Ze Szmatułą jak z winem

Gdy tylko tej wiosny była okazja zamienić kilka słów z Jakubem Szmatułą, za każdym razem ten doświadczony bramkarz powtarzał: „Spokojnie czekam, jeszcze przyjdzie na mnie moment”. Ale Frantiszek Plach bronił rewelacyjnie i każdy rozumiał, że zmiana bramkarza nie jest Piastowi potrzebna. Piłkarski los bywa jednak przewrotny i na najważniejsze mecze tego sezonu wskazał zmiennika Słowaka. Szmatuła – tak, jak przewidywał – dostał więc szansę, którą wykorzystał, a jego występ w końcówce meczu z Jagiellonią Białystok, przejdzie do historii.

– Gdy rozmawialiśmy wcześniej, mówiłem to pół żartem, pół serio. Ale… coś w tym było. Frantiszkowi przytrafił się uraz. Kiedyś on wykorzystał moje kłopoty ze zdrowiem, teraz przyszła kolej na mnie. Doskonale rozumiałem, że jak idzie tak dobrze, to dlaczego trener ma zmieniać bramkarza – mówi nam Jakub Szmatuła.

Fani go zaskoczyli

W niedzielne popołudnie można było wyczuć, że „coś” wisi w powietrzu nad stadionem przy Okrzei. To, że bohaterem wydarzeń zostanie właśnie Szmatuła, wydawało się scenariuszem iście filmowym. Gość, który trzy lata temu sprawił, że Piast został wicemistrzem Polski, a sam został wybrany najlepszym bramkarzem ekstraklasy, niedawno musiał pogodzić się z rolą rezerwowego i z tym, że musi czekać na szansę gry. Gdy 38-latek podążał w kierunku bramki przed pierwszym gwizdkiem sędziego Jarosława Przybyła, cały stadion spontanicznie zaczął skandować jego imię i nazwisko. – To mi na pewno bardzo pomogło – mówi „Sportowi” Szmatuła. – Nie spodziewałem się takiego przyjęcia. Cały czas o mnie pamiętano, choć mało grałem – dodaje.

30 lat czekania wystarczy [KOMENTARZ]

Fani docenili jego lojalność i to, że nigdy się nie obrażał, że jest wzorem profesjonalizmu. – Jak wchodzę do bramki, to jestem gotów oddać serce. Wiadomo, był dreszczyk emocji, bo trening nigdy nie da ci tyle, ile normalny mecz. Całkiem inaczej bramkarz się czuje, gdy wraca do bramki po tak długiej przerwie – przyznaje pochodzący z Poznania bramkarz. – Trener bramkarzy Mateusz Smuda powtarzał, że cała nasza czwórka musi być w pełnej gotowości. Dlatego na treningach się nie oszczędzałem. Nadrobiłem pewne braki i byłem gotów…

Jak wino

Być może golkiper Piasta tak do wszystkiego teraz podchodzi, bo… wiele już przeżył i jego bagaż doświadczeń jest spory. – Może gdybym był młodszy, to taki mecz, jak ten z Jagiellonią byłby o wiele trudniejszy? Być może za dużo bym myślał i przeżywał – zastanawia się Szmatuła.

Właśnie spokój i koncentracja pomogły golkiperowi nie tylko w szalonej końcówce meczu, ale i w pierwszej połowie, gdy stopami zatrzymał piłkę na linii bramkowej. – Sytuacja wyglądała groźnie, ale ja modliłem się, żeby nikt nie wykonał wślizgu, bo było bardzo grząsko i wszystko mogło się stać. Piłkę zatrzymałem piętami i wiedziałem ,że nie mogę wykonywać zbędnych ruchów, tylko spokojnie oddychać – uśmiecha się 38-latek, który w Piaście przeżywał dobre i gorsze momenty. – Trochę siwych włosów już mam, może nie będę łysy, ale trochę nerwowych sytuacji w przeszłości było. Takich emocji, jak w ostatnim meczu dawno nie przeżywałem. Całkiem inaczej się to przeżywa, gdy zespołowi idzie, a nie gdy trzeba walczyć o życie. Są takie momenty, gdy nie jest tak kolorowo i też trzeba sobie poradzić – przypomina.

Zostanie na kolejny sezon?

Pytamy więc Szmatułę o to, jak zareaguje, jeżeli w meczu z Pogonią lub Lechem znów zasiądzie na ławce rezerwowych, bo do zdrowia powróci Frantiszek Plach? – Nie obrażę się jeśli Frantiszek wróci. Meczem z Jagiellonią udowodniłem, przede wszystkim sobie, że stać mnie jeszcze na wiele, choć wieku się nie oszuka – mówi.

Mimo 38 lat na karku Szmatuła wciąż czuje się w dobrej formie i w gotowości, by pomóc drużynie. Latem wygasa jego kontrakt z Piastem, ale… – Wstępne rozmowy już były, jednak będziemy myśleć co dalej później, bo sezon wciąż trwa. Zawsze byłem do dyspozycji Piasta i nic się nie zmienia. Może pojawi się jakaś złota oferta? – śmieje się Szmatuła, który jak każdy z gliwiczan marzy o mistrzostwie Polski. – Każdy ma takie marzenie. Przede wszystkim nie możemy oszaleć, bo przed nami dwa kluczowe mecze. Trzeba podejść do tego spokojnie, tak jak w meczu z Jagiellonią. Mamy grupę doświadczonych piłkarzy i nie ma co się dodatkowo nakręcać. A może będzie mi dane zagrać w eliminacjach do Ligi Mistrzów? To byłoby dopiero wyzwanie! – puszcza oko Szmatuła.

 

 

Na zdjęciu: Tylko spokój może… dać mistrzostwo. Jakub Szmatuła uważa, że w głowach tkwi klucz do sukcesu.

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ