Tarasiewicz: Sędziowie zabrali nam siedem punktów

17 punktów, 9. miejsce. Jak ocenia pan wasze położenie w pierwszoligowej tabeli?
Ryszard TARASIEWICZ: – Punktów powinniśmy mieć o 6-7 więcej. Nie mamy ich ze względu na ewidentne błędy sędziów. Mamy na to dowody, materiały. To nie jest wyssane z palca. Nie jest tak, że Tarasiewicz się czepia sędziów. Moi zawodnicy włożyli w dotychczasowe mecze wiele wysiłku, grali dobrze w piłkę, prowokowali przeciwników do błędów; do łapania żółtych kartek, prokurowania rzutów karnych. Weźmy dwa ostatnie – przegrane – mecze. Z Olimpią Grudziądz nie uznano nam gola Kristo na 3:0. Olimpia nie powinna mieć karnego. W Niecieczy bramkę na 3:3 tracimy z ewidentnego spalonego, należała nam się też co najmniej jedna jedenastka. W Jastrzębiu nie uznano trafienia Mańki na 2:2. Nie wspominam już nawet ręki Modelskiego na Podbeskidziu, z którym mecz był wyrównany. Takie detale potem decydują. Mamy na to wszystko zapisy. Będę powtarzał – jeśli trzeba, to i co trzy dni – że nie jesteśmy zespołem o dwie klasy lepszym od innych, by przechodzić suchą stopą przez tak ewidentne błędy sędziowskie.

Sporo pan o tym mówi. Może to szkodzi?
Ryszard TARASIEWICZ: – Powiem inaczej. Jeśli będę milczał, to ktoś pomyśli: „Dawaj no, nie odzywają się, to jedziemy z tymi Tychami jak z dziką świnią!”.

Czyli sugeruje pan, że sędziowie nie mylą się, a robią coś z premedytacją?
Ryszard TARASIEWICZ: – Ale ileż można się mylić? To nie są sędziowie mający po 17 lat.

Napastnik nie wykorzysta sytuacji sam na sam, sędzia nie odgwiżdże karnego. To naturalne.
Ryszard TARASIEWICZ: – No dobra, czyli uznajemy za niefortunny zbieg okoliczności, że w 12 meczach mamy 7 punktów mniej wskutek ewidentnych błędów sędziów.

Kto miałby w tym interes?
Ryszard TARASIEWICZ: – Nie wiem, ale wiem, że dostajemy po głowie. To fakty, a z nimi się nie dyskutuje.

Śledzi pan, czy inni trenerzy w pierwszej lidze też tak narzekają?
Ryszard TARASIEWICZ: – Mało tego jest. Ale gdy jedziemy na mecz, to przeciwnicy – przecież zawodnicy wzajemnie się znają! – sami uśmiechają się i mówią, że jesteśmy… wiadomo, co.

Co?
Ryszard TARASIEWICZ: – Nie będę się wyrażał. Nie jest też tak, że usprawiedliwiam się. Ktoś powie, że trzeba było strzelać więcej, tracić mniej, a nie szukać wymówek. No jasne! Bo my jesteśmy Barceloną, gramy sobie z Las Palmas i jeśli sędzia da nam trzy razy w torbę, to i tak wpakujemy mu sześć bramek. Nie, tak to nie funkcjonuje.

W tym sezonie ujrzał pan już dwie czerwone kartki.
Ryszard TARASIEWICZ: – Po tej drugiej, z Olimpią Grudziądz, pojechałem do Warszawy. Nie chciałem prosić w PZPN-ie o najniższy wymiar kary, tylko o anulowanie tej kartki. Szukałem sprawiedliwości, zrozumienia, którego nie otrzymałem. Gdybym był w tym meczu nie w porządku, to wobec takich błędów sędziowskich dostałbym jedną albo dwie kartki już w jego trakcie. Po nim mogę chyba wyjść na murawę i zapytać się sędziego, dlaczego podjął takie decyzje? „Co wy wyprawiacie? Dlaczego tak gwiżdżecie?” – za to była czerwona kartka.

W opisie sędziowskim padło, że trener Tarasiewicz otrzymał czerwoną kartkę za wtargnięcie na boisko po meczu i kwestionowanie decyzji. Ani nie werbalne obrażanie, ani cielesne. No to przepraszam bardzo. Może PZPN mógł podjąć jakąś mniej standardową decyzję i anulować taką karę? Znowu dajemy jednak przyzwolenie. Jeśli mój zawodnik popełni jeden, drugi, trzeci błąd, to nie gra, a w przerwie zimowej musi sobie szukać klubu. A sędziowie co? Kto nam to odda? Ktoś, kto nie ma właściwego przekazu, powie: „W mordę! Te Tychy znowu na 9., 10. miejscu, ależ oni muszą padlinę grać”. A my w każdym meczu dobrze gramy! I za to zawodnicy powinni być zrekompensowani.

Wiem, że futbol nie jest sprawiedliwy. Może ci nie wpaść, może się zdarzyć błąd techniczny, brak koncentracji, nie wykorzystasz karnego. Ale nie dopuszczajmy osób trzecich, by niweczyły pracę tylu ludzi.

Skoro czujecie się krzywdzeni, czy w klubie pojawiają się pomysły, by coś z tym fantem zrobić?
Ryszard TARASIEWICZ: – Nie wiem. Może czekamy jeszcze na dwa-trzy klapsy – i wtedy zareagujemy? Lepiej, żeby ich nie było. Może liczymy na to, że pokorne ciele dwie matki ssie. Moja mama mi to cały czas powtarza. Tyle że cisza daje przyzwolenie na to, by bez żadnych konsekwencji robić błędy. „Bo i tak Tychy nie otwierają gęby, to jak ich trzepnę na dwie bramki, nic się nie stanie”. I jedziemy dalej. A my będziemy nosić ten krzyż. Ale nie chcę, byśmy się rozczulali się nad sobą. Zabroniłem tego zawodnikom.

W pierwszej lidze spędził pan wiele lat. Sędziowanie jest coraz gorsze?
Ryszard TARASIEWICZ: – Nie wiem. Nie słyszę, by ktoś podnosił kwestie sędziowania tak, jak ja. Czyli okazuje się, że można jakoś w miarę sędziować.

No to jak, macie pecha?
Ryszard TARASIEWICZ: – Nie wiem, czy to można nazwać pechem. Pecha można mieć raz. Ktoś, kto prowokuje los, ma pecha? Jeśli jest ślisko, to nie jedziesz na zakręcie 140 na godzinę.

Pamięta pan mecz, w którym sędziowie pomogli GKS-owi?
Ryszard TARASIEWICZ: – Szczerze? Nie.

Krótka pamięć czy go nie było?
Ryszard TARASIEWICZ: – Może krótka. Jeśli ktoś pamięta, to niech przytoczy. Ale ja przecież nie chcę żadnej pomocy od arbitrów. Chcę obiektywnego sędziowania.

Jeśli sędziowie przeczytają te słowa, co może się pojawić w ich głowie?
Ryszard TARASIEWICZ: – Nie wiem, oczekuję obiektywizmu. Tego, by byli skoncentrowani, podejmowali właściwe decyzje. Rozumiem, że jeśli debiutuje sędzia z trzeciej ligi, to jest spięty. Ale mowa o arbitrach mających doświadczenie. Nie uważam, żeby to był przypadek. Gdybym obrażał sędziów, to protokoły byłyby dla mnie nieprzyjazne. Opisywano by, że jestem nieprzyjemny, że ubliżam sędziom, a tak nie jest. Zawsze mówię sędziom per „pan” i nie przeklinam.

Co mówi pan zawodnikom?
Ryszard TARASIEWICZ: – By grali swoje, myśleli pozytywnie, reagowali, ale nie wymachiwali rękami – choć wiem, że to trudne. Mają się odzywać do sędziego zdecydowanie, ale z szacunkiem; tak, jak robię to ja. Do zachowania wobec sędziów nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Muszą skoncentrować się przede wszystkim na grze. Było – minęło. Będzie następna akcja. Trzeba dążyć do zdobywania bramek, a nie rozczulać się, robić za męczenników. Wiem, że nie jest to łatwe, ale takimi kategoriami trzeba myśleć.

Nie boję się o swój zespół, nie obawiam się rywali. Najbardziej obawiam się pewnych decyzji sędziowskich, które rozstrzygają o przebiegu meczów. W Miedzi Legnica zabrakło mi do awansu punktu. Dziś w Tychach przez sędziów mamy siedem punktów mniej, w Miedzi uzbierało się 12. Nie chciałbym, by ta sytuacja się powtórzyła w Tychach, ale trzeba reagować w tym momencie. I mówić.

Na zdjęciu: Ryszard Tarasiewicz otrzymał w tym sezonie już dwie czerwone kartki – jedną z nich od Mateusza Złotnickiego (z lewej).