Szlachetne zdrowie mistrzów

Zdrowie i przygotowanie fizyczne piłkarzy to podstawa tego sportu. Wie o tym dobrze trener Waldemar Fornalik, który wraz ze swoimi asystentami czerpie ze spuścizny nieodżałowanego doktora Jerzego Wielkoszyńskiego. Nic więc dziwnego, że dobra kondycja i motoryka drużyn prowadzonych przez Fornalika to znak rozpoznawczy tego szkoleniowca.

Nie inaczej jest w gliwickim klubie, bo sumienna i ciężka praca podczas przerw między rundami, czy podczas przerw reprezentacyjnych, owocuje tym, że Piast wytrzymał trudny sezonu i nie „wymiękł” w najważniejszym momencie, czyli w grupie mistrzowskiej. Przypomnijmy, że pierwsza i ostatnia część fazy finałowej była wyjątkowo wymagająca.

W tydzień gliwiczanie rozegrali trzy mecze. Pierwszy „trójmecz” Piast zakończył z kompletem punktów, drugi z 7 oczkami na koncie. Ten rewelacyjny bilans dał wymarzone i historyczne mistrzostwo Polski. W niemal każdym meczu z czołówką drużyna Piasta w sumie przebiegała co najmniej 110 kilometrów, a średnia oscylowała w okolicach 115 km.

Tylko dwóch „rannych”

Wytrzymałość to jedno, ale równie ważnym aspektem były kontuzje, a raczej ich brak. Owszem, w niedawno zakończonym sezonie pojawiały się urazy, ale żaden nie był na tyle poważnym, żeby wyeliminować danego zawodnika na kilka tygodni czy miesięcy. Tak naprawdę tylko dwóch piłkarzy musiało opuścić kilka meczów z rzędu. Chodzi o Gerarda Badię oraz Tomasza Jodłowca. Ten pierwszy jesienią nabawił się urazu mięśnia przywodziciela, ale tak naprawdę sam go sobie pogłębił. Badia wracał do zdrowia, ale bardzo chciał zagrać w pucharowym meczu z Legią.

Piast Gliwice. Telefony się grzeją

Okazało się, że wrócił do gry ciut za wcześnie, gdyż uraz mu się odnowił i przerwa musiała trochę potrwać. Mimo tego piłkarz zimą wykaraskał się z problemów i wiosną był do dyspozycji sztabu. Szczęście poniekąd sprzyjało też Jodłowcowi. On urazu nabawił się w grudniowym meczu z Legią w Warszawie, gdy musiał już w 12 minucie poprosić o zmianę. Uraz mięśnia oznaczał kilka tygodni przerwy, które przypadły na okres świąteczno-noworoczny. „Jodła” w przerwie pomiędzy rundami wrócił do Legii, ale nie trenował. Gdy Piast wynegocjował kolejne wypożyczenie, doświadczony pomocnik wracał do zajęć. Co prawda trochę odbiło się to na jego przygotowaniach i dyspozycji na początku wiosny, ale w najważniejszym momencie wydatnie pomógł drużynie w zdobyciu mistrzostwa.

Oprócz tej dwójki pewien problem z dłonią miał Joel Valencia, ale mógł on grać ze specjalnym usztywnieniem, a sam uraz wynikał z nieszczęśliwego zdarzenia w derbach z Górnikiem. Poza tym piłkarzom gliwickiego klubu przytrafiały się jedynie pojedyncze stłuczenia czy choroby. – Proszę zauważyć, że ten sezon skończyliśmy bez poważnych kontuzji. To nie był przypadek, bo na to pracował cały sztab ludzi – mówi prezes Piasta, Paweł Żelem. – Brak urazów sprawił, że miałem komfort przy ustalaniu składu. To nie bez znaczenia – dodał z kolei trener Waldemar Fornalik, podsumowując świetny sezon.

Lecznicze zdolności

Dlatego w tym miejscu brawa należą się kilku osobom, których w meczu nie widać na „pierwszej linii ognia”. Chodzi o trenera przygotowania fizycznego Tomasza Stranca, masażystów i fizjoterapeutów drużyny oraz Heleny Zakliczyńskiej. Pani doktor we wrześniu 2017 roku zastąpiła przy Okrzei Sławomira Zdonka. Gliwiczanka posiadająca kilka specjalizacji szybko odnalazła się w specyficznym miejscu pracy. Zaufali pani doktor piłkarze, którzy szybko przekonali się o jej fachowości. Miniony sezon jest swoistym świadectwem pracy. Wiemy, że wielu piłkarzy z innych ekstraklasowych klubów korzystało z porad i konsultacji gliwickiego sztabu medycznego. W Piaście zadbano także, aby sztab ten miał odpowiedni sprzęt i miejsce do wykonywania swoich zabiegów. Jak widać opłaciło się to obu stronom.

 

Na zdjęciu: Tomasz Jodłowiec był jednym z nielicznych piłkarzy Piasta, którzy mieli problemy zdrowotne w mistrzowskim sezonie.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ