Szok i niedowierzanie

Arabia Saudyjska sprawiła jedną z największych sensacji w historii mistrzostw świata. Pokonała Argentynę.


W 1950 roku reprezentacja USA wygrała na mistrzostwach świata w Brazylii z Anglią, choć w brytyjskich mediach pisano przed tym spotkaniem, że tylko dwie nacje na świcie nie potrafią grać w piłkę. Amerykanie właśnie i… Eskimosi. W 1966 roku, na mundialu w Anglii, Korea Północna, której piłkarze byli pod wpływem środków dopingujących, co ujawniono po latach, wygrali z Włochami. Algieria, w 1982 roku w Hiszpanii, pokonała RFN, a Kamerun w meczu otwarcia mundialu w 1990 roku, pokonał Argentynę. Przed czterema laty „Albicelestes” nieudanie, bo od remisu 1:1 z debiutującą na mistrzostwach świata Islandią, rozpoczęli turniej w Rosji. Lionel Messi nie wykorzystał wówczas rzutu karnego, a kibice nad La Platą nie mogli uwierzyć w to, co się stało. Dzisiaj jednak szok i niedowierzanie w Argentynie osiągnęło wręcz gigantyczne rozmiary, bo zespół Lionela Scaloniego przegrał z Arabią Saudyjską. To jedna z największych sensacji w historii mistrzostw świata.

Nic nie wskazywało na to, po pierwszej połowie spotkania, że wszystko może się tak skończyć. Argentyna grała z dużą swobodą i prędko objęła prowadzenie. Messi wykorzystał rzut karny i został – po Pele, Uwe Seelerze, Miroslavie Klose i Cristiano Ronaldo – piątym piłkarzem, który strzelił bramkę na czwartym mundialu. W swoim 20 w karierze występie na mistrzostwach świata. Arabia Saudyjska bardzo ryzykowała w pierwszej połowie, mimo iż nie była faworytem tego spotkania. Piłkarze Herve Renarda grali bardzo wysoko w obronie i mieli, co trzeba podkreślić, furę szczęścia. Futbolówka przed przerwą jeszcze trzy razy wylądowała w ich siatce. Żadne z tych trafień nie zostało jednak uznane z powodu spalonych. O ile jeden z nich był ewidentny, o tyle dwa kolejne wręcz mikroskopijne. Raz udanie zareagował sędzia asystent, a w drugim przypadku o wszystkim zadecydował tzw. półautomatyczny spalony. Lautaro Martinez, który następnie trafił do siatki, wysunął… rękę przed linię spalonego i bramka została anulowana.

Nie wiadomo, czy z tego powodu, ale na drugą połowę Argentyńczycy wyszli zupełnie ospali. Być może pomyśleli, że mecz sam się wygra. Stało się jednak zupełnie dla nich coś nieoczekiwanego. Wyrównał, po błędzie Cristiana Romero, który był wyraźnie spóźniony, Saleh Al-Shehri, a pięć minut później cały piłkarski świat zszokował Nasser Al-Dawsari, który popisał się kapitalnym strzałem ze skraju pola karnego. Emiliano Martinez miał piłkę na rękach, ale nie zdołał jej zatrzymać i zespół z Półwyspu Arabskiego objął prowadzenie.

I to wszystko w sytuacji, kiedy pod koniec pierwszej połowy spotkania Arabia Saudyjska straciła swojego lidera. Boisko musiał bowiem opuścić Salman Al-Faraj, który jest od lat odpowiedzialny za kreowanie gry w środku pola. Zawodnik Al-Hilal schodził z placu gry ze łzami w oczach, w przerwie spotkania założono mu ortezę, a drugą połowę spotkania obserwował już o kulach. Był jednak, jak wszyscy trzymający kciuki za Arabię Saudyjską w tym spotkaniu, ukontentowany tym, co wyprawiają jego koledzy. Prowadzenie „Zielonych Sokołów” nie było bowiem dziełem przypadku. Na oba trafienia zespół ten bowiem zasłużył, a Argentyńczycy – po prostu – stanęli.

Po stracie drugiej bramki „Albicelestes” oczywiście rzucili się do ataku. Ale Herve Renard był na to przygotowany i zmienił ustawienie. Saudyjczycy zaczęli bronić piątką, a następnie szóstką w linii i taki, zielono-biały mur, okazał się dla faworyta nie do sforsowania. Owszem, Argentyna stworzyła kilka sytuacji. Najbliżej wyrównania był Nicolas Tagliafico, ale jego strzał, instynktownie, zatrzymał Mohammed Al-Owais, który zresztą na przestrzeni całego spotkania bronił fantastycznie, bo jeszcze w pierwszej połowie udanie zatrzymał strzał Messiego. W drugiej odsłonie również obronił próbę gracza PSG, a także, w efektowny sposób, powstrzymał Juliana Alvareza.

Pod koniec spotkania bramkarz Arabii Saudyjskiej przeżył jednak trudny moment. Podczas jednej z interwencji uderzył kolanem, z ogromnym impetem, kolegę z zespołu, Yassera Al-Shahraniego. Obrońca Arabii Saudyjskiej stracił przytomność i nie był w stanie kontynuować gry. Jego koledzy zdołali jednak dowieźć zwycięstwo do końca, a każda udana interwencja w obronie i każde wybicie piłki powodowało euforię wśród saudyjskich kibiców. Nic w tym dziwnego. Pokonać Argentynę na mistrzostwach świata, to wielka sprawa. W 1974 roku udało się to Polsce. Teraz Lionel Scaloni ma o czym myśleć. Oczywiście porażka z Arabią Saudyjską nie przekreśla jeszcze szans „Albicelestes” na tym turnieju, ale – bez kwestii – komplikuje sytuację.

Argentyna – Arabia Saudyjska 1:2 (1:0)

1:0 – Messi, 10 min (karny), 1:1 – Al-Shehri (48), 1:2 – Al-Dawsari (53).

ARGENTYNA: E. Martinez – Molina, Romero (59. Lisandro Martínez), Otamendi, Tagliafico (71. Acuna) – De Paul, Paredes (59. Fernandez) – Di Maria, Messi, Gomez (59. Alvarez) – Lautaro Martinez. Trener Lionel SCALONI.

ARABIA SAUDYJSKA: Al-Owais – Abdulhamid, Tambakti, Al-Bulaihi, Al-Shahrani (90+9. Al-Breik) – Al-Buraikan (89. Asiri), Kanno, Al-Malki, Al-Faraj (45+4. Al Abed, 88. Al-Amri), Al-Dawsari – Al-Shehri (78. Al-Ghanam). Trener Herve RENARD.

Sędziował Slavko VINCZICZ (Słowenia). Widzów 88012. Żółte kartki: Al-Malki, Al-Bulaihi Al-Dawsari, Abdulhamid, Al Abed, Al-Owais.

Piłkarz meczu – Mohammed AL-OWAIS.


Na zdjęciu: Tego nie spodziewał się nikt. Lionel Messi i spółka przegrali z Arabią Saudyjską.
Fot. PressFocus