Szymon Michałek: Dla Chorzowa klub to brzydkie kaczątko

Rozmowa z Szymonem Michałkiem, byłym kandydatem na prezesa Ruchu, gospodarzem sektora rodzinnego stadionu przy Cichej.


Wyobraża pan sobie, by Ruch miał nie otrzymać z budżetu miasta ani złotówki na 2022 rok, o czym głośno ostatnio w Chorzowie?

Szymon MICHAŁEK: – Nie wyobrażam. Moim zdaniem to gra na emocjach. Kibice – czemu już dali wyraz – będą walczyć, będą się denerwować. Andrzejowi Kotali chodzi zawsze o to samo – by przydusić klub do pewnego momentu. Podam przykład: jeśli w styczniu masz do spłacenia 100 tysięcy złotych, a uczynisz to dopiero w lipcu – to do zapłacenia nie masz już 100, a 130 tysięcy, bo jesteś zmuszony pożyczyć te pieniądze w styczniu i zapłacić od nich odsetki. A to z kolei napędza dalsze zadłużanie.

Dlatego takie przyduszanie, zwlekanie z klarownym komunikatem dotyczącym dotacji, jest działaniem na szkodę Ruchu. Finalnie prezydent Kotala pewnie wjedzie na białym koniu, powie, że miasto da na klub i ponownie wyliczy, ile od Adama i Ewy wpompowano już miejskich pieniędzy w Ruch.

Będzie miał trochę racji, bo niemało.

Szymon MICHAŁEK: – Nie tak wiele – jeśli porównamy to do środków, które przeznaczają inne miasta, będące dumne ze swoich klubów. Nie wspominając o tym, że nie słychać, aby inni prezydenci w ten sposób wyliczali swoim klubom pieniądze na nie wydane. W Chorzowie traktuje się klub jak brzydkie kaczątko, niechciane dziecko. Ludzie w klubie mogą wypruwać sobie żyły, kibice – przynosić ostatnie pieniądze… Choć gramy w drugiej lidze, przychody z gadżetów są na najwyższym poziomie. Ta walka jest przez Andrzeja Kotalę niedoceniana. Uważa Ruch za jakieś kukułcze jajo.

Zmienia się narracja. Teraz będzie walka o dotację dla Ruchu, a nie o stadion przy Cichej.

Szymon MICHAŁEK: – Prezydent Kotala coraz niżej zawiesza tę poprzeczkę. O stadionie jest teraz cisza. Wcześniej obiecywał nam, że zbuduje stadion, zgodził się też na wybudowanie muzeum przy tym stadionie. Obiecywał 4 miliony zł rocznie na Ruch, zastrzegając, że w trakcie budowy Ruch może liczyć na 2 mln zł. W 2019 roku była manifestacja, potem – przedstawienie prezesa Siemianowskiego. Prezydent chwalił się, że to jego najlepsza decyzja, iż postawił na Seweryna Siemianowskiego.

Przypomnę jednak, że już w lipcu 2019 mówiliśmy – również w „Sporcie” – że nie będziemy wspierać ówczesnej władzy i po spadku do trzeciej ligi bojkotujemy ją, a wesprzemy Seweryna Siemianowskiego. Został on powołany na prezesa kilka miesięcy później, w październiku. Nie ma co zatem galopować i twierdzić, że był to pomysł prezydenta Kotali, bo wyszedł od kibiców. Ale pomińmy to. Prezes zachowuje chłodną głowę, dobrze prowadzi klub, kibice go wspomagają. A stadion… W 2019 roku padło zdanie, że odkładamy tę kwestię na rok. Mamy 2021 – i nic się nie dzieje. Stadion się nie buduje, a nie ma obiecywanych 4 mln zł.

Mało tego, nie ma nawet 2 mln zł, bo – jak wiemy – na 2021 rok było już tylko 1,9 mln zł, czyli mniej więcej tyle, ile w miastach ościennych inwestuje się w piłkę kobiecą. Kotala konsekwentnie prowadzi więc politykę dobijania Ruchu. W międzyczasie w górę idą obiekty w Płocku czy Sosnowcu, rozbudowuje się Nowy Sącz. Wszędzie się da, tylko w Chorzowie nie. Jest narracja, że miasto jest biedne.

Chorzów – jak każdy samorząd – traci na reformach wprowadzanych przez obecną władzę.

Szymon MICHAŁEK: – To przekaz, który powtarzają prezydenci Chorzowa. Pytaliśmy zatem, dlaczego nie składacie wniosków na rządowe dofinansowania. Gdy wreszcie zostały złożone – to w kontekście stadionu proszono o spory procent kwoty przeznaczonej na całe województwo. Ten wniosek był skazany na niepowodzenie, ale na inne inwestycje miasto już dostało pieniądze. Zależnie od tego, co się akurat dzieje – tak dopasowywana jest narracja prezydenta.

Nie ma co ukrywać, że w Chorzowie są politycy, którzy potrafią tak przedstawić sytuację, żeby zawsze racja była po ich stronie, a winna po stronie innych. To za może zadam pytanie, kto w takim razie odpowiada za finanse miasta? Okazuje się, że wszyscy dookoła są winni, tylko nie ci, którzy zarządzają Chorzowem. Jeśli prezydent nie jest w stanie zrobić nic, by zwiększyć budżet, by był on stabilniejszy, by spełnić obietnice złożone mieszkańcom, to o czym to świadczy?

Skoro inne miasta dają radę, a jeden Chorzów jest bezradny, to trzeba się zastanowić, jak jest zarządzany. Padło kiedyś zdanie ze strony prezydenta, że stadion jest kluczową inwestycją. Trzeba było w taki sposób prowadzić inne inwestycje, by go wybudować. Jasne – słyszymy, że były do wykorzystania na wiele innych celów środki z Unii, dlatego trzeba było je spożytkować, a potrzebny był też wkład własny miasta. Dlatego skoro na tę „kluczową inwestycję” brakło, to należy wyciągnąć wniosek, że inwestycje zostały źle zaplanowane w czasie.

Nie mówimy o budowie nie wiadomo czego, tylko jednego stadionu. Sosnowiec stawia jednocześnie halę, lodowisko, stadion, robi ogromną przebudowę drogi krajowej. U nas przez tyle lat nie można było postawić nawet jednej nowej trybuny, na przykład naprzeciwko trybuny głównej – by pokazać, że coś chcemy robić. Teraz słyszymy, że na nic już nas nie stać, bo wchodzi „Nowy Ład”.

Budżet Chorzowa ma zmaleć o kilkadziesiąt milionów.

Szymon MICHAŁEK: – Już w 2019 słyszałem, że przez zmiany podatkowe Chorzów będzie miał mniejsze wpływy. Porównajmy sobie dochody w budżetach na 2019, 2020, 2021. Nie widzę po tych liczbach, by coś bardzo się zmniejszało, a wręcz przeciwnie. Prezydent musi mówić, że teraz winny jest „Nowy Ład”, bo to polityk z partii będącej w opozycji do rządu. Ale to zrzucanie odpowiedzialności.

Niespełna rok temu w rozmowie ze „Sportem” mówił pan, że jako kibice zrobicie wszystko, by w 2023 doszło do zmiany władzy w Chorzowie.

Szymon MICHAŁEK: – Niektórzy w mieście chcą mnie zaszufladkować, że jestem z PiS, skoro walczę z władzami Chorzowa reprezentującymi PO. Prawda jest taka, że kibice Ruchu mają różne upodobania polityczne. Nie ma dla nas znaczenia, czy ktoś jest z PiS, PSL czy jeszcze skądinąd. Mamy swoje cele. Po pierwsze – zostaliśmy oszukani w temacie stadionu i to jest fakt, nie opinia. Po drugie – nasz klub jest traktowany przez władze miasta skandalicznie.

Ruch powinien być dla nich perełką, a jest odwrotnie. Mam wrażenie, że prezydent Kotala miał większe zaufanie do klubu, gdy zarządzały nim typy spod ciemnej gwiazdy. Wtedy pieniądze szły z magistratu bezproblemowo. Teraz zrobiło się przejrzyście, każda złotówka jest oglądana cztery razy – i słyszymy, że może nie być dotacji. To o czymś świadczy. A co do przytoczonych moich słów… Pewne działania są prowadzone. Na razie nie pora, by o nich mówić, ale zakulisowo dzieje się sporo. Myślę, że wyborczy 2023 rok będzie ciekawy.

Kibice wystawią swojego kandydata na prezydenta?

Szymon MICHAŁEK: – Jest na to duża szansa. Środowisko jest zjednoczone, nie ulegniemy manipulacjom, próbom rozbicia tego elektoratu. Niezależnie, kto będzie startował – my wiemy na kogo ten głos oddamy, a na kogo nie.

To melodia przyszłości. Jaki scenariusz przewiduje pan w sprawie dotacji na przyszły rok?

Szymon MICHAŁEK: – Przypuszczam, że prezydent Kotala trochę pogra na duszenie Ruchu. Mówimy o klubie, który jest dziś wypłacalny, na co umawialiśmy się jesienią 2019, zawieszając bojkot. Piłkarze i pracownicy mieli nie mieć dłuższych niż jeden miesiąc poślizgów płacowych. To było naszym celem, by przynajmniej mogli liczyć na to minimum szacunku. I od tego nie odstępujemy, tego pilnujemy.

Teraz w życie mogą wejść różne scenariusze i zobaczymy, co z nich wyniknie. Miło byłoby ujrzeć też zaangażowanie pozostałych akcjonariuszy. Wydaje mi się, że jako kibice wywiązujemy się z tego, co obiecywałem latem 2019, kandydując na stanowisko prezesa. Mówiliśmy wtedy o przychodach rzędu 1,5 mln zł. Pytanie, co chcą zrobić akcjonariusze. Jeśli nie jest im po drodze z finansowaniem klubu, to tym bardziej powinno im zależeć, by Ruch poszedł do przodu – i by w pierwszej lidze albo ekstraklasie mogli zakończyć ten rozdział, odsprzedać udziały komuś, kto mocniej chciałby pobawić się w piłkę.

Czas szybko płynie. Od naszego spadku z ekstraklasy minęło już 4,5 roku. Pokolenie, które wychowujemy na sektorze rodzinnym, nie zna smaku dużych meczów, derbów z Górnikiem. W pierwszej lidze jest dziś sporo ciekawych klubów. Gdybyśmy się tam znaleźli, gdyby tak Legia spadła… Ale do tego jeszcze daleka droga, nie ma sensu dywagować.


Na zdjęciu: Szymon Michałek wskazuje, że na pielęgnowanym przez niego sektorze rodzinnym wychowuje się pokolenie niepamiętających dużych meczów. By mogło się to zmienić, potrzeba też pomocy miasta i o to walczą kibice Ruchu.
Fot. Marcin Bulanda/Pressfocus