Szermierka. Zdarzyło się po raz pierwszy

Polskie szablistki pokonały Rosjanki i triumfowały w turnieju Pucharu Świata! W drużynie biało-czerwonych walczyły dwie sosnowiczanki; trzecia była rezerwową.


Dopiero gdy przebudziłam się hotelowym łóżku, uświadomiłam sobie, że to wszystko, co się wydarzyło na planszach w Budapeszcie, nie było snem – mówi nam jedna z bohaterek Pucharu Świata szablistek, Marta Puda.

Za sprawą pandemii i zawieszonej na długie miesiące rywalizacji międzynarodowej występ w stolicy Węgier był „randką w ciemno”. Tym bardziej zatem całe środowisko szermiercze miało prawo być w szoku, nikt przecież nie liczył na takie zdobycze.

Wspomniana Marta Puda (TMS Sosnowiec), najbardziej doświadczona w tym gronie, wraz swoimi koleżankami – Sylwią Matuszak (KKSz. Konin) oraz Angeliką Wątor i Zuzanną Cieślar (obie Zagłębiowski KS Sosnowiec) – po raz pierwszy w historii wygrały drużynowo PŚ, zostawiając w pobitym polu wszystkie światowe potęgi. Ale po kolei…

Nominacja dla Sylwii

W turnieju indywidualnym zaistniała Matuszak, która zajęła 16. miejsce. Po drodze wygrała z utytułowaną Ukrainką Olhą Charłan 15:14, a w kolejnej walce rozbiła Francuzkę Sarah Noutchę 15:3. Dopiero w 1/18 finału uległa bardziej doświadczonej Rosjance, Sofii Pozdnikowej 11:15. Wątor była 53., Zuzanna Cieślar – 90., a Puda – 129. na 168 zawodniczek. Polek było w turnieju więcej, ale skupiamy się na zawodniczkach, które potem sięgnęły po sensacyjne zwycięstwo w zawodach drużynowych.

– Z tych indywidualnych dokonań trudno było być zadowolonym – mówi pani Marta, brązowa medalistka mistrzostw Europy z 2018 roku z Nowego Sadu. – Nie chcę, by zabrzmiało to jako tanie tłumaczenie, ale niestety pandemia zrobiła swoje. To moje odległe miejsce sprawiło, że mogę zapomnieć o dodatkowym turnieju kwalifikacyjnym (zwany „dobijakiem”) do igrzysk. Nie ukrywam, że zrobiłam krok w tył w swoich dokonaniach indywidualnych. Oczywiście humor sobie poprawiłam po turnieju drużynowym, bo taki sukces odniosłyśmy po raz pierwszy, przechodząc w ten sposób do historii naszej broni.

Dodajmy, żee Sylwia Matuszak 16. miejscem zapewniła sobie udział w dodatkowych zawodach pod koniec kwietnia w Madrycie. I nie jest bez szans w rywalizacji o paszport olimpijski do Tokio.

A jednak można!

Polskie szablistki zajmują 9. lokatę w światowym rankingu drużynowym, więc szansę na wyjazd na igrzyska już wcześniej pogrzebały; o panach przez grzeczność nie wspominamy (w Budapeszcie zajęli 25. lokatę). Pozycja w rankingu sprawia, że nasze reprezentantki rywalizację musiały zaczynać w Budapeszcie już od 1/16 finału. W tej fazie wygrały z Brazylią 45:38, zaś w kolejnej nie dały szans Gruzinkom 45:25. Kolejne spotkania były już bardzo emocjonujące. Biało-czerwone w ćwierćfinale stanęły naprzeciw szablistek Rosji. Po 3 walkach przegrywały 10:15, ale Puda w potyczce ze Swietłaną Szewełewą zmniejszyła straty do 2 „oczek. W przedostatniej walce Wątor rewelacyjnie biła się z Szewełewą i wygrała 9:3. Polki wyszły na prowadzenie 40:38. Reszty dopełniła Matuszak w pojedynku z Olgą Nikitiną. Pierwsze, historyczne zwycięstwo 45:42 stało się faktem. W półfinale Polki były lepsze od Koreanek 45:41, w finale zwyciężyły jednym trafieniem trzecie w światowym rankingu Włoszki 45:44. Wprawdzie ostatnie trafienie zadała Matuszak (w sumie zdobyła 14 pkt), ale Wątor (16) i Puda (15) również nie zeszły z wysokiego poziomu. Podopieczne Dariusza Nowinowskiego miały powody do radości i zapewne do wydarzeń w Budapeszcie nieraz będą wracały. Dodajmy tylko, że polskie szablistki po raz ostatni na podium PŚ zameldowały się w maju 2017 r. w Tunisie.

– Od pierwszej walki wzajemnie się wspierałyśmy – dodaje Puda. – W meczu z Koreankami miałam dwie słabsze walki, ale po tym, jak podzieliłam się spostrzeżeniami z walki z koleżankami, te szybko wyciągały wnioski, nie popełniały moich błędów i wygrywały swoje pojedynki. To był dla mnie trudny mecz, tym bardziej zatem koleżankom należą się słowa uznania.

Szablistki wróciły do kraju i teraz nasłuchują, czy międzynarodowe władze odmrożą w czerwcu mistrzostwa kontynentu. Europa miałaby rywalizować na planszach w bułgarskim Płowdiw.

Plansze pełne emocji

– Wygranej szablistek w Pucharze Świata nie rozpatrywałbym w kategorii sensacji, lecz niespodzianki – mówi zawsze stonowany, acz oczywiście zadowolony dyrektor sportowy związku, Ryszard Sobczak. – W minionym roku nasze panie były w „czwórce” w Atenach. Przypomnę, że Sylwia Matuszak oraz Zuzia Cieślar to wicemistrzynie młodzieżowych mistrzostw Europy z 2019 r. A przecież mamy jeszcze w odwodzie Małgosię Kozaczuk, która przeszła operację i powoli dochodzi do siebie; faktem jest, że jej start indywidualny w Budapeszcie nie był udany. Jestem przekonany, że przed zespołem malują się ciekawe perspektywy, bo w szerokiej kadrze mamy kilka utalentowanych zawodniczek. A w Sosnowcu rośnie szeroka grupa młodzieży, która w swoich kategoriach już dominuje.

W tym miesiącu czeka nas wiele emocji na światowych planszach. Już pod koniec tego tygodnia w Kazaniu wyznaczyli sobie spotkanie specjaliści od szpady. Nasze panie zajmują 3. miejsce w światowym rankingu i start w turnieju indywidualnym IO w Tokio (3 zawodniczki) oraz drużynowym mają zapewniony. Gorzej sprawy mają się u panów. Radosław Zawrotniak, drużynowy wicemistrz olimpijski i 6. w turnieju z Pekinu, ma jeszcze szansę na występ indywidualny, niestety zespół przepadł już wcześniej.

– Występ szpadzistek w Kazaniu jest również ważny, choć nominację olimpijską mają zapewnioną – dodaje dyrektor Sobczak. – Chodzi zatem o jak najlepsze rozstawienie zespołu w igrzyskach.

Specjaliści floretu lecą do Dohy, gdzie będą rozgrywane turnieje indywidualne. Wśród pań Julia Walczyk z Poznania ma wszelkie dane, by znaleźć się na igrzyskach. Wśród florecistów ubiegają się o to Michał Siess z Gdańska oraz Leszek Rajski z Wrocławia, w przypadku których postawa na planszy w Katarze może zadecydować o ewentualnym prawie startu w turnieju ostatniej szansy.

Po „wystrzale” szablistek w Budapeszcie powiało w szermierczym środowisku optymizmem. Czekamy więc na kolejne osiągnięcia, tym razem specjalistów od szpady i floretu.

Na zdjęciu: Marta Puda w 2018 r. zdobyła brązowy medal mistrzostw Europy w Nowym Sadzie i liczyła na występ w igrzyskach olimpijskich. Nie wszystko poukładało się tak jak planowała.

Fot. PressFocus