Szymon Matuszek: Wszystko postawione na głowie

Rozmowa z Szymonem Matuszkiem, kapitanem Górnika Zabrze.

Jak wyglądał wtorkowy dzień, bo był chyba lekko szalony?

Szymon MATUSZEK: – Tak, w zasadzie byłem już w drodze na trening i dobrze, że będąc dopiero gdzieś ze dwa kilometry od domu włączyłem telefon i przeczytałem informację, że zajęcia jednak zostały przeniesione na godziny popołudniowe.

Okazało się, że i ten popołudniowy trening został odwołany…

Szymon MATUSZEK: – Tak, teraz widzę informację na grupie, że mam kolejny zestaw ćwiczeń do domu [rozmawialiśmy po godzinie 14.00 – przyp. aut.]. W zasadzie to od pana dowiedziałem się, że nie trenujemy. Tak na marginesie, to wtorek był dla nas taki specjalny, bo żona ma urodziny. Zjedliśmy wspólnie z rodziną obiad i akurat zastał mnie pan, jak z synami układam klocki lego.

Nie siedzę ciągle na telefonie i nie śledzę co chwila, co się dzieje. A jak oceniam tę sytuację? Trzeba się dostosować… W Niemczech też w różnych zespołach wykryto dziesięć zarażonych osób.

Nie ma pan obaw, że z tych sygnałów które napływają wynika, że szanse na restart rozgrywek maleją?

Szymon MATUSZEK: – Ciągle jestem pozytywnie nastawiony, że wróci ta normalność, choć bez publiki będzie o to ciężko. A jak ostatecznie będzie? Na razie ciągle wszystko jest przewrócone do góry nogami i postawione na głowie.


Czytaj jeszcze: Koniec wielkiego czekania


W poniedziałek, w dniu badań, był jakiś kontakt z kolegami z drużyny?

Szymon MATUSZEK: – Nie. Było to dobrze i sprawnie zorganizowane. Jedna ścieżka wejścia, druga wyjścia. Auta dalej od siebie. Szybko to wszystko szło. Do tego maseczki, rękawiczki. U pań, które pobierały nam krew, to dosłownie była minuta. Zaraz po tym było się w aucie.

Czyli w tej chwili co, czekanie na kolejne odgórne decyzje dotyczące wznowienia treningów?

Szymon MATUSZEK: – No tak. Teraz trzeba będzie znowu do lasu skoczyć i pobiegać. W poniedziałek byłem w lesie murckowskim, który ze swoim rezerwatem jest olbrzymi. Ja zaczynałem, a kończył Kamil Zapolnik. Pogadaliśmy ze sobą, stojąc z pięć metrów od siebie. Jest taka tęsknota za tymi kontaktami, tym bardziej, że często razem jeździmy na treningi.

Czujemy głód rywalizacji, brakuje tej adrenaliny, codziennych schematów i rytuałów, tego co było, że człowiek rano wstaje, je śniadanie i jedzie na zbiórkę, gdzie się przygotowujemy. Chciałoby się, żeby to jak najszybciej wróciło.

Na zdjęciu: Kapitan Górnika Szymon Matuszek chciałby już wrócić do treningów i gry.

Fot. PressFocus