Szymon Matuszek: Gallego, Michel i inni

Rozmowa z Szymonem Matuszkiem, byłym zawodnikiem Realu Madryt, obecnie Miedź Legnica.


Jak to się stało, że w lutym 2007 roku razem z Kamilem Glikiem i Krzysztofem Królem trafiliście do Realu Madryt?

Szymon MATUSZEK: – Wcześniej razem graliśmy w trzecioligowym klubie hiszpańskim UD Horadada. Na nasze mecze chodził taki starszy pan i jak się potem dowiedzieliśmy, był skautem Realu. Był raz, drugi, trzeci, aż w końcu powiedział komuś w klubie, nie bezpośrednio nam, że jest zainteresowanie Realu Madryt i zapraszają nas na rozmowy do ich ośrodka.

Jak wyglądał ten wasz wyjazd do Madrytu?

Szymon MATUSZEK: – Nie pojechaliśmy tam na jakieś testy czy sprawdziany. Toczyły się rozmowy, a ten nasz wyjazd, to był bardziej taki rekonesans, zobaczenie jak wszystko od środka wygląda. Odbyliśmy tam jeden trening, za to było wiele badań, wydolnościowych, na bieżni, wysiłkowe EKG serca, a w końcu podpisanie kontraktu.

Jak dobrze pamiętam kontrakt podpisywaliśmy w obecności byłej wielkiej gwiazdy „Królewskich” z przeszłości Ricardo Gallego, prawda?

Szymon MATUSZEK: – Tak, dokładnie, to były reprezentant Hiszpanii, zawodnik Realu, który pełnił wtedy w klubie funkcję dyrektora sportowego klubowej Akademii. Oprócz Gallego pieczę nad tym wszystkim sprawował też inny były świetny zawodnik Realu i reprezentacji Hiszpanii Michel. On z tego co pamiętam zajmował się starszymi grupami. Był też jeszcze jeden z opiekunów, który pomagał nam tam na miejscu, pokazywał wszystko w centrum treningowym w Valdebebas, na mieście.

A propos słynnego Michela, świetnego zawodnika, a teraz trenera, to zachowały się jego wypowiedzi z waszego pobytu w Realu. Mówił, że najbardziej utalentowany był najmłodszy z waszej trójki czyli Szymon Matuszek.

Szymon MATUSZEK: – No tak, takie wypowiedzi były. Na każdym kroku starał się mi gdzieś tam pomóc. Jak przyjechała do mnie rodzina, to starał się o bilety na mecz. Miał do mnie taką słabość wynikającą może z tego, że faktycznie byłem najmłodszy. Mogłem dużo nadrobić, wiele się nauczyć.

Jak to wyglądało podczas 1,5 rocznego pobytu w Realu? Krzysztof Król był w Castillli, w rezerwach Realu, pan z Kamilem Glikiem w Realu „C”?

Szymon MATUSZEK: – To było w sumie wszystko takie pomieszane. Trenowałem z trzecim zespołem, a grałem z juniorami. Kamil Glik trenował i grał w trzecim zespole, a Krzysiek trenował w drugiej drużynie, a grał w trzeciej. Ja potem trenowałem z drugą, a grałem w „Tercera Division”. Było to takie pomieszane i nie było się gdzieś do końca przyporządkowanym. Graliśmy normalne ligowe mecz. Miałem nawet kiedyś przysiąść i policzyć ile tych meczów miałem w „Tercerze”, a ile w juniorach.

Kto tam z wami wtedy był w ekipie, który potem się przebił do wielkiego futbolu?

Szymon MATUSZEK: – Grałem w juniorach z Dani Parejo, który teraz jest w Villareal, był Nacho czy Javi Hernandez, grający potem u nas w Cracovii.

Po 1,5 roku w trójkę zdecydowaliście się na powrót do kraju. Dlaczego?

Szymon MATUSZEK: – Zapis był tak, że Real miał za nas zapłacić pieniądze naszemu trenerowi z WSP Januszowi Pontusowi. Gdzieś to tam miało iść przez nas, przez nasze konta, było jakieś takie dziwne mieszanie tym bardziej, że była to duża kwota. Ja do tego miałem wtedy złamaną szczękę, co stało się na jednym z meczów i nie grałem. W końcu po jakiś tam rozmowach, przekonywaniach zdecydowałem się na powrót. Dziś uważam, że jeden z takich złych wyborów których dokonałem, to był ten powrót. Mogłem tam zostać, do czego namawiał mnie jeden z hiszpańskich menedżerów.

A z perspektywy kilkunastu lat wstecz taki wyjazd, dla chłopaków niepełnoletnich jak pan czy Kamil Glik był dobry?

Szymon MATUSZEK: – Był to dobry wybór i dobra szkoła. Na pewno dobre było to, że byliśmy razem w Horadadzie, a nie byliśmy od razu rzuceni na szerokie wody. Ja przed Horadadą, pojechałem do klubu z Alicante, ale nie Herculesa, ale Alicante CF. Byłem tam z 5 dni, a nie miałem jeszcze skończonych 17 lat. To była dla mnie głęboka woda, bo raz że poziom wysoki, a do tego bariera języka. Tam byłem zagubiony i było mi ciężko. W Horadadzie, gdzie było wielu chłopaków z WSP, było już inaczej, człowiek czuł się pewniej.

Przez 1,5 roku gry w Realu sympatia do „Królewskich” została?

Szymon MATUSZEK: – To na pewno. Z tych europejskich klubów, to dla mnie Top 1. Nie oczywiście na tej zasadzie, że miałbym się zacietrzewiać, szczególnie w kontekście rywalizacji z Barceloną, ale jest szacunek do Realu i pamięć o tym, że tam grałem. Ta sympatia została i kibicuję im.

Kto jest faworytem sobotniego finału Champions League?

Szymon MATUSZEK: – Real. Pokazują, że mają charakter i to „coś” co charakteryzuje zwycięzców i myślę, że udowodnią to w konfrontacji z Liverpoolem.


Na zdjęciu: Pamiątkowe zdjęcie z Realu. Od lewej: Kamil Glik, Szymon Matuszek, Sergio Ramos i Marcin Pontus.
Fot. WSP Wodzisław