Szkoleni pod okiem sąsiada

Zatrudnienie Adriana Guli w Wiśle Kraków dało dobry pretekst, aby przyjrzeć się, jak radzili sobie w ostatnim czasie słowaccy szkoleniowcy w ekstraklasie.


45-letni Gula to bardzo ciekawa postać. W ostatnich latach pracował w silnych klubach, jakimi bez wątpienia są słowacka Żilina (z którą w 2017 roku został mistrzem) i czeska Viktoria Pilzno. W międzyczasie prowadził jeszcze reprezentację Słowacji do lat 21. W Krakowie będzie chciał grać futbol ofensywny, choć na razie to tylko zapowiedzi, bo wszystko zweryfikuje czas. Gula to rzecz jasna nie pierwszy trener zza południowej granicy, który przybywa do ekstraklasy.

Miedziany Słowak

Oczywiście nieco bardziej na zachód leży inne państwo, z którego ludzie sportu niezwykle chętnie przeprowadzają się do Polski. Tak się jakoś w historii działo, że wyraźnie więcej szkoleniowców w ekstraklasie pochodziło z Czech, nie ze Słowacji, choć w przypadku piłkarzy trend jest odwrotny.

Obecnie w Polsce pracuje już jeden Słowak – a nazywa się Martin Szevela. Trzykrotny mistrz Słowacji (z Trencinem i Slovanem Bratysława) przyszedł do Zagłębia Lubin jesienią 2019 roku i wiele się po nim spodziewano. Szevela miał dać „Miedziowym” odpowiednią stabilizację, fachową jakość i wpoić zespołowi dobry futbol, co… niespecjalnie się udało. Lubinianie pod jego wodzą grają w kratkę, raz jest lepiej, a raz gorzej. Mimo niezłej końcówki zeszłego sezonu Zagłębiu nie udało się awansować do europejskich pucharów, ale według doniesień, Szevela o swoją posadę – przynajmniej na razie – martwić się nie musi. Jak wylicza portal Transfermarkt – choć szkoleniowiec zdobywa tylko 1,51 punktu na mecz, to jednak w ostatniej dekadzie w Lubinie lepiej punktował jedynie Piotr Stokowiec.

Przeklęty Białystok

Przed Szevelą niezłą robotę w ekstraklasie wykonywał Jan Kocian. Jego pierwszym klubem w Polsce był Ruch Chorzów i trzeba przyznać, że Słowak miał w nim świetny początek. Przejął zespół we wrześniu 2013 roku po sromotnej porażce 0:6 w Białymstoku i zanotował passę 8 spotkań bez porażki! Koniec końców Ruch zajął najniższy stopień podium i w następnym sezonie mógł wystąpić w eliminacjach do Ligi Europy, gdzie dotarł aż do play-offów, ulegając nieznacznie Metalistowi Charków. W międzyczasie jednak Kocian beznadziejne radził sobie w ekstraklasie, wygrał tylko 1 z 11 spotkań (derby z Piastem) i po porażce w Wielkich Derbach Śląska z Górnikiem pożegnał się z „Niebieskimi”.

Na karuzelę wrócił… po dwóch tygodniach, obejmując Pogoń Szczecin, która przegrała… 0:5 w Białymstoku. W przeciwieństwie do Ruchu, z „portowcami” jednak udanej przygody nie zaliczył i po 14. ligowych spotkaniach pożegnał się z Pomorzem. W latach 2016-17 Kocian pracował jeszcze w Podbeskidziu Bielsko-Biała, z którym rozstał się jednak w atmosferze konfliktu i nieporozumienia.

Europejska przygoda

Słowackim trenerem, który jeszcze niedawno pracował w Polsce, był także Duszan Radolsky, który po raz pierwszy zjawił się u nas w 2003 roku, w Groclinie/Dyskobolii Grodzisk Wielkopolski, z którą zdobył wicemistrzostwo oraz Puchar Polski. To także Radolsky prowadził pamiętną drużynę, która w eliminacjach do Pucharu UEFA wyeliminowała Herthę Berlin (z Arturem Wichniarkiem w składzie) oraz Manchester City (owiany legendą gol Sebastiana Mili z wolnego), ulegając dopiero silnemu Bordeaux. Radolsky odszedł z Groclinu jesienią 2005 roku, gdy Dyskobolia osiągała wyniki niezadowalające klubowego szefostwa.



W 2007 roku Radolsky objął Ruch, który był wówczas beniaminkiem i zajął z nim dobre, 10. miejsce w tabeli, opuszczając jednak Chorzów na początku kolejnych rozgrywek bez podania jakiejkolwiek przyczyny – choć podobno chodziło mu to po głowie od dawna. W 2009 roku Słowak zaliczył krótki i bardzo nieudany epizod w Polonii Warszawa, a w latach 2011-13 dwukrotnie pracował w Niecieczy na zapleczu ekstraklasy.

Mówiąc o słowackich trenerach w Polsce można jeszcze wymienić Michala Viczana, który sięgał po mistrzostwo z Ruchem w latach 70., Karola Peczego, którego niezbyt dobrze wspominają w Wiśle Kraków po pamiętnym sezonie 1992/93, czy – sięgając daleko w przeszłość – Pavela Lovasa, który w ekstraklasie prowadził m.in. Rymera Rybnik w 1948 roku.


Na zdjęciu: Jan Kocian był bliski tego, aby zaprowadzić Ruch Chorzów do europejskich pucharów.
Fot. Łukasz Laskowski/PressFocus