Szybko przeszedł do historii

Już w drugim oficjalnym meczu w barwach Zagłębia Meik Karwot na stałe zapisał się w historii klubu.


Pomocnik strzelił bowiem pierwszego gola na nowym stadionie w Sosnowcu, a jednocześnie postarał się o wyjątkowy prezent… dla siebie, gdyż dwa dni po meczu obchodził urodziny. – Podpisując kontrakt z Zagłębiem podkreślałem, że przychodzę tutaj, aby wygrywać i zdania nie zmieniam. Po dwóch porażkach bardzo chcieliśmy wygrać prestiżowy mecz z GKS-em i ta sztuka nam się udała – cieszył się 30-latek.

Miejsce odbudowy

– Mecz świetnie się dla nas rozpoczął – dodał Meik Karwot. – Ale to nie jest tak, że zdobyliśmy bramkę i się broniliśmy. Wręcz przeciwnie. Przy golu poszedłem w ciemno na piłkę i opłacało się. Ten moment po zdobyciu bramki, gdy stadion fetował, będzie ze mną już zawsze. Kibice nas nakręcali od samego początku. Mam nadzieję, że teraz będziemy grali tylko przy pełnych trybunach – podkreśla niemiecki pomocnik polskiego pochodzenia, który trafił do Sosnowca po kilkumiesięcznej przerwie w grze.

30-letni pomocnik, który może także grać na środku defensywy, ma za sobą grę w młodzieżowych drużynach 1. FC Koeln. Następnie reprezentował barwy takich klubów jak Alemannia Aachen, Borussia Moenchengladbach oraz Hannover 96 (drugi zespół). Potem był m.in.: graczem greckiego Fositras i klubów z niższych lig niemieckich, a do Polski trafił w 2017 roku, podpisując umowę z Górnikiem Zabrze, z którym zanotował awans do ekstraklasy. Potem był wypożyczony do Pogoni Siedlce, a następnie trafił do Radomiaka. Z ekipą z Radomia najpierw świętował awans na zaplecze ekstraklasy, a później zameldował się w elicie. Latem 30-latek nie mógł znaleźć nowego pracodawcy, łączony był m.in.: z Wieczystą Kraków. Z Zagłębiem podpisał półtoraroczną umowę, a Sosnowiec ma być dla niego miejscem, w którym się odbuduje – i jak na razie ten plan realizuje.

Jest jak prezes

Karwot został pierwszym w historii strzelcem na nowym stadionie w Sosnowcu, a tym samym nawiązał do jednej z największych legend Zagłębia, Czesława „Prezesa” Uznańskiego, który strzelił inauguracyjnego gola na wysłużonym Stadionie Ludowym. Tamto wydarzenie miało miejsce 21 października 1956 roku. Stal Sosnowiec, bo pod takim szyldem występował wówczas klub ze stolicy Zagłębia Dąbrowskiego, zremisował na otwarcie z Gwardią Bydgoszcz 1:1. Podczas tamtego meczu padł rekord frekwencji Ludowego, a spotkanie oglądało ponad 40 tys. widzów! Sezon, w którym przyszło drużynie z Sosnowca debiutować na nowym obiekcie, nie był do końca szczęśliwy, gdyż sosnowiczanie zaznali wówczas goryczy spadku z ówczesnej I ligi, dziś ekstraklasy.

Teraz przy otwarciu nowego stadionu w Sosnowcu o takim rozwiązaniu nikt nie chce słyszeć, a trzy punkty na inauguracje nowego obiektu dały Zagłębiu sporo tlenu. Przypomnijmy, że zespół Dariusza Dudka w dwóch pierwszych meczach rundy wiosennej z Arką Gdynia i Odrą Opole musiał uznać wyższość rywali.

Liczy się sposób

Przed Zagłębiem teraz ważny mecz w Tychach, a następnie do Sosnowca zawita „czerwona latarnia” zaplecza ekstraklasy, ekipa Skry Częstochowa. Cztery punkty w tych dwóch meczach pozwoliłyby Zagłębiu złapać kontakt z górną połówką tabeli. Oczywiście wciąż realne jest włączenie się sosnowiczan do gry o baraże o ekstraklasę, ale trener Dudek twardo stąpa po ziemi i wie, że dopóki jego zespół nie będzie pewny utrzymania, deklaracje bez pokrycia nie mają najmniejszego sensu.

Po wygranej z GKS-em Katowice piłkarze z Sosnowca muszą uwierzyć, że w tej lidze tak jak można z każdym przegrać, tak można każdego ograć. To katowiczanie byli faworytem ostatniego spotkania. Być może wyglądali lepiej piłkarsko, ale co z tego, skoro z Sosnowca wyjechali bez punktów. Jak słusznie zauważył szkoleniowiec Zagłębia, ważny jest sposób na ogranie rywala. Jeśli trener Dudek ma już pomysł na pokonanie następnych przeciwników, to pozostaje mieć tylko nadzieje, że piłkarze odpowiednio odczytają jego intencje, tak jak miało to miejsce w historycznym meczu z GKS-em Katowice.


Na zdjęciu: – Moment po zdobyciu bramki, gdy stadion fetował, będzie ze mną już zawsze – mówi Meik Karwot (w środku).

Fot. Norbert Barczyk/PressFocus