Szczęściu trzeba pomóc…

Trener Robert Kalaber miał zafrasowaną minę przed wylotem do Rygi, ale wracać będzie uśmiechnięty. Wygraliśmy z Łotyszami po raz pierwszy od 85 lat!


Najstarsi znawcy historii rodzimego hokeja nie pamiętają ostatniego zwycięstwa biało-czerwonych nad reprezentacją Łotwy. Trudno się dziwić, skoro wydarzyło się ono 85 lat temu. Hokejowa reprezentacja Polski meczem w Rydze rozpoczęła cykl towarzyski potyczek przed mistrzostwami świata Dywizji 1A w Nottingham. Wygrana 5:3 to miła niespodzianka. I pamiętajmy, że przez takie nieoczekiwane wygrane buduje się morale zespołu, który w optymalnej formie ma być na przełomie kwietnia i maja podczas mistrzowskiego turnieju.

Robert Kalaber, selekcjoner biało-czerwonych, przed wylotem do Rygi miał sporo obaw o drużynę. Skład bowiem był eksperymentalny i odbiegał od najsilniejszego. A reprezentacja Łotwy od lat jest zadomowiona w elicie i znajduje się na wyższej półce niż nasza.

Między słupkami biało-czerwonych stanął Maciej Miarka. Choć skapitulował po uderzeniu z bliskiej odległości Oskarsa Łapinskisa, to w I tercji, w dwóch sytuacjach, uratował zespół od utraty gola. Gospodarze zbyt łatwo przedostawali w pobliże polskiej bramki i wówczas robiło się gorąco. W miarę upływu czasu akcje naszych zawodników były coraz składniejsze. Kilka razy poważnie zagrozili bramce Akselsa Ozolsa, ale ten był czujny. Niemniej w 15 min był bezradny po uderzeniu Alana Łyszczarczyka, a gola wypracował aktywny od początku Paweł Zygmunt. Napastnik grający od czterech sezonów w Litwinowie wywalczył krążek w neutralnej strefie i pomknął do tercji gospodarzy. Idealnie podał wzdłuż bramki i Łyszczarczyk nie miał problemów ze zdobyciem wyrównania. Nieco wcześniej, gdy graliśmy w przewadze, również Zygmunt miał okazję, ale krążek pofrunął ponad poprzeczką.

Gospodarze w II tercji podkręcili tempo i osiągnęli sporą przewagę. Miarka miał sporo pracy, jednak spisywał się bez zarzutu. Gospodarze byli niezwykle poirytowani taką sytuacją; być może wydawało się im, że szybko uzyskają sporą zaliczkę bramkową i będą mogli ćwiczyć warianty gry nakreślone przez szkoleniowców. Gdy więc w 33 min do boksu kar powędrował Kamil Górny, byliśmy jak najgorszych przeczuć. Tymczasem znów niespodzianka – nasi zawodnicy w osłabieniu grali bardzo odpowiedzialnie. Ba, Arkadiusz Kostek w kontrataku znalazł się w sąsiedztwie bramki gospodarzy, nie zdołał jednak pokonać Akselsa Ozolsa. W końcu sprawdziło się powiedzenie: „co się odwlecze, to nie uciecze”. W roli głównej wystąpił kapitan Krystian Dziubiński, który błysnął umiejętnościami strzeleckimi. W 38 min idealnie przymierzył i krążek wpadł w „okienko”. Gospodarze byli zszokowani… A to nie był koniec. Na 17 sek. przed końcową syreną „Dziubek” z koła bulikowego znów precyzyjnym uderzeniem posłał „gumę” do siatki. Publiczność oniemiała z wrażenia. To prawda, że biało-czerwoni mieli sporo szczęścia, ale ono sprzyja bardziej… zdeterminowanym.

Na początku ostatniej tercji Zygmunt podwyższył na 4:1. Wtedy Łotysze znów przyspieszyli grę, a w konsekwencji straciliśmy 2 gole. Najpierw gospodarze wykorzystali zamieszanie pod bramką, a za drugim razem liczebną przewagę. Dziubiński ledwo co wjechał do boksu kar i niemal natychmiast z niego wyjechał. Riposta naszej reprezentacji była szybka – Dariusz Wanat, po podaniu Mateusza Michalskiego, znalazł w sytuacji sam na sam z bramkarzem, posyłając krążek między parkanami i ustalając wynik meczu.

Biało-czerwoni grali z niesłychaną ambicją oraz determinacją i zostali nagrodzeni cennym zwycięstwem. Oczywiście, grono malkontentów – tych nigdy nie brakuje – będzie przekonywało, że to nie była najsilniejsza łotewska drużyna. Jednak Łotysze dysponują takim potencjałem, że każdy skład reprezentacyjny jest nieco wyżej notowany niż nasz. Ten wynik został zapisany już w kronikach naszego hokeja i autorom tej miłej niespodzianki nikt nic już nie odbierze!


ŁOTWA – POLSKA 3:5 (1:1, 0:2, 2:2)

1:0 – Łapinskis – Bergmanis (5:40), 1:1 – Łyszczarczyk – Zygmunt (14:01), 1:2 – Dziubiński – Michalski (37:16), 1:3 – Dziubiński – Wanat – Maciaś (39:43), 1:4 – Zygmunt (40:35), 2:4 – Melnalksins – Egle (45:32), 3:4 – Jaks – Łapinskis – Daugawins (55:33, w przewadze), 3:5 – Wanat – Michalski (56:06)

Sędziowali: Elvijs Trankalis i Emīls Druseiks – Viesturs Lewalds i Toms Mencis.

ŁOTWA: A. Ozols; Bindulis – A. Bergmanis, Zile – Jaks, Sejejs – P. Ozols, R. Bergmanis; Indrasis (4) – Buncis – Dzierkals, Krastenbergs – Batna (2) – Daugawins, Gołowkows – Melnalksnis – Łapinskis, Egle – Bukarts – Rullers.

POLSKA: Miarka; Kostek – Jaśkiewicz (2), Pasek – Górny (2), Kamieniew – Biłas, Horzelski – Florczak; Łyszczarczyk – Wałęga – Zygmunt, Michalski – Dziubiński (2) – Wanat, Maciaś – Paś – Urbanowicz, Brynkus – Krzemień – Sołtys. Trener Robert KALABER.

Kary: Łotwa – 8 min, Polska – 6 min.

Liczba

3

ZWYCIĘSTWO odnieśli biało-czerwoni nad reprezeznetacją Łotwy w 17 spotkaniu. Bilnd bramkowy 43:64.


Na zdjęciu: Alan Łyszczarczyk otworzył konto bramkowe biało-czerwonych.

Fot. Tomasz Kudala/PressFocus