Taras jak taran

Przed pierwszym gwizdkiem w stolicy Podlasia zadawano sobie tylko jedno pytanie: czy ligowe zwycięstwo nad Zagłębiem Sosnowiec (2:1) było początkiem renesansu Jagiellonii? We wcześniejszych sześciu potyczkach białostoczanie nie odnieśli przecież zwycięstwa, zdobywając przy tym jedynie dwa punkty. Wczoraj po końcowym gwizdku nikt w Białymstoku nie miał wątpliwości, że drużyna dowodzona przez Ireneusza Mamrota wróciła na właściwe tory.

Dym bez ognia

Pierwsza połowa – siląc się na eufemizm – poziomem gry nie zachwyciła. Tylko w premierowym kwadransie tempo spotkania zwiastowało dobre widowisko, tyle że w żaden sposób nie przekładało się to na podbramkowe incydenty. Jedyną sytuacją godną odnotowania był strzał z woleja Juana Camary, po którym piłka nieznacznie minęła słupek bramki „Jagi”.
Z powodu zadymienia boiska – skutek odpalenia rac – arbiter na kilka minut musiał przerwać spotkanie. Po jego wznowieniu obraz gry nie uległ jednak zmianie. Dominowała apatia i brak skuteczności. Gospodarze nie potrafili zagrozić rywalowi nawet wtedy, gdy z krwawiącym nosem boisko opuścił na kilka dłuższych chwil Mateusz Żyro.

Półwolej otwiera…

Druga odsłona dostarczyła znacznie więcej emocji, choć na gola otwierającego wynik spotkania trzeba było czekać do 61. minuty. Spod linii bocznej rzut wolny egzekwował wówczas Guilherme. Po jego centrze w pole karne białostoczanie dwukrotnie zagrywali piłkę głową, aż trafiła ona pod nogi Tarasa Romanczuka – ten uderzył bez zastanowienia z półwoleja i było 1:0.

Co ciekawe, Ukrainiec z polskim paszportem na krajowym podwórku zdobywa bramki wyłącznie w domowych konfrontacjach z Miedzią. W sierpniu pokonał bramkarza legniczan w meczu przegranym 2:3. Tym razem – jak mocno wierzył – jego trafienie miało zapewnić „Żubrom” awans do finału Pucharu Polski. Nie wiedział, że swój wyczyn będzie musiał skopiować jeszcze tego samego wieczoru.

…głowa zamyka

Tymczasem to właśnie po faulu Romanczuka arbiter podyktował rzut wolny dla gości w odległości 25 metrów od bramki strzeżonej przez Mariana Kelemena. Do piłki podszedł Petteri Forsell i kapitalnym strzałem nad murem nie dał słowackiemu golkiperowi szans na skuteczną interwencję. Fińskiemu pomocnikowi również przypomniało się starcie obu drużyn z rundy jesiennej bieżącego sezonu. Na listę strzelców wpisał się wtedy w Białymstoku dwukrotnie.
Po wyrównaniu Miedź nie cofnęła się, lecz postawiła na wysoki pressing. I kiedy wydawało się, że konieczna będzie dogrywka, rezerwowy Jesus Imaz indywidualną szarżą wywalczył rzut różny – już w doliczonym czasie gry. Do dośrodkowania Guilherme najwyżej wyskoczył Romanczuk i mocnym strzałem głową rozstrzygnął losy półfinału!

 

Jagiellonia Białystok – Miedź Legnica 2:1 (0:0)

1:1 – Romanczuk, 61 min (asysta Kwiecień), 1:1 – Forsell, 78 min (wolny), 2:1 – Romanczuk, 90+1 min (głową, asysta Guilherme).

Sędziował Paweł Gil (Lublin). [Widzów] 18 115.
JAGIELLONIA: Kelemen – Arsenić, Runje, Mitrović, Bodvarsson – Novikovas (90+3. Wójcicki), Romanczuk, Kwiecień (81. Imaz), Pospiszil, Guilherme – Klimala. Trener Ireneusz MAMROT.

MIEDŹ: Kanibołockyj – Miljković, Żyro, Bożić (67. Szczepaniak), Osyra, Pikk – Ojamaa, Augustyniak (66. B. Fernandez), Santana, Camara – Forsell. Trener Dominik NOWAK.
Żółte kartki: Romanczuk – Ojamaa, Bożić, Osyra, B. Fernandez.

 

Rafał Werner

 

Na zdjęciu: W Białymstoku o awans do finału walczono nawet na czworakach (z lewej Guilherme, obok Rafał Augustyniak).