Czas, by wpompować świeżą krew

Adam GODLEWSKI: Miał pan problem, żeby zresetować się po tegorocznej części poprzedniego sezonu, w której od lutego aż do początku rundy finałowej ESA 37 Śląsk nie potrafił odnieść zwycięstwa?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Odpocząłem, i z nową energią ruszyłem do pracy. Wakacje trwały prawie miesiąc, więc było naprawdę sporo czasu, żeby dobrze zaplanować okres przygotowawczy. Wcześniej oczywiście naładowałem akumulatory w Bregenz, a zatem w mieście, w którym spędziłem wiele ostatnich wiele lat, Alpy i Jezioro Bodeńskie nadal dobrze na mnie wpływają. Zawodnicy także wypoczywali aktywnie, na ostatnie dwa tygodnie dostali nawet rozpiski treningowe. Programy komputerowe umożliwiają bieżący monitoring, Michał Polczyk, nasz trener przygotowania motorycznego był bardzo zadowolony także z wyników badań, które przeprowadziliśmy na początku przygotowań. Mogliśmy więc wystartować z naprawdę wysokiego pułapu. Wyciągnęliśmy wnioski, latem chcieliśmy od pierwszych zajęć wejść na wyższy level motoryki. Bo to podstawa, co pokazał również mundial. Zespoły, które biegają, są ruchliwe, a do tego dokładają walkę – odnoszą sukcesy.

Kiepska podbudowa fizyczna była jedynym powodem mocno spóźnionego wejścia w rok 2018?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Kalendarz tak się ułożył, że na dzień dobry graliśmy z Górnikiem Zabrze, Lechem Poznań, Wisłą Kraków i Koronę Kielce, a zatem w komplecie z zespołami, które w tamtym okresie były na wysokiej fali, natomiast my około 60 minuty stawaliśmy. Potrzebowaliśmy zatem naprawdę sporo czasu, żeby wszystko zaskoczyło. Cieszę się, że wymagana dyspozycja fizyczna została wypracowana wówczas, kiedy była najbardziej potrzebna, bo właściwie natychmiast przełożyła się na psychikę. Po wygranej z Sandecją Nowy Sącz i pójściu za ciosem w spotkaniu z Termalicą w Niecieczy, gdzie odnieśliśmy pierwsze wyjazdowe zwycięstwo od wielu, wielu miesięcy, piłkarze wreszcie uwierzyli w siebie. Na tyle mocno, że już do końca rozgrywek nie przegrali meczu. Dlatego teraz z góry założyliśmy, iż odpowiednia motoryka musi być podstawą działania.

Śląsk przez wiele tygodni znajdował się na sinusoidzie: po remisach u siebie przychodziły porażki na wyjeździe. Niemoc na boiskach rywali była tylko kwestią psychiki, czy dawał o sobie znać jakiś problem fizjologiczny?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Pierwszy mecz wyjazdowy pod moim kierunkiem, z Lechem w Poznaniu, przegraliśmy 1:2 po golu straconym w 88. minucie, którego gospodarze strzelili z ewidentnego spalonego. Nie udało się więc przełamać niemocy na dzień dobry, która ostatecznie na wyjazdach trwała prawie rok. A skoro tak długo, to nie można mówić o przypadku. Tylko o czymś, co było głęboko zakorzenione w podświadomości całego zespołu. Psychicznie zawodnicy nie wytrzymywali rywalizacji na boiskach przeciwników. Taka jest prawda.

Po udanej rundzie finałowej ten problem ma pan już głowy?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Myślę, że tak. Sparingi, z Zagłębiem Lubin w Trzebnicy i Piastem Gliwice w Kluczborku wygraliśmy, więc zakładam, że wspomniana blokada odpuściła już na dobre. Proszę tylko mnie źle nie zrozumieć. Absolutnie nie przykładam nadmiernej wagi do wyników gier kontrolnych. Na pewno jednak lepiej także podczas przygotowań osiągać dobre rezultaty i przyzwyczajać się do zwycięstw, niż tłumaczyć się z porażek. A myślę, że jesteśmy już teraz na tak dobrym poziomie motorycznym, iż nie będzie to miało żadnego znaczenia, czy mecz rozegramy u siebie, czy na stadionie przeciwnika. Zmianę widać było zresztą już na finiszu poprzedniego sezonu, na Arce w Gdyni Śląsk nie umiał wygrać przez 6-7 lat. Wiosną to się natomiast udało, i to w sytuacji, gdy w pewnym momencie na boisku przebywało pięciu naszych młodych wychowanków. Udało się zatem coś zmienić zarówno w fizyce, jak i psychice piłkarzy. Na tyle, że uwierzyli, iż można coś pozytywnego robić nie tylko u siebie w domu, ale i na wyjeździe.

Sięgnęliście latem głównie po młodych zawodników z 1. ligi. To przypadek, czy świadoma polityka?
Tadeusz PAWŁOWSKI: To świadome kroki! W ostatnich trzech latach nie graliśmy przecież w rundzie finałowej w pierwszej ósemce. Uznaliśmy więc, że skoro rutynowany zespół, z bardzo dobrymi nazwiskami w składzie nie dał rady awansować do grupy mistrzowskiej, to trzeba zmienić koncepcję budowy drużyny. OK, było wiele kontuzji, które negatywnie wpłynęły na wenętrzną rywalizację, ale doszliśmy do wspólnego wniosku: trzeba wpompować sporo świeżej i młodszej krwi. Zależało nam na piłkarzach walczących i biegających, a także takich jak Mateusz Radecki czy Wojciech Golla, mierzących znacznie powyżej 180 centymetrów. Mieliśmy za niski zespół, trzeba było więc podnieść średnią wzrostu. Oczywiście nie można zakładać, że od razu zawodnicy sprowadzeni z niższej klasy będą regularnie grali, czy wręcz odgrywali czołowe role w zespole. Różnica między ekstraklasą a 1. ligą jest na tyle duża, że nawet czołowi zawodnicy z zaplecza muszą zrobić wyraźny krok do przodu, aby wywalczyć miejsce. Zresztą wyjściową jedenastkę mamy doświadczoną, i prezentująca naprawdę dobry poziom. Oczywiście, to nie jest poziom na mistrzostwo Polski, ale do pierwszej ósemki po latach posuchy jesteśmy w stanie wskoczyć. A z niedawnych pierwszoligowców w dłuższej perspektywie też będziemy zadowoleni. Jestem o tym przekonany.

Wspomniany Radecki ma już jednak 25 lat, więc czasu na rozwój nie tak już wiele.
Tadeusz PAWŁOWSKI: To prawda, ale jednego ograniczenia nie przeskoczy z automatu – ekstraklasa gra szybciej i dokładniej niż 1. liga. Wiele będzie zależało od tego, jak szybko pozyskani zawodnicy zdołają przestawić się na większe tempo. I czy już w momencie przyjęcia piłki będą wiedzieć, co dalej z nią zrobić, a po pierwszym kontakcie będą mieli ją pod kontrolą, czyli na ziemi. Jeśli nie, jakość będziemy sukcesywnie podnosić na zajęciach indywidualnych. Mnie na pewno nie zabraknie cierpliwości. Mam nadzieję, że zawodnikom także nie.

Po kim więcej się pan spodziewa: po Golli czy Farshadzie Ahmadzadehu?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Wojtek jest z nami od początku okresu przygotowawczego i szybko wypracował bardzo dobrą formę. Natomiast Irańczyk przyjechał na obóz do Trzebnicy dopiero 5. lipca. Początkowo pracował tylko z trenerem Polczykiem, który musiał mu zrobić jeszcze kilka badań. Kiedy jednak wziął udział w gierce, od razu zauważyłem, że ma nie tylko lewą nogę świetnie ułożoną. Tyle że z uwagi na zaległości motoryczne, trochę będziemy musieli na niego poczekać. Z oboma tymi piłkarzami wiążę oczywiście duże nadzieje, ale początkowo więcej da zespołowi Golla. Gra dobrze w destrukcji, nie ma też problemu z wyprowadzaniem piłki, więc jako stoper może być – a ja tego wymagam – pierwszym rozgrywającym. Jest przy tym skuteczny w odbiorze, dobrze wyszkolony technicznie i taktycznie.

Sądzi pan, że władze Śląska zaraziły się pańską cierpliwością? Czy będą od pierwszej kolejki pilnować miejsca zespołu w górnej ósemce tabeli?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Jako sztab szkoleniowy sami postawiliśmy ten cel przed zespołem. W ubiegłym roku było wiele zawirowań związanych z planowaną sprzedażą klubu, prezes i dyrektor sportowy są na dobrą sprawę nowi. Z marszu musieli więc nauczyć się podejmować szybkie, trafne i dobre decyzje, choć Darek Sztylka jako były piłkarz, a nawet trener jest bardzo doświadczony, musi tylko wdrożyć się do obowiązków dyrektora sportowego. W pierwszym okresie wykazał się na rynku transferowym dużą mądrością. Z kolei prezes Marcin Przychodny świetnie organizował World Games (igrzyska w sportach nieolimpijskich – przyp. red.), ale specyfiki futbolu pewnie jeszcze się uczy, dopiero węc czas pokaże, czy nie będzie nerwowy w stresowych sytuacjach. Wiem, że wiosną niektórym osobom w Śląsku cierpliwość już się kończyła. Czułem to. Nie stanęło to jednak na przeszkodzie, żeby realnie oceniali sytuację i nie reagowali na sugestie podpowiadaczy, których w polskiej piłce nie brakuje, a nie zawsze dobrze życzą ludziom aktualnie pracującym w klubach. W porównaniu do zeszłego lata, teraz na pewno jednak w Śląsku jest bardziej stabilnie. I spokojniej.

W kim upatruje pan faworytów rozgrywek ekstraklasy?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Legia sprowadzając Jose Kante i Carlitosa, czyli czołowych – o ile nie najlepszych w ogóle ligowców w poprzednim sezonie – na pewno nie spuści z tonu. Ważne role powinny też odgrywać Lech Poznań i Jagiellonia Białystok, które zbudowały solidne podstawy. Do tej wykrystalizowanej od jakiegoś czasu ścisłej czołówki ktoś pewnie jeszcze doskoczy. Ktoś kto będzie miał bardzo stabilną kadrę i dobrze wystartuje, tak jak w poprzednich rozgrywkach uczynił to Górnik Zabrze.

Spodziewa się pan, że zabrzanie mogą powtórzyć wynik z poprzednich rozgrywek?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Trudno będzie w Górniku zastąpić Damiana Kądziora i Rafała Kurzawę. Zawodnicy tej klasy na rynku sporo kosztują, a co roku trudno takich dostarczyć spośród własnych wychowanków. Jeśli zabrzanom udałoby się zastąpić ten duet jeden do jednego, nadal powinni być groźni nawet dla najlepszych. Jeśli nie, to i tak spodziewam się, że będzie to zespół grający solidną piłkę.

Marcin Robak jest w stanie włączyć się do walki o tytuł króla strzelców?
Tadeusz PAWŁOWSKI: W okresie przygotowawczym mocno pracował, świetnie się prezentował podczas gier, i sprawiał wrażenie atlety. Nawet wyglądem zdradzał, że jest w dobrej formie fizycznej i psychicznej. Stawiam więc, że stać go będzie na rywalizację z najlepszymi snajperami.

Podobał się panu mundial?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Owszem. Było sporo niespodzianek, i dużo emocji nie tylko w spotkaniach, które kończyły się rzutami karnymi. Naszej reprezentacji turniej się nie udał. Mistrzostwa pokazały, że biało-czerwoni też potrzebują świeżej krwi i zmiany pokoleniowej. Za to wreszcie podobali mi się – mimo wszystko – Brazylijczycy, którzy połączyli dyscyplinę z finezją. Natomiast Rosjanie nie zbudowali raczej zespołu, który przez lata utrzyma się na szczycie. Grali prosto, za to bardzo skutecznie.

Śląsk w sezonie 2018/19 zechce pan budować wedle pomysłu zaproponowanego przez Stanisława Czerczesowa, czy raczej wolałby pan zapożyczyć wzorzec szwedzki?
Tadeusz PAWŁOWSKI: Bliższy jest mi kierunek Skandynawów, ale jeszcze mocniej wzoruję się na piłce niemieckiej, austriackiej, a przede wszystkim szwajcarskiej. Helweci grają bardzo solidnie, w sposób naprawdę poukładany. Dawali radę wychodzić z grupy na każdym z ostatnio rozgrywanych poważnych turniejów. Mają bardzo fajny system szkolenia, znajdujący się pod pełną kontrolą tamtejszej federacji i umieją czerpać z niego już od lat.

*wywiad przeprowadzono 7.07; ukazał się w „Skarbie na ligę”