Ryszard Tarasiewicz: Decyzja Piątkowskiego była dla nas prestiżowa

Jak bardzo jest pan zadowolony z pozyskania Mateusza Piątkowskiego?
Ryszard TARASIEWICZ: – To zawodnik o określonej marce. Na pewno nie jest to jakiś wybitny snajper, ale gwarantuje regularność w zdobywaniu bramek. Nie potrzebuje 36 sytuacji, by strzelić jednego gola. My akurat czy to jesienią, czy nawet w sparingach, stwarzamy na tyle klarowne okazje, że przy odpowiednim zachowaniu Mateusza w polu karnym, przy jego doświadczeniu, możemy być znacznie groźniejsi dla przeciwników.

Piątkowski ma już 34 lata. To pana w żaden sposób nie zniechęcało?
Ryszard TARASIEWICZ: – Żywotność piłkarzy jest dzisiaj dużo większa. Nie był nigdy kontuzjogenny. Ma dobrą fizjologię, budowę ciała. Trzyma reżim. Podpisał półtoraroczny kontrakt, który może dobrze przysłużyć się temu zespołowi. Uważam ten ruch za bardzo rozsądny i logiczny, choć wiadomo, jakie są odgłosy – że trzeba inwestować w młodszych, i tak dalej… Na to wpływu nie mamy. Nie takich starych piłkarzy, za nie takie pieniądze, pozyskują słynne zachodnie kluby. Piątkowski będzie naszym atutem w ofensywie i to nie ulega wątpliwości.

Znaliście się wcześniej?
Ryszard TARASIEWICZ: – Nie współpracowaliśmy w żadnym klubie. Rozmawiałem z Mateuszem kilkukrotnie przez telefon, spotkaliśmy się we Wrocławiu na kawie. Przedstawiłem mu, jak drużyna będzie funkcjonować – przynajmniej w tym okresie, kiedy obowiązuje mój kontrakt – i jaka jest perspektywa rozwoju klubu. Rozpatrywał inne opcje, ale podjął decyzję, która jest dla nas bardzo prestiżowa.

Piątkowskiego chciała też Stal Mielec, walcząca o awans do ekstraklasy. Nie obawia się pan o sferę mentalną Piątkowskiego?
Ryszard TARASIEWICZ: – Nie. Myślę, że jest świadom tego, czego od niego oczekujemy my – i czego oczekuje od siebie on sam. W polskich warunkach wyrobił sobie dobrą markę. Nie sądzę, by chciał ją zdewaluować, rozdrabniać się, odcinać kupony i zadowalać tym, że dziesiątego dnia każdego miesiąca pobiera pensje. To rozsądny chłopak, wystarczająco długo gra w piłkę, by nie musieć podpisywać kontraktu tylko dlatego, że „przypiekło” go życie.

Jesienią miał pan do dyspozycji tylko Jakuba Vojtusza i Michała Staniuchę, zimą doszli Artur Siemaszko i Piątkowski… Nie za duży tłok się zrobił w Tychach wśród napastników?
Ryszard TARASIEWICZ: – Staniucha jest młody i goni tę pierwszą trójkę. Mam nadzieję, że jest tego świadom. Siemaszko to chłopak z potencjałem, z możliwością rozwoju kariery, ale nadal nie jest naszym zawodnikiem, bo został wypożyczony z Lubina. Poza tym – ma drobne problemy ze zdrowiem, z mięśniem prostym brzucha. Różnie to bywa. Mogą być takie fazy meczów, kiedy będziemy potrzebowali dwóch napastników.

Na to trzeba się zabezpieczyć. Wiem, że można odebrać to tak, że idziemy ze skrajności w skrajność; że nie mieliśmy napastników, a teraz jest ich za dużo. Mamy jednak swoje cele. Nikt tu nie będzie bawił się w sentymenty. Niezależnie od kształtu naszej kadry, każdy będzie co tydzień spoglądał na to, jaki osiągnęliśmy wynik. Z tego rozliczany będzie sztab, zarząd, cały klub. Cokolwiek zrobimy – i tak będzie gadane. Że za młody, że za stary, że będzie odcinał kupony. Jak nie urok, to…

Dopuszcza pan, że będziecie zaczynali ligowe mecze na dwójkę napastników?
Ryszard TARASIEWICZ: – Powiem szczerze, że nie. Musimy na początku wiosny zapalić, zdobyć w 3-4 meczach maksymalną liczbę punktów, by potem – na ile będzie to możliwe – zweryfikować nasze plany. Wiemy jednak, że będą sytuacje – oby jak najrzadziej – kiedy trzeba będzie gonić wynik. Wtedy możemy zwiększyć siłę rażenia, która i tak nie jest mała. W większości jesiennych spotkań kontrolowaliśmy środek pola, on nadawał ton naszej grze. Zbyt wiele piłek z bocznych sektorów, kierowanych wzdłuż bramki, nie zostało jednak wykończonych.

 

Na zdjęciu: Ryszard Tarasiewicz mocno liczy na pozyskanego z Miedzi napastnika Mateusza Piątkowskiego.