Szokująco słabi

Wisła znów straciła punkty z zespołem czołówki ligi. Do końca sezonu rozegra jeszcze trzy takie mecze.


Nikt nie spodziewał się tak złego występu „Białej gwiazdy” przeciwko Ruchowi Chorzów. Trener gospodarzy, Jarosław Skrobacz, i jego piłkarze świetnie odrobili lekcję. Następnie zrobili z tej wiedzy użytek na boisku i zasłużenie ograli krakowian. Goście w Gliwicach nie przypominali drużyny, która w poprzednich tegorocznych meczach strzelała średnio ponad 2,5 gola. Nie potrafili zagrać szybciej, gdy rywal był bardzo zdyscyplinowany i czujny, Nie mieli też – albo nie potrafili go wdrożyć – planu B. Poziomem waleczności też nie dorównali gospodarzom.

Bezradni

Statystyki pomeczowe wskazują na przewagę Wisły w posiadaniu piłki (60:40), strzałach celnych (3:2) i niecelnych (7:1), a nawet w rzutach rożnych (4:2). Tym razem liczby dość mocno zakłamują obraz spotkania. Zespół Radosława Sobolewskiego był bezradny w ataku, nie stworzył ani jednej stuprocentowej okazji. Do straconych bramek doprowadziła zaś lawina prostych błędów. Gdyby porównać dwa przegrane w tym roku spotkania, z Puszczą Niepołomice i Ruchem, to ostatnie było z krakowskiej perspektywy zdecydowanie gorsze. – Przeanalizujemy ten mecz bardzo mocno i nakreślimy plan na przyszłość, by takie występy już się nie zdarzały. Mam nadzieję, że wszystkie błędy i nieszczęścia zebrały się w tym spotkaniu – mówi szkoleniowiec. Efekty nieszczęść mogą tak szybko nie zniknąć, bo nie wiadomo jeszcze, jak długo będą pauzować kontuzjowani David Junca i Alex Mula. Do tego będą dochodzić pauzy za kartki.

Oceniający grę Wisły zwracają uwagę, że było to jej pierwsze spotkanie w tym roku bez zdobytej bramki. Jeżeli cofniemy się do rundy jesiennej, to okaże się, że taki występ przytrafił się jej po raz pierwszy od sześciu miesięcy. 15 października, w drugim meczu po przejęciu zespołu przez Sobolewskiego, bezbramkowo zremisowała w Niecieczy. Ubiegłoroczny spadkowicz ma problemy z rywalami, które również zgłosiły – przed sezonem lub w czasie jego trwania – ekstraklasowe aspiracje i pokazuje to tabela. Wyjątkiem jest tylko Arka Gdynia, z którą zdobył sześć punktów. Z Puszczą stracił sześć, z Ruchem pięć. Jesienią remisował z ŁKS-em Łódź, Bruk-Betem Termaliką i Podbeskidziem Bielsko-Biała. Z trzema ostatnimi przeciwnikami zagra niedługo mecze rewanżowe (jeden u siebie, dwa na wyjeździe). Jeżeli potraci punkty, będzie musiał liczyć na sukces w barażach.

Dalej od sukcesu

W czasie meczu w Gliwicach prezes Jarosław Królewski nie miał wesołej miny. Wisła miała tego spotkania nie przegrać, a najlepiej zdobyć trzy punkty i „odjechać” Ruchowi. Kilka godzin po najsłabszym występie w tym roku sternik klubu napisał na Twitterze, że przed klubem i nim samym 40-dniowy, bardzo ważny egzamin końcowy. – Stać nas na to, aby awansować, lecz będzie to droga wyboista i nie ma się co oszukiwać: walka będzie trwać do ostatniego meczu tej rundy. Musimy być przygotowani na każdy scenariusz. Wygrana zwiększyłaby szanse na sukces, ale nie gwarantowałaby niczego. Porażka oddala nas od sukcesu, ale również nie zaprzepaszcza niczego – podkreślił Królewski.

Dodał, że do wyniku trzeba podejść z pokorą, spokojnie wyciągnąć wnioski, ale bez „odjazdów w ekstrema”. – Awans rozegra się zarówno w głowach, jak i nogach drużyny oraz będzie mieszanką sprytu, jakości i szczegółowego planowania – uważa. – Przed rundą, gdy okupowaliśmy 10. miejsce w tabeli, brałbym 8 wygranych z pierwszych 10 meczów w ciemno. Dziś jak każdy czuję niedosyt – ale tylko dlatego, że sami świetną postawą postawiliśmy sobie wysoko poprzeczkę. Wierzę, że najlepsze przed nami.


Na zdjęciu: Prezes Wisły, Jarosław Królewski, wyjechał z Gliwic niezadowolony.

Fot. Marcin Bulanda/PressFocus