Szmal: Widzę w młodzieży potencjał, szukamy perełek
Tomasz MUCHA: Był pan częścią wspaniałej drużyny Bogdana Wenty, zdobył trzy medale mistrzostw świata i otarł się dwukrotnie o olimpijskie podium, a teraz z bliska obserwuje, w jakich bólach buduje się nowa reprezentacja. Czy kibic piłki ręcznej w Polsce powinien jeszcze żyć złudzeniami?
Sławomir SZMAL: – Byliśmy grupą dosyć hermetyczną, niewielką. Ale również zaczynaliśmy od najniższego poziomu i rok po roku pięliśmy się w górę. Nie od razu było fantastycznie, choć dosyć szybko zrodziły się sukcesy. Okolicznością niepowtarzalną było, że dojrzało wówczas w jednym czasie pokolenie graczy bardzo utalentowanych. Po dekadzie ta grupa rozstała się z reprezentacją i zaczynamy nowy etap. Dzisiejsza młodzież potrzebuje swojego czasu, musi uczyć się, musi swoje przegrać…
No, już trochę przegrała – eliminacje do mistrzostw świata, z Izraelem w eliminacjach mistrzostw Europy…
Sławomir SZMAL: – Zgadza się. I dla niektórych z tych porażek, jak tej w październiku w Tel Awiwie, nie ma żadnego wytłumaczenia. Mówię to zdecydowanie. Jest jednak czas na budowę i czas, w którym trzeba wyciągać konsekwencje. Ta drużyna potrzebuje jeszcze trochę czasu.
Ile?
Sławomir SZMAL: – Musimy być realistami. Do tej pory nie było szerokiego szkolenia w Polsce, żadnego systemu. Piłka ręczna była w szkołach, w których pracowali jej fanatycy. Kropla w morzu. Dziś, trzeci rok, w każdym województwie funkcjonują Ośrodki Szkolenia Piłki Ręcznej. Ale uważam, że i tak powinny zostać udoskonalone, bo jest kilka rzeczy, które należałoby w nich zmienić.
Na przykład?
Sławomir SZMAL: – Najważniejsza? Według mnie – program.
OSPR-y nie mają programu?
Sławomir SZMAL: – Każda czołowa nacja w Europie, od młodzika do seniora, gra swoim usystematyzowanym stylem, z określonymi zachowaniami gry w obronie i w ataku. Chorwaci w każdej kategorii wiekowej, aż po seniora, grają swoje, Niemcy i Duńczycy też, Francuzi i Hiszpanie również. U nas tego nie ma – na co kłaść nacisk w określonym wieku, według jakich założeń? Każdy trener pracuje więc po swojemu, tak, jak uważa za słuszne. Ale to w ogóle pierwszy program szkolenia od szóstej klasy szkoły podstawowej, byłoby jeszcze lepiej, gdyby objął od czwartej. Na jego owoce trzeba zatem poczekać.
Na mistrzostwa świata w Polsce i Szwecji nie zdążymy. To już za cztery lata…
Sławomir SZMAL: – Zgadza się, musimy liczyć w tej perspektywie na szkoły mistrzostwa sportowego, które mają „produkować” reprezentantów Polski. Obecnie mamy trzy męskie – w Gdańsku, Kielcach i w Płocku.
Pan jest wicedyrektorem w Kielcach. Czy jest tam materiał na kolejnych Szmalów, Tkaczyków, Jurasików, Bieleckich?
Sławomir SZMAL: – Widzę w tej młodzieży potencjał ludzki, szukamy perełek. Ale prawdę mówiąc jest ich bardzo mało. Generalnie jesteśmy prawie 40-milionowym krajem, ale piłkę ręczną uprawia garstka, kilkanaście, może kilkadziesiąt tysięcy.
Z waszego pokolenia ktoś wyszedł z SMS-u?
Sławomir SZMAL: – Z tego co wiem, nikt, choć wtedy szkoła była tylko jedna, w Gdańsku. Tamta drużyna też właściwie wzięła się z niczego, z popiołu. To był zbieg okoliczności, że w tym samym czasie wystrzeliło tyle utalentowanych jednostek.
I był jeszcze charyzmatyczny trener. Jego osoba ma znaczenie?
Sławomir SZMAL: – Wenta był świetnym selekcjonerem. O braciach Jureckich nikt wtedy wiele nie wiedział, a Bogdan ich odnalazł i oni się świetnie wkomponowali. Bartosz na obrocie grał znakomicie. Michał uzupełniał Karola Bieleckiego, ale z racji wieku wnosił powiew młodości do drużyny.
Zostaje czekać?
Sławomir SZMAL: – Trzeba uzbroić się w cierpliwość, wykształcić nowe pokolenie, szkolić. Najpierw w OSPR-ach, a w dalszej kolejności w SMS-ach nadać mu spójny styl, by wrócić na najwyższy poziom. Na razie nie mamy szans w rywalizacji z najlepszymi. Francja, Dania, Hiszpania są przynajmniej trzy kroki dalej.
Silna grupa potrzebuje przywódcy. Obecnej reprezentacji brakuje chyba lidera, lub dwóch-trzech graczy, wokół których skupialiby się pozostali?
Sławomir SZMAL: – Tacy rodzą się, gdy drużyna wygrywa. Zwycięstwa w tym pomagają, jest o to łatwiej. Gdy nic nie wychodzi, trudno znaleźć osobę, która jest w stanie pociągnąć zespół. Wydaje mi się, że w obecnej reprezentacji są zawodnicy z takim potencjałem i charakterem, choćby Piotrek Chrapkowski, który jest filarem obrony Magdeburga, czołowego zespołu Bundesligi.
A nie ma pan wrażenia, że obecna generacja młodzieży jest zwyczajnie zbyt słabowita, stąd plaga kontuzji, która prześladuje kadrę?
Sławomir SZMAL: – Ja też miałem zerwane więzadło w kolanie w wieku 20 lat. I w sumie to ono po latach wyeliminowało mnie z dalszej gry. Kontuzje będą się zdarzały, tym bardziej, że piłka ręczna staje się coraz bardziej fizyczna, szybsza, rozgrywa się więcej spotkań, obciążenia są coraz większe, a to wymaga profesjonalnej regeneracji. Te najbardziej twarde jednostki potrafią jednak przetrwać.
Pytanie, czy posiadają świadomość – odnowy biologicznej, diety, higienicznego trybu życia…?
Sławomir SZMAL: – Widzę, że wiedzą, jak to ważne. Dodatkowo mają zdecydowanie lepsze warunki do pracy niż moje pokolenie – a nie było kolorowo, ale nawet nie ma co do tego wracać. Nic tylko z tego korzystać. Ale widzę, pracując w szkole, że na przykład jedno spotkanie z dietetykiem to za mało. Dlatego tak duża jest rola trenerów, którzy odciskają piętno na młodych ludziach na co dzień.
Za co pan odpowiada w kieleckiej SMS?
Sławomir SZMAL: – Koordynuję pracę z naszymi trenerami, Rafałem Bernackim i Mariuszem Jurasikiem, także z trenerami od przygotowania fizycznego i motorycznego. Ustawiam program zajęć, ich kalendarze. Od czasu do czasu pracuję z bramkarzami lub prowadzę zajęcia całej drużyny. Szukam nowych rzeczy, obserwuję, co robią inni. Chciałbym ulepszać szkolenie w szkole.
Co na przykład?
Sławomir SZMAL: – Choćby praca z wideo. Na Zachodzie zawodnik może zobaczyć błędy popełnione przed chwilą i na tym samym treningu od razu je skorygować. U nas jeszcze takich technicznych i finansowych możliwości nie ma. Widziałem, jak szkoli się w Mannheim. Jeden z moich kolegów z gry w Rhein-Neckar Loewen, Tamas Mocsai, pełni podobną rolę do mojej w jedynej szkole tego typu na Węgrzech, pod Budapesztem. Jest też ciekawa szkoła w Berlinie, oglądałem ich zajęcia w internecie. Chciałbym mieć ogląd, kształcić się, a potem nadać swój własny ton, przeskoczyć innych.
Jest pan trenerem w reprezentacji, dyrektorem w szkole, komentatorem w telewizji. Która z tych aktywności daje panu najwięcej frajdy?
Sławomir SZMAL: – Komentowanie to przygoda, zabawa. Nie zamierzam tego robić zawodowo. Za to praca z młodzieżą daje mi dużo satysfakcji, obserwowanie, jak się rozwija. Jest też wiele rzeczy, które można poprawić w codziennym funkcjonowaniu naszej dyscypliny. Na przykład w Polsce skupiamy się zbyt mocno na kontrolowaniu, zamiast na kształceniu i motywowaniu. Trener powinien spokojnie pracować według wcześniej zaplanowanej drogi, a nie oglądać się, czy wszystko wykonuje dokładnie z jakimiś procedurami. Przecież weryfikacją jest każdy mecz, każdy wynik uzyskany przez jego drużynę. W Niemczech nie ma żadnych koordynatorów, kontrolerów. Trenerzy zatrudnieni są na etat i robią swoją robotę, a mówi za nich wynik.
Nie marzy się panu rola pierwszego w reprezentacji?
Sławomir SZMAL: – Nie mam takich ambicji. Praca szkoleniowa sprawia mi przyjemność, ale robię też kilka rzeczy niezwiązanych ze sportem. Chciałbym żyć godnie. Z Karolem Bieleckim mam spółkę, w której budujemy małe mieszkania pod Wrocławiem. Nie spotkasz nas na budowie, jesteśmy bardziej inwestorami. Jak na razie się kręci, co pozwala mi nie oglądać się na zarobki w szkole.
Pamięta pan ostatni mecz w reprezentacji?
Sławomir SZMAL: – Tak, niestety, przegrany w eliminacjach mistrzostw Europy w Rumunii, która praktycznie pozbawiła nas szans na awans…
Będzie pożegnanie?
Sławomir SZMAL: – Nie wiem. Nie jestem jedynym, który nie miał takiej uroczystości.
Ale „Kasa” to nie był zwyczajny reprezentant. Był pan najlepszym piłkarzem ręcznym świata 2010…
Sławomir SZMAL: – Indywidualnie ta nagroda wiele dla mnie znaczyła, bardzo się z niej cieszyłem. To było coś, o czym nawet nie marzyłem. Otrzymałem nagrodę przed jednym z meczów Rhein-Neckar Loewen, gdzie wtedy grałem – byli prezes ZPRP Andrzej Kraśnicki i prezydent światowej federacji Hassan Moustafa. Ale taka nobilitacja zawsze ustępowała celom drużyny, wygraniu meczu. Dlatego każdy medal z reprezentacją czy z klubem był tak ważny, żadnego nie chcę wyróżniać.
Drugiego Szmala nie będzie? Co robi syn Filip?
Sławomir SZMAL: – Ma 14 lat i wspina się na ściankach oraz skałkach na Jurze. Cieszę się, bo widzę, jaką radość mu to daje. I ufam mu, bo to roztropny chłopak, który wie, że bezpieczeństwo w tym sporcie jest ważne.
A pan ma teraz czas na hobby? Nurkowanie? Motor?
Sławomir SZMAL: – Mało. W ogóle obiecywałem, że po zakończeniu kariery będę w domu częściej i więcej, na razie niestety jestem rzadziej i krócej. Małżonka mi to wypomina. Ale jakoś wszystko godzimy.
Michał Probierz ból duszy zalewa whisky, pan przeszedł do historii także jako autor tekstu, że „teraz będziemy pić alkohol”. Jaki?
Sławomir SZMAL: – Zdecydowanie wino. Najlepiej białe, tylko wytrawne. Ale nie uważam się za znawcę, nie mam w domu piwniczki z luksusowymi butelkami, raczej kupuję – wypijam.
Na zdjęciu: Reprezentacyjna młodzież potrzebuje swojego czasu, musi swoje przegrać – przekonuje Sławomir Szmal.