Szkatuła: Polonię wciąż darzę sentymentem [WYWIAD]

Obecny dorobek punktowy ROW-u jest dla pana satysfakcjonujący, czy też odczuwa pan niedosyt, bo punktów na koncie powinno być więcej?
Przemysław SZKATUŁA:
– Myślę, że straciliśmy w poprzednich meczach kilka punktów, więc nie możemy być do końca zadowoleni. Zasługujemy na wyższe miejsce w tabeli i więcej punktów. Wpływ na te straty ma zbyt duża liczba straconych przez nas bramek. W II lidze traciliśmy ich mało, ale również mało strzelaliśmy. Teraz jest odwrotnie – zdobyliśmy najwięcej goli z całej stawki, ale najwięcej też straciliśmy.

W których potyczkach ligowych – pańskim zdaniem – ewidentnie straciliście punkty?
Przemysław SZKATUŁA:
– Nie mam wątpliwości, że w Kluczborku. Tam po prostu musieliśmy wygrać, a tylko zremisowaliśmy 3:3. Prowadziliśmy 2:0, potem 3:2 i straciliśmy gola w ostatniej akcji meczu. Mam wątpliwości, czy gospodarzom należał się rzut wolny. Potem piłka „musnęła” Szymona Jarego, zmieniła trochę kierunek i zatrzymała się w siatce. Strata punktów bolała, tym bardziej że przeciwnik „zebrał się” dopiero dwa tygodnie przed rozpoczęciem rozgrywek. Jednak trener Jacek Trzeciak ostrzegał nas wtedy, że takie mecze są najtrudniejsze i „niebezpieczne”. Po raz drugi straciliśmy moim zdaniem punkty w ostatnim meczu z rezerwami Śląska Wrocław. Mieliśmy tyle okazji do zdobycia gola, a wykorzystaliśmy tylko dwie i zeszliśmy z boiska pokonani.

Tylko w jednym meczu nie straciliście gola, w pozostałych wasz bramkarz Aleksander Łubik musiał przynajmniej raz wyciągać piłkę z siatki. Zna pan przyczyny tak dużych strat bramkowych pańskiej drużyny?
Przemysław SZKATUŁA:
– Ten temat stale poruszany jest w naszej szatni. Tracimy bramki po indywidualnych błędach, potem trudno się odrabia straty. Mam nadzieję, że wkrótce meczów na zero z tyłu będzie więcej.

Wasz najgorszy – do tej pory – mecz w bieżących rozgrywkach?
Przemysław SZKATUŁA:
– Chciałbym wymazać z pamięci mecz wyjazdowy z Piastem Żmigród, który przegraliśmy 2:4. Traciliśmy bramki jak juniorzy, popełniając błędy przy rozegraniu piłki. Jej strata skutkowała kontratakiem, kończonym zdobyciem gola przez przeciwnika. Drugi gol dla Piasta był samobójczym trafieniem Piotrka Pacholskiego, więc można powiedzieć, że w tym spotkaniu nieszczęść mieliśmy aż nadto.

Gdyby musiał wybrać pan najlepsze spotkanie ROW-u w rundzie jesiennej, to jakie był, pan wskazał?
Przemysław SZKATUŁA:
– Nie będę oryginalny i postawię na mecz z Gwarkiem Tarnowskie Góry. Po niespełna pół godzinie przegrywaliśmy 0:2, mimo to zdołaliśmy odwrócić losy spotkania. Na początku meczu graliśmy fatalnie, trener Trzeciak powiedział nawet, że nie dojechaliśmy na mecz. Miał rację, ale potem pokazaliśmy charakter, wolę walki i udowodniliśmy, że mamy duże umiejętności.

Nie uważam pana za boiskowego brutala, tymczasem w siedmiu występach ligowych złapał pan aż cztery żółte kartki i w jednej kolejce musiał już pauzować. Dlaczego tak często podpadł pan sędziom?
Przemysław SZKATUŁA:
– Jak pan zauważył, nie jestem brutalem. Moim zdaniem dwie żółte kartki otrzymałem pochopnie, po prostu sędziowie popełnili w tych sytuacjach błąd. Dwie następne to pokłosie fauli taktycznych, które popełniłem, by przeciwnik nie stworzył dogodnej sytuacji do strzelenia bramki.

Na razie dwukrotnie wpisał się pan na listę zdobywców bramek – z MKS-em Kluczbork i rezerwami Górnika Zabrze. Który z tych goli przyniósł panu więcej satysfakcji i dlaczego?
Przemysław SZKATUŁA:
– Zdecydowanie z Górnikiem Zabrze. Po pierwsze dlatego, że był „ładniejszy” niż trafienie z Kluczborkiem, a poza tym przypieczętował nasze zwycięstwo. Odskoczyliśmy zabrzanom na dwie bramki, którzy w tym momencie stracili nadzieję na zdobycie choćby punktu.

Pierwsze skojarzenie, gdy ktoś pana pyta o Polonię Bytom?
Przemysław SZKATUŁA:
– Bardzo dobra atmosfera panująca w szatni. Nie bez powodu dwa razy wracałem do tego klubu, do tej drużyny. Czułem się tam jak u siebie w domu.

Skoro było panu tak dobrze, to dlaczego odszedł pan z Polonii zimą tego roku?
Przemysław SZKATUŁA:
– Złożyło się na to kilka przyczyn. W zespole trenera Marcina Domagały szło mi bardzo dobrze, grałem regularnie, zdobyłem dwa gole, do których dołożyłem 15 asyst. Wtedy trener Jacek Trzeciak złożył mi propozycję gry w ROW-ie Rybnik, a to był przecież szczebel centralny. Nie mogłem odmówić, bo chciałem spróbować swoich sił w II lidze. Poza tym dowiedziałem się, że działacze Polonii chcą mi obniżyć kontrakt. To byłoby dla mnie nie do zaakceptowania. Każdego dnia dojeżdżałem na treningi 80 kilometrów w jedną stronę. Jesienią dojeżdżałem razem ze Sławkiem Musiolikiem, dzieliliśmy się kosztami. On zimą przeniósł się do Rozwoju Katowice, więc moje koszty wzrosłyby dwukrotnie. Do Rybnika z Łazisk Rybnickich mam zdecydowanie bliżej, a poza tym bardzo ważny był aspekt sportowy.

Nie chcę powiedzieć, że mecz z bytomianami jest dla pana wyjątkowy, ale czy jest ważniejszy niż pozostałe potyczki ligowe?
Przemysław SZKATUŁA:
– Na pewno szczególny, bo wciąż darzę ten klub ogromnym sentymentem, a zwłaszcza jego kibiców. Nie chcę nikogo broń Boże obrazić, ale graliśmy „po wioskach”, a oni wszędzie za nami jeździli. To była grupa 150-200 osób. Za to należy im się szacunek. Na pewno w dużej liczbie przyjadą w sobotę na mecz do Rybnika. Ja też chętnie spotkam się z kolegami, bo ponad połowę składu stanowią ci, z którymi grałem. No i wyjątkowy „kiero” Polonii, czyli Jurek Szpernalowski. Na boisku nie mogą jednak liczyć z mojej strony na taryfę ulgową, chętnie z nimi porozmawiam przed i po meczu.

Na zdjęciu: Obrońca ROW-u Przemysław Szkatuła przyznaje, że w Polonii Bytom czuł się jak w domu.