Szymon Ziółkowski. Jestem pod wrażeniem

 

– Przepraszam, że nie odbierałem telefonu, ale byłem w kinie na „Gwiezdnych wojnach” – zaczyna rozmowę nasz ekspert.

Jest pan rozgrzeszony. Ale w związku z tym, czy w minionym roku moc była także z polskimi lekkoatletami?
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – I tak, i nie. W Katarze zdobyliśmy mniej medali niż w poprzednich MŚ w Londynie, ale rok przedolimpijski jest zawsze trudniejszy. Wszyscy na świecie szykują się już na najważniejszą imprezę i to widać po wynikach. Generalnie jednak z tych przedbiegów wyszliśmy obronną ręką, mieliśmy kilka naprawdę mocnych punktów.

Który pan uznałby za numer jeden?
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Trudno jednoznacznie wybrać, ale pozostaję pod wrażeniem fantastycznego powrotu na skocznię wzwyż Kamili Lićwinko. Oczywiście nie mam pojęcia, jak to jest wrócić do sportu po urodzeniu dziecka, ale obiektywnie na pewno jest to szalenie trudne. A Kamila w MŚ skoczyła prawie 2 metry i szkoda tylko, że wróciła z Kataru bez medalu. Serdecznie życzę jej takiego w Tokio. To byłoby wspaniałe ukoronowanie jej kariery.

To pan zaskoczył. Żaden z medali w Katarze nie zrobił na panu wrażenia?
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Oczywiście, że zrobił. Na czoło wysunąłbym znakomity rekord Polski sztafety 4×400 kobiet i srebro za Amerykankami. A gdyby jeszcze wiarygodny był wynik na drugiej zmianie Patrycji Wyciszkiewicz – 49,70 – to oznaczałoby, że rośnie nam zawodniczka światowego formatu.

Nie wspomina pan o rzucie młotem, a przecież jest o czym…
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Zdecydowanie wyczyn Pawła Fajdka – i czwarty tytuł mistrza świata – to coś wyjątkowego. Paweł do maksimum wykorzystuje sytuację w światowym młocie, walkę z dopingiem. Przypomnę tylko, że 12 lat temu w MŚ w Osace wynik 80,09 dał mi zaledwie 7. miejsce, w Dausze miałbym srebro. Rezultaty pozostałych młociarzy poniżej 79 metrów – poza Fajdkiem – w tym Wojtka Nowickiego nie zapewniłyby im w Japonii nawet miejsca w wąskim finale. Na odwrót jest w kuli…

Tu szczęście miał Tomasz Majewski…
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Dokładnie, bo ze swoimi wynikami z pierwszych trzech kolejek igrzysk w Pekinie i Londynie dziś miałby problem z wejściem do ósemki, a Tomek zdobył ostatecznie dwa złote medale! Finał kulomiotów w Dausze to był kosmos.

Liczyliśmy tu na więcej ze strony Haratyka i Bukowieckiego, ale rzeczywistość była brutalna, bo nawet rekord Polski nic by nie dał.
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – To dla naszych i tak był psychologicznie najlepszy moment, żeby wypaść słabiej i się nie zniechęcić. Pchnąć najdalej w karierze i zająć na przykład 5. miejsce? Już czuję tę bezsilność. A tak Haratykowi „pomogła” kontuzja – wcześniej zdobywał medale niejako „awansem”, gdzie właściwie nie powinien. Bukowiecki to trochę inna bajka, pocieszające, że ustabilizował formę w okolicach 22 metrów. Jest wciąż młody, ale już dosyć wyeksploatowany, każdy organizm w końcu się „wymydli”. Najważniejsze, żeby dopisało zdrowie, bo w Tokio poziom finału wcale nie musi być tak wysoki jak w Dausze. No i przyszły sezon będzie krótszy, to też pozytywne, bo ten miniony był wyniszczający. Sądzę, że nasi wyciągnęli z niego wnioski.

Piotr Małachowski też? Zaryzykował, zmieniając trenera niecałe dwa lata przed igrzyskami i na razie poniósł klęskę, nie wszedł nawet do finału dysku…
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Taka zmiana u mety kariery to faktycznie karkołomna decyzja, ale na dwoje babka wróżyła. Przychodzi moment, że zawodnik potrzebuje nowego bodźca, bo te dotychczasowe już nie działają, następuje znużenie. Piotrek jest ambitny, marzy o jeszcze jednym medalu olimpijskim. I może lepiej, że to niepowodzenie nastąpiło na rok przed igrzyskami. Można jeszcze z tego się obronić.

Jeszcze później trenera zmienił Adam Kszczot, po nieudanym starcie w MŚ.
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – To nie jest sytuacja Małachowskiego. Adam miał chimeryczny sezon, problemy zdrowotne, absencję w mistrzostwach Polski. Oczywiście lepiej decydować się na zmiany rok po igrzyskach niż rok przed, ale w Londynie Kszczot zdobył medal MŚ. W Dausze była duża szansa na kolejny, bo wykruszyli się po drodze niemal wszyscy medaliści poprzednich MŚ, niestety, w tym i Polak. Coś się wypaliło między nim a trenerem Królem, a pamiętajmy, że Kszczot ma dwa srebra MŚ, ale nie ma medalu olimpijskiego.

I trafił do grupy Marcina Lewandowskiego, który znów zaimponował…
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – Miał super sezon okraszony bardzo dobrym startem w MŚ. Już naprawdę niewiele brakuje do złamania 3.30 min. na 1500 metrów. Pytanie, jak to przełoży się na igrzyska, w jakim tempie będzie prowadzony finał. Bo mam w pamięci, że gdy „Lewy” bił w sierpniu rekord Polski w Paryżu, przybiegł na metę dopiero dziesiąty. A w Tokio warunki będą inne niż w Dausze – nie będzie schłodzonego stadionu i wilgotność dochodząca do 90 procent.

Tyczkarzom to raczej nie powinno przeszkadzać…
Szymon ZIÓŁKOWSKI: – No i Paweł Wojciechowski ma dobre wspomnienia z Azji, bo w Daegu w 2011 został mistrzem świata, choć wtedy zaspał i spóźnił się na eliminacje. Zmiana czasu dla Europejczyków też może mieć w Japonii znaczenie. Paweł również zmienił trenera, ale był w sytuacji przymusowej (w październiku zmarł trener Wiesław Czapiewski – przyp. red.). Piotrek Lisek miał fantastyczny sezon, choć bez spełnienia złotym medalem. Ale zostawmy to na Tokio.