Tarasiewicz ma nadzieję, że… włączą światło

Radość po niedzielnym zwycięstwie w Sosnowcu trwała krótko, bo już w czwartek rano piłkarze GKS-u Tychy wyruszyli w podróż na kolejny mecz. Tym razem podopieczni [Ryszarda Tarasiewicza] mieli do pokonania ponad 500 kilometrów, więc szkoleniowiec uznał, że lepiej wyjechać wcześniej i dotrzeć do Sępólna Krajeńskiego, żeby z niego wykonać skok na Chojnice.

Bracia przed szansą

– Zaplanowaliśmy sobie, że po całodziennej podróży, gdy dojedziemy na miejsce, to o 17.00 przeprowadzimy trening, a w piątek rano pobudzimy mięśnie, by o 20.00 zawodnicy byli gotowi do gry na najwyższych obrotach – mówi trener Tarasiewicz. – Z dobrych wiadomości mogę zakomunikować, że pojechał z nami Marcin Biernat, jednak jego rozbity policzek, na którym ma trzy szwy, nie jest jeszcze zagojony. Dlatego dopiero przed samym meczem zadecydujemy czy nasz doświadczony stoper będzie gotowy do gry, na boisku, na którym spędził dwa sezony, nim przyszedł do GKS-u.

Problemów kadrowych mamy więcej, a w związku z nimi do autokaru wsiedli na przykład obaj bracia Biegańscy. Młodszy z nich, 16-letni Janek ma już co prawda za sobą minuty spędzone na I-ligowych boiskach i występy w juniorskich reprezentacjach, ale na pewno nie można go nazwać ogranym zawodnikiem. Nie ma to jednak żadnego znaczenia dla naszej taktyki i nastawienia. Za każdym razem wychodzimy na boisko, żeby pokazać dobrą grę i zdobyć punkty.

Walkoweru nie było

Nie udało się tego osiągnąć w ostatnim meczu poprzedniego sezonu, w którym tyszanie przegrali w Chojnicach 1:4.
– O tym spotkaniu wolę sobie nie przypominać i to z paru powodów – dodaje Ryszard Tarasiewicz. – Po pierwsze, ostatnie mecze w sezonie mają swoje prawa. Po drugie, sędzia podyktował kontrowersyjnego karnego na 2:0, a po trzecie, na spotkanie, które rozpoczęło się o 18.30 i skończyło o 20.30, gospodarze – mimo naszych protestów – nie włączyli świateł.

To było trochę chamskie

Uważam, że takie podejście do organizacji meczu powinno skutkować walkowerem technicznym. Mam nadzieję, że teraz gospodarze włączą światło, bo zaczynamy grać o 20.00. Mamy swoje do udowodnienia w Chojnicach, ale przede wszystkim chcemy pokazać, że jesteśmy zespołem, który wypracował swój styl. Po pierwszym w tym sezonie wyjazdowym zwycięstwie w Sosnowcu, z kolejnego trudnego terenu także chcemy wrócić ze zdobyczą punktową.

Gola nie widział

Do Chojnic pojechał również kierownik tyskiej drużyny Grzegorz Kiecok, ukarany czerwoną kartką w Sosnowcu. Podczas meczu z Chojniczanką nie będzie mógł jednak pełnić swojej funkcji. – Usunięcie z ławki skutkuje odsunięciem od minimum jednego meczu – wyjaśnia Kiecok. – Mam nadzieję, że na tym się skończy, bo to nie było jakieś wielkie przewinienie. Zwróciłem uwagę arbitrowi, że przy bramce, którą straciliśmy w Sosnowcu sędzia asystent podniósł chorągiewkę i tą sygnalizacją zdezorganizował nam grę obronną. Gdy sędzia się odwrócił, to delikatnie dotknąłem jego przedramienia i za to zostałem ukarany.

Musiałem opuścić ławkę i nie widziałem jak błyskawicznie odpowiadamy zdobyciem zwycięskiej bramki. Drzwi w tunelu prowadzącym w Sosnowcu do szatni zamykają się automatycznie i – choć są przezroczyste – skutecznie odcinają głos. Gdy się odwróciłem zobaczyłem, że piłka jest na środku, a zawodnicy Zagłębia rozpoczynają grę. Zaskoczony takim obrazem zapytałem panów z ochrony czy padł gol, a gdy okazało się, że prowadzimy 2:1, pomyślałem sobie, że ta moja reakcja na coś się jednak przydała. Dlatego spokojniejszy poszedłem do szatni czekać na ostatni gwizdek.

Incognito na trybunach

W Chojnicach kierownik GKS-u nie będzie mógł uczestniczyć w przedmeczowej odprawie, ani w trakcie meczu wchodzić do szatni drużyny. – Do momentu przyjazdu na stadion będę wykonywał swoje zadania – zapewnia Grzegorz Kiecok. – Na mojej głowie była podróż, hotel, posiłki, sprzęt oraz cała otoczka związana z podróżą i przygotowaniem do meczu. Na odprawę z delegatem pójdzie jednak któryś z asystentów trenera, Tomek Wolak albo Tomek Horwat. Oni także będą odpowiedzialni za dokonywanie zmian w trakcie meczu. Myślę, że dadzą sobie radę, a ja incognito na trybunach będę przeżywał emocje i do swoich obowiązków wrócę po meczu.

Już raz to przeżyłem, bo rok temu w spotkaniu, przegranym 0:1 roku w Niepołomicach, zostałem usunięty na trybuny przez sędziego Konrada Kiełczewskiego, który… poprowadzi nasz mecz z Chojniczanką. Wolę go jednak wspominać z majowego meczu z Rakowem, bo wtedy w Częstochowie zremisowaliśmy 0:0 z rywalem świętującym już awans do ekstraklasy.

 

Na zdjęciu: Decyzja czy Marcin Biernat (z lewej) wystąpi dziś na dobrze sobie znanym stadionie zapadnie tuż przed meczem.

Murapol, najlepsze miejsca na świecie I Kampania z Ambasadorem Andrzejem Bargielem

 
ZACHĘCAMY DO NABYWANIA ELEKTRONICZNYCH WYDAŃ CYFROWYCH

e-wydania „SPORTU” znajdziesz TUTAJ