Tak dobrego startu eliminacji nie było od 38 lat

Sukces rodzi się w bólach, a o stylu nikt nie będzie pamiętał – oto opinia Jana Bednarka, jednej z najjaśniejszych postaci piątkowej mordęgi reprezentacji Polski w Skopje. Drużyna Jerzego Brzęczka wygrała z Macedonią Północną 1:0, ale styl gry naszej drużyny, a w zasadzie jego brak, pozostawiał wiele do życzenia.

Najostrzejszą samokrytykę złożył, jak na kapitana przystało, Robert Lewandowski. – Rywal na pewno nie był takiej klasy, abyśmy nie potrafili stworzyć sobie sytuacji bramkowych. A tak naprawdę stworzyliśmy… jedną. To za mało, jak na naszą jakość. Męczyliśmy się sami z sobą. Po tym spotkaniu trudno znaleźć jakiekolwiek pozytywy; poza wynikiem, rzecz jasna. Zdobyliśmy przypadkową bramkę. Wierzyć pozostaje, że z czasem będzie to wyglądało lepiej – przyznał Lewandowski, a lepiej podsumować wyczynów biało-czerwonych w trzecim meczu eliminacji Euro 2020 chyba się nie dało.

Pierwsi po Piechniczku

Chichot historii wybrzmiewa jednak niezwykle głośno, bo Jerzy Brzęczek został pierwszym selekcjonerem od… 38 lat, pod którego wodzą reprezentacja Polski wygrała trzy pierwsze mecze kwalifikacji do wielkiej imprezy! Poprzednio takiej sztuki dokonała drużyna prowadzona przez Antoniego Piechniczka, która na starcie eliminacji mundialu 1982 pokonała Maltę, a następnie – dwukrotnie – Niemiecką Republikę Demokratyczną.

– Zdajemy sobie sprawę, że poziom gry naszej drużyny nie był taki, jaki być powinien. Wygrywamy, mamy 9 punktów i cieszymy się z tego, ale mamy pokorę i wiemy, że wiele pracy przed nami. Dla nas to bardzo korzystne, że możemy zmieniać systemy gry. Reagować w zależności od tego, co dzieje się na boisku. W meczu z Macedonią Północną bywały takie momenty, kiedy nie zachowywaliśmy spokoju i nad tym właśnie musimy pracować. Można chwalić zespół za to, że nie stracił jeszcze bramki w tych eliminacjach. Ale to nie jest jeszcze to, czego po sobie oczekujemy – powiedział selekcjoner naszej reprezentacji, Jerzy Brzęczek.

Czasu na poprawę nie ma praktycznie wcale. Reprezentacja Polski wróciła do kraju nad ranem w sobotę, a już dziś wybiegnie na murawę Stadionu Narodowego w Warszawie, aby rywalizować o kolejne punkty eliminacji. Rywal, tak się przynajmniej wydaje, będzie trudniejszy, aniżeli ten poprzedni. Izrael zajmuje drugie miejsce w naszej grupie. Na początek kwalifikacyjnej kampanii zremisował 1:1 ze Słowenią. Następnie, w dobrym stylu, pokonał 4:2 Austrię, a w piątek nie miał najmniejszych problemów z ograniem 3:0 reprezentacji Łotwy. To powoduje, że spotkanie, które rozpocznie się o godz. 20.45 jest meczem o pierwsze miejsce w grupie. Nam starcza remis, ale jeżeli przegramy, to jesiennych meczów eliminacyjnych będziemy wyglądać z pozycji wicelidera grupy G.

Postawa bez komentarza

Jak zatem należy zagrać, aby wygrać? Po tym, co nasz zespół pokazał nie tylko w Skopje, ale we wszystkich dotychczasowych meczach eliminacyjnych, trudno mówić o stylu czy też pomyśle Jerzego Brzęczka na ten zespół. W dotychczasowych meczach zdobyliśmy cztery bramki. Trzy z nich: trafienie przeciwko Austrii, drugi gol z Łotwą i bramka z Macedonią Północną, padły po stałych fragmentach gry, choć na pewno nie można powiedzieć, że są one naszą najbardziej bolesną dla rywala bronią. W Skopje egzekwowaliśmy pięć rzutów rożnych i kilka rzutów wolnych w okolicach pola karnego rywala. Zagrożenia po tych zagraniach nie stwarzaliśmy praktycznie żadnego. Poza przypadkiem, który spowodował, że Krzysztof Piątek wpisał się na listę strzelców. Opierać się jednak na tym, co przyniesie los – najzwyczajniej w świecie – nie wypada.

– Zagraliśmy słabo, ale najważniejsze są trzy punkty. Trener zrobił superzmianę i świetnie, że Krzysiu strzelił gola. Swoją postawę zostawię bez komentarza – tak, na gorąco w Skopje, odniósł się do ostatniego meczu Kamil Grosicki. Na pewno jeden z tych, po których należało się spodziewać więcej. Trudno przewidzieć, czy na dzisiejsze spotkanie trener Brzęczek pomiesza składem. Czy, na przykład, spróbuje gry dwójką napastników, jak to miało miejsce w jedynym, jak dotąd, meczu tych eliminacji u siebie. W Macedonii Północnej selekcjoner zaryzykował dopiero po przerwie i to się opłaciło. Rywal, choć grający ostatnio efektownie, na pewno nie jest z najwyższej półki. Ale po tym, co nasz zespół pokazuje nie wolno nam nie doceniać, tudzież lekceważyć absolutnie nikogo.

Zobacz jeszcze: Oceny po meczu Polski z Macedonią Północną

Ile i za co. Triumf bez bohaterów

 

 

ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ