Szulczek: Cieszmy się, że byliśmy tego świadkami

Rozmowa z Dawidem Szulczkiem, trenerem ekstraklasowej Warty Poznań.


Jak oglądało się finał mundialu?

Dawid SZULCZEK: – Niesamowite emocje, jak w całym turnieju, stojącym pod znakiem dogrywek, rzutów karnych, zwrotów akcji. Jest poczucie, że skończyło się sprawiedliwie. Argentyna zaczęła turniej od porażki, od drugiej kolejki grała o wszystko, musiała wygrać praktycznie każdy kolejny mecz, to z punktu widzenia ciągłości okazało się bardzo istotne. Widać to nie tylko po niej, ale chyba każdej drużynie będącej w czwórce czy ósemce, że po pierwsze był tam kolektyw. A w tym kolektywie – lider, który umie funkcjonować z grupą i mający wokół siebie zawodników mniej znanych. No bo kto z kibiców nieco mniej interesujących się piłką znał bardzo dobrze Mac Allistera czy de Paula?

To nie są postaci z pierwszych stron gazet, a wykonali na boisku niesamowitą robotę. Rzucało się w oczy, że reprezentacje mające bardzo energetyczny środek pola dotarły do czwórki. Maroko miało Amrabata, Chorwacja – Modricia, o Argentynie mówiłem, Francja to już w ogóle grupa środkowych pomocników silnych, nabieganych, zbierających piłki. Finał tego nie potwierdził, ale Argentyna chyba okazała się zespołem dopuszczająca w przekroju 90 minut do najmniejszej liczby sytuacji pod swoją bramką, była agresywna w obronie. Zasłużyła na złoto najbardziej ze wszystkich, choć największym kolektywem był dla mnie ktoś inny.

Kto?
Dawid SZULCZEK: – Chorwacja, ale jej zabrakło trochę z przodu. Gdybyśmy w piłce klubowej połączyli defensywę Atletico i ofensywę PSG, byłoby drużyną kompletną. Gdybyśmy teraz układali jedenastkę mundialu, znaleźliby się w niej Mbappe czy Modrić, ale Argentyna całościowo była najbardziej kompletna. Do tego grona dodałbym jeszcze Brazylię i Niemców, których niesamowity pech okazał się dla mnie największym zaskoczeniem. Uważam, że na dziesięć takich turniejów, w dziewięciu wyszliby z grupy. To dziś cztery wiodące reprezentacje. Podobało mi się, że Chorwacja zdobyła medal – pokazuje, że przy mądrej pracy, dbaniu o kolektyw i przekonaniu, że jako grupa jesteśmy w stanie zrobić więcej niż każdy indywidualnie, można osiągać fajne rzeczy. Jako Polska, powinniśmy próbować podążać drogą Chorwatów.

Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus

W finale bardziej imponował Mbappe czy Messi?
Dawid SZULCZEK: – Messi. Był ciągle w meczu, a Mbappe miał swój moment – tylko i aż swój moment – w ciągu którego potwierdził, jak niesamowicie jest przygotowany mentalnie do bycia topowym piłkarzem. To coś wielkiego, w takich chwilach brać odpowiedzialność, strzelać karne. Ale miał mocne 15 minut w podstawowym czasie i chwilę w dogrywce. Messi to całokształt. Strzelił dwa gole, Argentyna wygrała, koronuje swoją karierę reprezentacyjną pucharem świata. To musi mieć wpływ na ocenę. Jeden i drugi to niesamowici piłkarze. Cieszmy się, że mogliśmy być świadkami takiego finału, z dużymi emocjami, z drużynami mającymi takich liderów. Do finału dotarły drużyny mające przynajmniej jednego zawodnika, który nie angażował się w grę obronną. Tak Messi, jak i Mbappe, tylko wybierali sobie momenty pracy w defensywie, ale również dzięki temu w przodzie robili niesamowity wiatr.

Imponowało, jak silni Argentyńczycy i Francuzi byli mentalnie. Każdy był w stanie odpowiedzieć na trudny moment – Francja odrabiała straty, Argentyna strzeliła trzeciego gola i wygrała konkurs karnych. Nikogo nic nie złamało.
Dawid SZULCZEK: – Po meczu można tak powiedzieć, ale gdyby Kolo Muani strzelił w doliczonym czasie dogrywki, to Francja wygrałaby 4:3 i rozmawialibyśmy inaczej. Spójrzmy też na znaczenie detalu, odrobiny szczęścia. Giroud przed pierwszym rzutem karnym zaprosił któregoś z kolegów gestem ręką, by pomógł mu w pressingu. Brakło im pół metra, by trącić piłkę i to Francja wyszłaby z bardzo groźną kontrą. Ale tak – to, w jaki sposób piłkarze odpowiadali na zwroty akcji, było potwierdzeniem, jak istotna w dojściu na sam szczyt oprócz samej jakości piłkarskiej jest głowa. Komentatorzy wspominali o Angelu Di Marii, że często w ważnych momentach nie dawał rady mentalnie, że od momentu transferu do PSG pracował nad tym ze specjalnym trenerem. Widzieliśmy sami, jak wszedł w mecz, ile dał Argentynie, a potem jak przeżywał ten finał na ławce. Cieszmy się, że piłka stoi dziś na tak fantastycznym poziomie.

Dołącza się pan do chóru pochlebców Szymona Marciniaka i całego zespołu polskich sędziów?
Dawid SZULCZEK: – Nie mam kwalifikacji pozwalających oceniać arbitrów, ale mnie po prostu podoba się to, w jaki sposób Szymon Marciniak potrafi zarządzać meczem. Jest osobą, która umie sobie ustawiać mecze, nie wzbudza kontrowersji, a to nie było przecież łatwe spotkanie. Ciśnienie – ogromne, ale podejmował fajne decyzje, nie szalał z kartkami, nie ulegał presji żadnego z zespołów. Mnie podobają się mecze mojej drużyny prowadzone w taki sposób, nawet jeśli nie kończą się korzystnym wynikiem. Mamy topowego sędziego, całą drużynę sędziów. Uważam, że w Polsce naprawdę arbitrzy są na wysokim poziomie, poczułem to nie tylko w ekstraklasie, ale już wcześniej w drugiej lidze. Obyśmy jako trenerzy, piłkarze, kluby, też szli do góry tak jak nasi sędziowie.


For. Grzegorz Wajda