było dramatu. Innymi słowy zagrałem solidnie, choć bez błysku.
Remis z liderem jest dla was satysfakcjonujący?
Dominik SZCZĘCH: – Ten wynik niekoniecznie musi być dla nas satysfakcjonujący. Ja na pewno odczuwam niedosyt, koledzy z drużyny chyba też. Uważam bowiem, że można było stamtąd przywieźć trzy punkty. Zagraliśmy o niebo lepiej niż w meczu z Radomiakiem, mieliśmy kilka doskonałych sytuacji do zdobycia gola, jednak zabrakło nam skuteczności. Jeżeli do tej gry dołożymy skuteczność, to wróci GKS Jastrzębie z poprzedniego sezonu.
Wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia. Liczy pan na to, że w sobotnim meczu z Odrą Opole wybiegnie pan znowu na boisko w podstawowej jedenastce?
Dominik SZCZĘCH: – Co sobotę liczę na to, że wybiegnę w podstawowym składzie, więc teraz nie zamierzam zmieniać swoich nadziei i oczekiwań. Nic się nie zmienia, nastawienie jest cały czas takie samo.
Walka do końca się opłaciła. GKS Jastrzębie rzutem na taśmę zdobył punkt na podwórku lidera
Mecze z Odrą Opole, a zagrał pan z tym zespołem kilka spotkań ligowych, wywołują u pana przyjemne wspomnienia? Jakiś z nich utkwił panu szczególnie w pamięci?
Dominik SZCZĘCH: – To był mecz jeszcze w III lidze, który wygraliśmy na własnym boisku 2:0 (odbył się 6 września 2014 roku – przyp. BN). Kamil Duda wybiegał z boku na boisko, bo wcześniej była „interwencja” lekarzy, Dawid Weis dośrodkował z lewego skrzydła, a Kamil piękną głową ustalił wynik meczu. To wtedy ktoś wymyślił hasło „Kamil Duda czyni cuda”. Generalnie Odra Opole jest groźnym przeciwnikiem, który zawsze kojarzył mi się z „napinką” na nich. I tak już zostało, niezależnie od tego, w jakiej lidze gramy i jaka była stawka tych meczów.
Obecne kłopoty Odry, słaba gra, zaledwie dwa punkty na koncie, to powinno ułatwić wam zadanie w sobotnim meczu? A może wręcz odwrotnie, bo przecież opolanie nie mają nic do stracenia, a wszystko do zyskania.
Dominik SZCZĘCH: – Jeżeli ktoś uważa, że to będzie łatwy mecz dla nas, muszę od razu wyprowadzić go z błędu. Nie spodziewam się, że Odra zagra otwarty mecz i pójdzie z nami na wymianę ciosów. Scenariusz boiskowych wydarzeń jest dla mnie oczywisty – to my będziemy prowadzili grę, a przeciwnik czyhał na nasze błędy i zagra z kontry. Mam tylko nadzieję, że w Opolu nie zadziała efekt „nowej miotły”. Liczę na to, że strzelimy jakieś bramki.
Przed kilkoma dniami obchodził pan 23. urodziny. O jakim prezencie pan marzy?
Dominik SZCZĘCH: – Byłoby fajnie, gdybym strzelił bramkę, albo przynajmniej zaliczył asystę. Najważniejszy jednak będzie końcowy wynik, jeżeli pokonamy Odrę, to na pewno nie będę grymasił. W poprzednim sezonie mecz w Opolu był dla nas przełomowy, odnieśliśmy wtedy pierwsze zwycięstwo. Mam nadzieję, że teraz będzie podobnie i od tego momentu ruszymy z kopyta.
Wasi kibice mobilizują się, by mecz obejrzał komplet publiczności, czyli trzy tysiące, bo na tyle jest zgłoszona sobotnia impreza. Liczycie na ich wsparcie?
Dominik SZCZĘCH: – Nasi kibice są naszym dwunastym zawodnikiem. Znani są od zawsze z tego, że ich doping potrafi dodać nam skrzydeł.
Na zdjęciu: Dominik Szczęch (z lewej) zwycięstwo z Odrą Opole potraktuje jak prezent urodzinowy.
Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH
e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ