Tajne kody Stolarczyka

Wisła już sześć razy w tym sezonie pierwsza straciła gola. Trzy z tych meczów udało się uratować – dwukrotnie wyszarpać zwycięstwo, raz (w niedzielę w Warszawie) doprowadzić do remisu. A przecież niewiele brakowało, by i w stolicy Biała Gwiazda sięgnęła po pełną pulę. To nie jest przypadek, a efekt wybuchowej mieszanki. W Wiśle widzimy wiele cech, które powinny opisywać dobry zespół. Hart ducha, wiarę w umiejętności kolegów, wyrachowanie, wreszcie – świetne przygotowanie fizyczne.

– Jest w nas duża wiara w siebie. Wierzymy, że skoro przeciwnik potrafił strzelić dwa gole w niedługim czasie, my jesteśmy w stanie strzelić trzy. Jeśli oni trzy, to my cztery. Tak to sobie tłumaczymy – mówi Mateusz Lis. Teoria to jedno, a co innego to praktyka. Każda drużyna chce zdobyć o tę jedną bramkę więcej niż rywal. To banał, jakby żywcem wyjęty ze słownika ś.p. Kazimierza Górskiego, a jego wprowadzenie w czyn zakrawa na cud.

Ale to nie żaden cud, a – uwaga, kolejny banał – efekt ciężkiej pracy. W trakcie przygotowań do sezonu na testach w Wiśle pojawił się kandydat do gry w zespole Macieja Stolarczyka. W trakcie jednego z treningów podszedł do trenera i powiedział, że już nie daje rady. Został więc odesłany do domu, a wiślacy w tym czasie zaciskali zęby i wypełniali polecenia trenera. Dziś ta praca, podbijana później w trakcie przerw na mecze reprezentacji, przynosi efekty w postaci szokujących wyników.

A do pracy dochodzi chłodna głowa. W przerwie meczu z Legią w szatni Wisły nie było krzyków, a spokojna analiza. Analityk Mariusz Kondak zbiega z trybun i pokazuje piłkarzom nagrania kluczowych akcji. W Warszawie trzeba było zastanowić się, dlaczego gospodarze tak łatwo wchodzą w pole karne gości. Skorygowano to ustawienie, po przerwie Legia miała znacznie większe problemy z kreowaniem sytuacji, udało jej się to dopiero w samej końcówce, gdy rzuciła wszystko na jedną szalę.

Sa Pinto mógł w przerwie myśleć, że przechytrzył krakowian. Legia oddała gościom piłkę, Wisła miała przewagę w posiadaniu, traciła gole po kontrach gospodarzy. A przecież lepiej jej idzie, gdy rywal gra otwartą piłkę. Jeśli portugalski trener w myślach triumfował, po przerwie musiał z żalem pożegnać się z tym przekonaniem. Gra Wisły została ostatnio dokładnie prześwietlona, ale za wcześnie by mówić, że została rozszyfrowana. Tajne kody Stolarczyka nadal nie zostały złamane.

Pracą w Wiśle Stolarczyk wystawia sobie świetną wizytówkę. I nie chodzi tylko o szaleńcze pościgi. Trenerzy rywali mogą powiedzieć – ciężko utrzymać koncentrację, jeśli szybko prowadzimy 1:0, 2:0. Panuje powszechne przekonanie, że prowadzenie 2:0 do przerwy to wynik niebezpieczny, bo trudno utrzymać zawodników w ryzach. Ale Wisła Stolarczyka niedawno była w takiej sytuacji. Prowadziła 2:0 do przerwy z Cracovią i, choć po przerwie Pasy doszły do głosu, wynik ten udało się dowieźć do końca.