Szymon Ziółkowski: Ta bezduszność, nie rozumiem…

 

Igrzyska w lipcu wbrew całemu światu?
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Na to wygląda. Pewnie znów wygra kasa, ona jest najważniejsza, ale nic dobrego z tego nie wyniknie.

Startował pan kilka razy w Japonii, poznał trochę miejscowych. Mówi się o ich mentalności, perfekcjonizmie…
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Jeżeli myślę o jakimś kraju, który w tej wyjątkowej sytuacji mógłby zorganizować igrzyska, to na pierwszym miejscu jest właśnie Japonia. Poradzą sobie świetnie. Podejście Japończyków do wszystkiego, co robią jest takie, że przyzwyczajony do swojej autonomii i wolności przeciętny Europejczyk właściwie nie jest w stanie normalnie tam żyć. Społecznie i historycznie ugruntowane jest tam bardzo duże zaufanie do władzy, co w kryzysach również pomaga.

Gdyby katastrofa w Fukushimie wydarzyła się gdzie indziej, mielibyśmy powtórkę z Czarnobyla, a oni zaradzili temu bardzo szybko. Ale w kontekście igrzysk trzeba patrzeć szerzej, bo to nie jest impreza japońska, tylko całego świata.

Z przełożeniem mistrzostw Europy w piłce nożnej było łatwiej?
Szymon ZÓŁKOWSKI: – W futbolu rządzą kluby, nie reprezentacje. Gdyby nie przełożono Euro, kluby mogłyby się wypiąć i nie zwolnić zawodników, skończyłoby się w sądach.

W innych sportach igrzyska są najważniejsze, ale skoro przekładane są Roland Garros czy wkrótce zapewne i Wimbledon, a więc imprezy z ponad stuletnią tradycją, to widocznie z bardzo ważnego powodu. Nikt nie robi tego dla zwykłego widzimisię. Zróbmy igrzyska porządnie za dwa lata, im wcześniej dać sportowcom konkretną informację, tym lepiej.

No właśnie, sportowcy coraz bardziej nie rozumieją uporu MKOL.-u. Jak mają myśleć o olimpijskim starcie, skoro kwalifikacje są odwoływane, a oni nie mają jak i gdzie startować, a nawet trenować…
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Dlatego obserwując to, jestem przekonany, że igrzyska teraz nie mają sensu. To powinno być święto sportu, a nie coś robione na siłę tylko dlatego, że było w harmonogramie.

Patrząc na to, co dzieje się w Europie nie widzę szans, żeby cokolwiek ruszyło w ciągu najbliższych dwóch miesięcy. Mamy więc koniec maja – przynajmniej. A nawet gdyby otwarto stadiony i mityngi, sportowcy wciąż będą mieć problem z podróżowaniem, przekraczaniem granic, zwłaszcza między kontynentami.

W lekkiej atletyce od biedy olimpijczycy są znani: wskaźniki można było uzyskiwać już w zeszłym roku, funkcjonuje też w miarę czytelny ranking światowy…
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Zgadza się, akurat w lekkiej byłby najmniejszy problem, może poza maratonem, gdzie wielu zawodników celowało we wskaźniki w tym roku. Teoretycznie więc możliwy jest nawet start w Tokio jako dopiero pierwszy w sezonie.

Tylko, czy to ma sens? Jakie będą poziom sportowy i wyniki, czy naprawdę godne najważniejszej imprezy czterolecia? Poza tym w innych dyscyplinach, w tym zespołowych, kwalifikacje miały dopiero być przeprowadzone, właśnie w trakcie przerwano turniej bokserski. Niewiele brakuje, żeby nasi koszykarze załapali się na igrzyska bez gry, na podstawie ubiegłorocznych mistrzostw świata. Zasady miały być jednak inne.

Pewnie będą ustalane kwoty zawodników, a MKOl. sceduje wyznaczenie olimpijczyków na krajowe federacje…
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Jasne, tylko że od kilku lat był ustalany system kwalifikacji, pod który sportowcy i trenerzy ustalali plany przygotowań. Teraz stawia się ich pod pręgierzem za pięć dwunasta, niektórzy w ogóle nie dostaną szansy.

Jest wielu, załóżmy, rutynowanych już sportowców, którzy zeszły rok potraktowali luźniej, by się na przykład podleczyć, i dopiero teraz zamierzali walczyć o kwalifikację, a następnie polecieć na igrzyska. System im na to zezwalał? Mieli prawo tak kalkulować? Oczywiście! I co teraz, dlaczego mają zostać ukarani? Gdzie tu czytelność zasad i sprawiedliwość? Ta bezduszność w połączeniu z mocno nadwątlonym już wizerunkiem igrzysk mogą sprawić, że idea olimpijska nie przetrwa.

Polscy sportowcy w zdecydowanej większości przerwali przygotowania i wrócili ze zgrupowań – zresztą na wniosek minister sportu Danuty Dmowskiej-Andrzejuk która zamknęła m.in. wszystkie Centralne Ośrodki Sportu. Zdaje się po cichu licząc, że igrzyska zostaną odwołane. A co, gdyby upór MKOl.-u okazał się skuteczny?
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Nie widzę pomysłu ze strony ministerstwa, jak ten problem rozwiązać. Przecież można by wszystkich sportowców skoszarować w COS-ach, wprowadzić ostre procedury higieny i bezpieczeństwa i normalnie trenować. Mamy Spałę, Cetniewo, Zakopane, Wałcz dla wodniaków, tych miejsc w kraju jednak trochę jest. Nie można sportowców i związków zostawić samych „a to radźcie sobie”!

Zadaniem ministra jest stworzyć warunki przygotowań do głównej imprezy czterolecia, a nie uprawiać partyzantkę. Mamy XXI wiek, trzeba podejmować decyzje, a nie kazać sportowcom siedzieć na dupach i czekać. Swoją drogą, ciekawe co z tymi, którzy zostali na zgrupowaniach za granicą, w Portugalii czy w RPA – czy będą mieć refundowane ich koszty, skoro minister zawiesiła wszystkie akcje szkoleniowe z dniem 10 marca…

Szef MKOl. Thomas Bach tłumaczy, że wciąż za wcześnie na decyzję o przełożeniu igrzysk. Nie wiadomo na razie, jak długo koronawirus się utrzyma…
Szymon ZÓŁKOWSKI: – No dobrze, ale wystarczy, że na tych 11 tysięcy sportowców oraz drugie tyle oficjeli tylko dwie osoby przyjadą zarażone – wzniecą lawinę nie do zatrzymania. I to dopiero będzie skandal wizerunkowy oraz nokaut finansowy, gdy igrzyska trzeba będzie zamknąć. Ryzyko jest przeolbrzymie. Naprawdę nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przeprowadzić je za dwa lata.

Przecież czteroletni cykl był już zaburzany, gdy po Albertville w 1992 kolejne zimowe igrzyska dwa lata później zorganizowało Lillehammer – by w tym samym roku nie zderzać się z igrzyskami letnimi. Nie popadajmy zatem w paranoję, świat się nie zawali.

No i co z kibicami? Mamy uwierzyć, że wszyscy przyjadą zdrowi?
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Nie wyobrażam sobie olimpijskich zawodów bez publiczności, to byłaby jakaś parodia. Jasne, dla organizatorów najbardziej liczą się wpływy z telewizji, zwłaszcza amerykańskiej, ale transmisje przy pustych trybunach?

To zróbmy od razu e-igrzyska i cześć… Jest jeszcze jeden problem, którego MKOl. zdaje się zupełnie nie dostrzegać, a który może znów wypaczyć sens igrzysk, i tak już nadwątlonych przez ostatnie afery. Doping…

Zamykanie granic sprawia choćby, że kontrolerzy Światowej Agencji Antydopingowej WADA nie mogą swobodnie przeprowadzać kontroli…
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Obecny kryzys jeszcze raz unaocznił, jak światowy sport – nie tylko on oczywiście, ale o nim tu mówimy – nie jest przygotowany na sytuacje ekstraordynaryjne. Procedury antydopingowe są tu najlepszym przykładem.

Przecież polskie laboratorium w Warszawie robiło testy na Białorusi, ale dziś pracownicy POLADY nie mogą tam jechać i pobierać próbek. Jeszcze zanim powstała POLADA na komisji sejmowej proponowaliśmy, by dopingowym oficerom śledczym nadać status dyplomatów z paszportami dyplomatycznymi, by mogli swobodnie – bez wiz, tłumaczenia komukolwiek – podróżować po świecie.

Efekt?
Szymon ZÓŁKOWSKI: – Teoretycznie sportowcy z „wielce zasłużonych” w wiadomej dziedzinie nacji mogą znowu do woli sięgać po wspomaganie. Zresztą, czy u nas w domowych pieleszach głupi pomysł nie może przyjść nikomu do głowy? A jest to generalnie okres największej pracy, gdzie doping „oddaje” najwięcej.

Do Tokio zaś oszuści przyjadą „czyści”. I wtedy znowu za 10 lat może dowiemy się, że próbki wykazały co innego. Tylko jaki sens ma oglądanie i emocjonowanie się igrzyskami, gdy oklaskujemy nie tych, którzy naprawdę powinni w nich wygrać? W najnowszej przeszłości olimpizmu dowodów mamy zanadto, klasyfikacje medalowe za Ateny, Pekin czy Londyn zmieniają się dziś niemal co miesiąc. Tego olimpizm naprawdę może już nie przetrwać…

 

Na zdjęciu: W Tokio procedury działają według niezmiennego planu. Do Japonii dotarł olimpijski płomień, który przywieźli mistrzowie olimpijscy Saori Yoshida (z lewej) i Tadahiro Nomura.