Szymczyk: Miasto nas wycięło

W zwycięskim meczu z Widzewem Łódź wasza drużyna miała na przedzie koszulek znak zapytania. Co miał oznaczać?
Artur SZYMCZYK: – Ten pytajnik to nasz apel. Jeśli się do czegoś zmierza i potrafi to osiągnąć, by móc potem z danego dobra skorzystać, to obowiązujące przez lata zasady nie powinny być zmieniane. Pozbawiono nas realnych środków, do jakich dążyliśmy.

To znaczy?
Artur SZYMCZYK: – Od kilku lat częstochowski magistrat rozpisuje konkurs na promocję miasta przez sport, z rozdzieleniem na trzy wiodące u nas dyscypliny. Na pierwszym miejscu jest żużel, czyli Włókniarz. Na drugim miejscu – piłka nożna, czyli Raków, a na trzecim – siatkówka, czyli AZS. Raków korzystał z tej promocji, bo jednym z jej warunków był udział w rozgrywkach na szczeblu centralnym. Ta kwota na promocję przez piłkę wahała się między 1,5 a 1,8 miliona złotych, w zależności od roku.

Prezes Artur Szymczyk zwraca uwagę, że Częstochowa – dzięki Skrze i Rakowowi – jest jednym z pięciu polskich miast mających więcej niż jednego przedstawiciela na szczeblu centralnym.

Jako drugoligowiec, mogliście zatem przystąpić do konkursu?
Artur SZYMCZYK: – Awansowaliśmy w 2018 roku, ale konkurs na promocję był rozpisany wcześniej – jeszcze zanim okazało się, że zagramy w drugiej lidze. Nie mieliśmy wtedy do nikogo pretensji, bo nie sposób przecież było ze stuprocentową pewnością założyć, że awansujemy. Wydawało się, że w 2019 roku będziemy mogli przystąpić do konkursu o promocję i również na jego podstawie zakładać konstruowanie budżetu – tak, by móc zaistnieć na szczeblu centralnym dłużej i dalej jako klub się rozwijać.

Zapis warunków konkursu o promocję został jednak zmieniony! Bez żadnych przesłanek, rozmów, konsultacji. Miasto uznało, że zmodyfikuje go ze „szczebla centralnego” na „rozgrywki najwyższego szczebla”. Z góry założono zatem, że znów tylko jeden klub będzie mógł skorzystać ze środków na promocję. Sukces sportowy osiągnięty dzięki odpowiedniemu prowadzeniu klubu zamienia się w rozczarowanie, gorycz i problem dla miasta, którego unika się poprzez manipulowanie właśnie takimi zmianami w przepisach.

„Wycięto” z tego konkursu drugi klub, a próbujemy nawet podkreślać, jak duża to nobilitacja dla Częstochowy. Prócz nas, tylko cztery miasta w Polsce – i to nawet nie Warszawa, bo Poznań, Rzeszów, Kraków i Łódź – mogą pochwalić się więcej niż jednym zespołem na szczeblu centralnym. Trudno nam się z tym pogodzić. Od 13 lat Skra przeżywa swój renesans na mapie częstochowskiego sportu. To powinno być dostrzegane, doceniane, powinna być okazywana pomoc. W naszym przypadku działa to jednak w drugą stronę.

Przemawia przez pana duża gorycz.
Artur SZYMCZYK: – Chodziło tylko o to, by miasto w racjonalny sposób podzieliło środki. Były dwie opcje: albo zwiększenie budżetu na promocję przez piłkę nożną, albo podzielenie dotychczasowej kwoty na dwa kluby. Wtedy skończyłoby się niezadowoleniem działaczy Rakowa. Ostatecznie wybrano opcję trzecią, czyli Rakowowi niczego nie obcięto, a Skra niczego nie dostała. Od dawna nie ma klarownych zasad przyznawania klubom sportowych środków z miasta. Ono dotuje kluby w sposób znany i zdefiniowany tylko dla siebie. W naszym przypadku zaś, jakby chciało pozbawić nas zbyt dużej euforii i sukcesu sportowego…

W poprzednim roku powołaliśmy sekcję piłki kobiecej. Awansowaliśmy z dziewczynami do drugiej ligi, która też jest traktowana jako szczebel centralny. Cokolwiek robimy, nikt tego zbytnio nie zauważa i nie myśli o pomocy. Wręcz przeciwnie. Nie mam namacalnych argumentów, ale odnoszę czasem wrażenie, że sponsorzy, których swego czasu mieliśmy, przez odpowiednie ich ukierunkowanie się od nas odsunęli. Być może źle to interpretuję, być może poszli do Rakowa ze względu na to, że ten awansował na najwyższy szczebel.

Dziwnie się do nas podchodzi. By podkręcić ten tok myślenia, zauważmy, że w tej chwili jesteśmy jedynym klubem piłkarskim ze szczebla centralnego, który gra w Częstochowie! Patrząc w ten sposób, ktoś może powiedzieć, że w zasadzie tylko my powinniśmy wziąć udział w konkursie na promocję. No bo co to za promocja miasta przez zespół, który gra w Bełchatowie? To oczywiście przejaskrawienie, ale chcemy zwrócić uwagę na sposób myślenia osób z działu promocji naszego miasta. Brakuje klarownych zasad, jest wiele znaków zapytania.

Ile wynosi budżet Skry?
Artur SZYMCZYK: – Dziennikarz „Przeglądu Sportowego” zadzwonił do mnie w sprawie „Skarbu Kibica” i zadał to samo pytanie. Gdy odparłem, że 1 milion złotych, to powiedział, że nie może tego wpisać, bo to nierealne, żeby grać za takie środki na takim poziomie – a tym bardziej się na nim utrzymać. „Wpisuję minimum, jakie mogę, czyli 1,5 mln” – usłyszałem. Nie będę ukrywał, że wystartowaliśmy tego lata w drugiej lidze, bo dzięki spadkom Rozwoju, Siarki i ROW-u wskoczyliśmy na piąte miejsce w Pro Junior System.

Gdybyśmy nie otrzymali tych środków z PZPN (400 tys. zł – dop. red.), wiedząc zarazem, jakich zmian dokona miasto w konkursie na promocję przez piłkę nożną, to w ogóle byśmy nie przystąpili do rozgrywek. Nie chcieliśmy jednak zawieść wszystkich wokół i tych chłopaków, którzy w poprzednim sezonie w dobrym stylu wywalczyli utrzymanie. Ruszyliśmy zatem i… teraz się martwimy.

Broni jednak nie składamy. Staramy się docierać do lokalnych firm, podmiotów gospodarczych, pozyskiwać drobne pieniądze. To pozwoli nam jednak przetrwać tylko rundę jesienną. Z wiosną mamy w tej chwili problem. Jesień zabezpieczamy 400 tysiącami złotych z PJS i kwotami od drobnych sponsorów. Jakiekolwiek kolejne pieniądze na sport miasto przekaże w połowie roku. Mówimy zatem o maju-czerwcu 2020. Pytanie, za co przeżyć wiosnę? W pewnym sensie, jesteśmy jako Częstochowa pośmiewiskiem dla polskiego futbolu.

Dlaczego?
Artur SZYMCZYK: – Bo Raków nie ma gdzie grać, a Skra… Gdy mówimy komuś, że mamy do dyspozycji tylko jedno pełnowymiarowe boisko, w dodatku ze sztuczną trawą, to wzbudza to salwę śmiechu. Jesteśmy jedynym klubem w mieście mającym sekcję piłki nożnej męskiej i kobiecej, a dodatkowo drużyny młodzieżowe. Łącznie posiadamy 18 zespołów młodzieżowych. Nie dość, że nie otrzymujemy żadnych środków z tytułu promocji, to jeszcze nie myśli się, by pomóc stworzyć Skrze godne warunki do gry i powiększyć bazę treningową. Nawet gdy teraz to mówię, to jeszcze raz uświadamiam sobie, jaki to absurd.

Drugoligowa drużyna mężczyzn, drugoligowa drużyna kobiet, 18 zespołów młodzieżowych – i jedno boisko, tak wyeksploatowane, że wszystkie drużyny przyjeżdżające do nas na rozgrywki podkreślają to w dość wymowny i ironiczny sposób . A dla całości podkreślenia problemów piłkarskich w naszym mieście, dodam że działacze Rakowa – konkretnie Marek Śledź – też mając problemy organizacyjne z podziałem treningów, dzwonią do nas i pytają , czy nie znaleźlibyśmy kilku godzin, by na Skrze mogły odbywać się zajęcia dzieciaków Rakowa ! U siebie, przy Limanowskiego, mają do dyspozycji dwa pełnowymiarowe trawiaste boiska, jedno pełnowymiarowe sztuczne i trzy mniejsze boiska, w tym jednego dużego orlika . I jeszcze pytają nas… To, co się wyprawia, to jest Bareja. Dochodzi do absurdów.

Chcemy pokazać, że tak nie może być. Odbudowaliśmy klub, mamy 1500 dzieci. Pierwsza drużyna kończy trenować o 20.00, dziewczyny – o 22.00. Wcześniej na trening wyjść nie mogą, bo popołudniami boisko jest podzielone na cztery części. Trenują tam cztery grupy wiekowe, każda ma swoją ćwiartkę. Dzięki determinacji, potrafimy mieć drugą ligę, awansować z dziewczynami, zarażać sportem młodzież, otworzyć Szkołę Mistrzostwa Sportowego. Zrobiliśmy to jako jedyni w Częstochowie, mamy klasy piłkarskie dla chłopców i dziewczyn. SMS obejmuje szkołę podstawową i liceum ogólnokształcące. Dzieciaki do nas się garną, ale zaczynami mieć z tym problem, bo po prostu nie mają gdzie trenować.

Jeszcze nie tak dawno na konferencji prasowej opowiadaliście o planach związanych z budową nowego stadionu i bazy treningowej. Jakie są perspektywy?
Artur SZYMCZYK: – Po awansie do drugiej ligi większość środków, które wpływają do klubu, sponsoruję ja z własnej działalności gospodarczej. W tej chwili zawiesiliśmy te plany. Nie mając pomocy z miasta, musimy przerwać pewne kwestie. Chcemy przetrwać na centralnym szczeblu. Gdybyśmy spadli, to będzie odwrót. Odpowiadając na pytanie: nie ma obecnie żadnej perspektywy. Jeśli miasto o nas nie pomyśli, to nie ma na to realnych szans.

By jakoś funkcjonować na centralnym szczeblu, myślimy wręcz o sprzedaniu terenu, który nabyliśmy z myślą o budowie boisk treningowych. To byłby zresztą kolejny absurd: nawet gdyby ta baza powstała, to musielibyśmy ją wybudować i utrzymywać za własne środki finansowe, bo byłaby to inwestycja na prywatnym terenie a nie miejskim. Sport jest jedną z dziedzin wpisaną w działalność miast. One powinny w niej uczestniczyć. Trudno robić wszystko za prywatne pieniądze.

Abstrahując już od konkursu na promocję, na jakie środki z miasta w ogóle możecie liczyć?
Artur SZYMCZYK: – W tym roku otrzymaliśmy 180 tysięcy. Można powiedzieć, że na dwa sezony gry w drugiej lidze miasto przekazało nam po 90 tysięcy.

Skra Częstochowa. Ciągle szukają i podpisują

Co z dotacjami na szkolenie młodzieży?
Artur SZYMCZYK: – To inna pula. Dostaliśmy 200 tysięcy, podobnie jak Raków, tyle że on ma jeszcze 1,8 miliona z promocji.

Ma pan w głowie jakąś kwotę z miasta, która by pana zadowalała?
Artur SZYMCZYK: – Uważam, że każdy powinien coś wypracować, a nie liczyć, że mu się coś da. Skoro gramy w drugiej lidze, potrzeba nam minimalnego budżetu w kwocie 1,5-2 mln zł. 50 procent wypracujemy. Gdyby miasto dołożyło drugie tyle, w zupełności by nam to wystarczyło. Raków w czasach gry w drugiej lidze otrzymywał 1,5 mln zł. My tyle nie chcemy. Pamiętajmy, że cały obiekt przy Loretańskiej wybudowałem za swoje pieniądze. Był potem czas, gdy z miasta płynęło do nas po 40-50 tysięcy. Oburzyłem się, że nie dość, że muszę utrzymywać stadion za swoje pieniądze – jedyny w mieście ze sztucznym oświetleniem! – i po półrocznych przepychankach magistrat przejął ten obiekt. To zrekompensowało część poniesionych nakładów, mieliśmy środki na działalność w trzeciej lidze.

Może jest tak, że jesteście skazani na funkcjonowanie w cieniu znacznie popularniejszego Rakowa i miastu najzwyczajniej w świecie nie zależy na posiadaniu klubu na tak wysokim poziomie jak II liga?
Artur SZYMCZYK: – Większa popularność Rakowa bierze się z tego, że już raz dawne władze Częstochowy wykasowały Skrę z mapy miasta. Mam nadzieję, że kolejna władza nie zmierza do tego samego. W 1993 roku wojewoda zabrał Skrze obiekty pod Jasną Górą. Wtedy byliśmy w Częstochowie równorzędną siłą piłkarską z Rakowem. Na stadion w centrum miasta przychodziło po 10 tysięcy ludzi, nie można było znaleźć miejsca. Gdy go Skrze zabrano, Raków rozwinął skrzydła. Teraz miasto stadionu już nam nie zabierze – bo jest miejski, a wtedy mieliśmy go na wieczystą dzierżawę do 2072 roku – ale swoimi działaniami może zniechęcić tych, którzy odbudowali Skrę. A nie wiem, czy znajdzie się ktoś kolejny, kto ją odbuduje.

Proste pytanie: czy na przełomie roku grozić wam będzie wycofanie z drugiej ligi?
Artur SZYMCZYK: – Niestety, to bardzo realne. Trudno grać, gdy nie masz za co zorganizować meczu albo wyjazdu. Nawiasem mówiąc, w poprzednim sezonie zapewniliśmy naszej drużynie tylko trzy dwudniowe wyjazdy – do Stargardu, Wejherowa i Siedlec. Przez 13 lat, odkąd jestem prezesem, tylko raz byliśmy na zgrupowaniu. Osiem lat temu sponsor zafundował je drużynie w Kleszczowie.

Naszym obozem jest sztuczna murawa na „Lorecie”. Każdą złotówkę obracamy dwa razy, bo jesteśmy w drugiej lidze dzięki temu, co sami sobie wypracujemy i co mamy dzięki PZPN-owi. Myślę tu o Pro Junior System, choć te pieniądze dopiero trzeba sobie wywalczyć, czy środkach z zakładów bukmacherskich, które spływają w późniejszym terminie.

Co czuł pan, gdy kilka dni temu wygraliście z łódzkim Widzewem?
Artur SZYMCZYK: – Motywację do tego, by nie poddać się i nie zgasić światła, bo nie wszystko robi się dla siebie. Gdybym robił to dla siebie, to skupiłbym się na prowadzonym biznesie i rodzinie. Nie chcę jednak zawieść tych wszystkich ludzi, którzy tak walczą i potrafią wygrywać z silnymi rywalami. Wiem, że sam sobie nie poradzę. Stąd ten znak zapytania. Pragniemy zwrócić uwagę, że nie mamy tytularnego sponsora.

By utrzymać klub w drugiej lidze, jesteśmy w stanie przyjąć z otwartymi ramionami firmę, która chce się promować za pośrednictwem drużyny potrafiącej pokonać Widzewa. Jesteśmy jednym z sześciu drugoligowców funkcjonujących jako spółka akcyjna. By się rozwijać, wyrażamy gotowość wpuszczenia w nasz akcjonariat zewnętrznego biznesu. Sugerowaliśmy też miastu, że jeśli boi się złego gospodarowania miejskimi pieniędzmi, to nie widzimy problemu, by objęło udziały w klubie i sprawowało kontrolę nad wydatkami Skry.

I jaka była odpowiedź miasta?
Artur SZYMCZYK: – Żadna.

 

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ